KIEROWNICY BUDOWY vs ROBOLE i DŹWIGOWI 1

Dzony_012
Dzony_012

     KIEROWNICY BUDOWY vs ROBOLE i DŹWIGOWI 


     Prawdziwa historia. Gdańsk wiosna 2017

Drogie Mirki. Każdy operator zaczyna od nauki panowania nad urządzeniem. jednym przychodzi to szybciej, innym później, w końcu większość operatorów albo się tego się nauczy, albo wypadają z obiegu. Zazwyczaj powodują wypadki, a takich ludzi się nie zatrudnia. Szkoda, że ta procedura nie tyczy się wszystkich osób pracujących na budowach.


     Bezrobocie

Budowa na której spędziłem ostatnie siedem miesięcy skończyła się. Pożegnałem ekipę, kierownictwo, zrobiłem żurawiowi ostatnie zdjęcie. Kiedy żuraw idzie do demontażu i trafia pod młotki, operator zostaje zwolniony ze stanowiska. Zwyczajnie nie jest już potrzebny. Wtedy trzeba szukać nowego kontraktu. 

Btw. Po lekturze moich poprzednich wspominek można odnieść wrażenie, że cała branża dotycząca pracy na żurawiach leje na wszystko i wszystkich. Cóż ... To prawda. Nie licząc młodziaków. Nawet najlepszy, najbardziej nadgorliwy operator, gotowy do największych poświęceń zostanie wydalony z budowy kiedy przestanie być potrzebny. A w końcu przestanie być potrzebny. Budowa się skończy i żuraw idzie do rozbiórki. W ten oto sposób wszyscy operatorzy są zwalniani średnio dwa-cztery razy w roku. Skóra się gruba robi. Jest to wpisane w nasz fach i nic nie można na to poradzić. Wtedy nie ma co się dziwić, że presja i groźby kierownika staje się dla nas równie ważna jak brzęczenie osy która próbuje dostać się do zamkniętej kabiny. Nikt nie lubi osy, ale co tam, niech sobie wali czółkami o szybę. W końcu i tak będziemy z jego budowy wywaleni. To tylko kwestia czasu. A kiedy groźby takie wygłasza błazen który próbuje zmusić cię do robienia czegoś głupiego, niebezpiecznego i niezgodnego z przepisami … Dodajcie sobie dwa do dwóch.

Pochodzę z trójmiasta i chciałem wrócić z Warszawy do pięknego Gdańska. Rynek trudniejszy ale miałem już doświadczenie. Nadarzyła się okazja. Blendzior, ten który wybył za chlebem na zachód, postanowił wrócić do polski. Mniejsza kasa, ale blisko rodziny. Jak na tym wyszedł? Pół roku później pracował w Szwecji. W każdym razie Blendzior znalazł pośrednika na Gdańsk i skontaktował nas ze sobą. Nazwijmy go Mnich. Czemu mnich? Bo chłop spędził 20 lat w tybetańskich klasztorach studiując spokój ducha i spędzając całe dnie na medytacji nad taflą niezmąconego niczym jeziora. Musiało tak być. Jak inaczej wytłumaczyć jego anielską cierpliwość?

     Becoming evil 7
Wiosna 2017. Z bólem serca opuściłem firmę Daria. Chłop dał mi szansę i bardzo wiele mnie nauczył. Nasz kontakt się nie urwał i zawdzięczam mu więcej, niż tu opisałem, ale to opowieść na inną okazję. Dostałem robotę na ogromnej budowie tuż obok dworca głównego w Gdańsku. Nie miałem samochodu, do pracy miałem 50 kilometrów i dojeżdżałem pociągiem. Przed podjęciem stanowiska wyraźnie zaznaczyłem ten mankament. Obiecano mi pracę do godziny 17.

Pierwszy dzień na nowej budowie. Idę do biura. Przedstawiam się Kierownikowi, pokazuję uprawnienia i zaznaczam wyraźnie, że dojeżdżam pociągiem i pracuję tylko do 17. "Spoko, nie ma problemu" Potem szkolenie BHP. Ależ to było inspirujące i potrzebne. Z nowych rzeczy dowiedziałem się, że muszę mieć odpowiednie buty. reszta była mi znana. Pani z BHP wręczyła mi kamizelkę i biały kask z napisem gość. Wewząłem ubiór i spytałem, czy mogę iść w moich butach. NIE! Odparła stanowczo po czym w milczeniu zaprowadziła mnie pod mój nowy dźwig.

Roboty było od cholery. Pot po dupie kapał. Z dziesięciu żurawii pracujących na tej budowie z trzema byłem w kolizji. Kierasem mojej działki okazał się ulepszony klon Jurczaka z poprzedniej budowy. Jurczak 2.0. Pretensje miał do wszystkiego, ale jednym wyróżnił się szczególnie.
- Operator kuwa! Co nic nie robisz kuwa!

Jego charakterystyczną cechą było to, że najbardziej polskie słowo ... bardziej polskie niż "żółć", nasz Jurczak 2.0 nie wypowiadał litery "R". Ale to dygresja. bardziej mnie zastanawiało czego gość ode mnie chciał? W końcu nic nie robiłem.
- Ze wszystkim się ogarnąłem i póki co nikt niczego ode mnie nie chce.
- To kuwa schowaj gdzieś te haki huwa. Do dziury jakiej wjedź kuwa. Żebym nie widział jak nic nie robisz kuwa.

Jurczak 2.0 dał też popis w dziedzinie zarządzania. O 15 zamknęliśmy ostatnią ścianę i przez dwie godzinny czekaliśmy bezczynnie na beton. Bezczynnie jeśli nie liczyć mojego rosnącego ... niepokoju. Ostatni pociąg maiłem o 19:35, a jeszcze trzeba zwiatrować maszynę, zejść na dół, przebyć budowlany labirynt i dojść na peron. Poza tym umawiałem się z tymi baranami do której robię. Dzwonię do biura. Słyszę tylko, że beton już jedzie. Co dziesięć minut przez dwie godziny. O 17 przyjechała pierwsza gruszka. Niecała godzinka i wylana. Zbliżała się 18. Wkurw narastał. Jeden z debili z biura sprawdził mój rozkład pociągów i zauważył, że do mojego miasta pociągi jeżdżą co godzinę. Nie zwrócił uwagi, że każdy pociąg po 19:35 ma przesiadkę w Tczewie, a najbliższy pociąg z Tczewa do mnie wyjeżdżał po 5:30 rano następnego dnia. Kieras z biura, wykszatłcony człowiek z dyplomem, nie potrafił zrozumieć w czym problem …

Jurczak 2.0 chwycił za radio i jedzie po mnie z góry na dół. Przypominam temu kretynowi o której mam ostatni pociąg:
- To musisz se poprzestawiać kuwa bo my tu kuwa poważno budowe mamy kuwa!
- Dobry pomysł. Zadzwonię zaraz do zarządu spółki intercity i poproszę ich, żeby zrobili nowy rozkład pociągów.
- No!
Tego było za wiele. Niby nauczyłem się już pracować z pół mózgami, ale do takiego etapu jeszcze nie doszedłem. Nie ta liga. Żegnam się z ekipą, haki w górę i wracam do domu. Wtem sypią się telefony z biura. Powtarzam jak mantrę na ile pracy się umawiałem i o której mam ostatni pociąg, ale ci swoje. Po co wracać do domu? jest praca zdalna, to może być zdalne ... domowanie? W końcu któryś z nich wpadł na pomysł, żeby zwinąć beton spod innego żurawia. Inny biedak musiał siedzieć po godzinach. Gruszka przyjechała, wylałem punkt 19 i biegiem na pociąg. 

Z nauk BHP'opskich, wszyscy na budowie je przeszli, jedna z mądrości kazała patrzeć w górę. Nie wchodzić pod ładunek i nie biegać po budowie. Jak do tego doszło, że jakiś sprinter wybiegł zza ściany i wpierdolił się prosto w kondon pojemnika z betonem który akurat opuszczałem pod wylewkę stropu? Czemu wkurwiony odgrażał mi pięścią? Dobrze, że nie wbiegł pod pociąg. Raczej nie dałby potem rady odgrażać się maszyniście.

     Becoming evil 8
Wracam tam dnia drugiego i znów Jurczak 2.0 męczy o nadgodziny. Był, chyba szczerze, zdziwiony, że nie udało mi się poprzestawiać rozkładu jazdy pociągów. Kiedy o 18:50 nie było gruszki z betonem, już nawet się nie wnerwiałem. Haki w górę, operator w dół. Oczywiście telefony do mnie, do Mnicha (mojego pracodawcy) i pretensje. Mnichowi przypominam jak się umawialiśmy. Nie miał pretensji. Kierasom natomiast pozwalałem się wypłakać do słuchawki, a potem, jak nauczał instruktor Karol, odpowiadałem trzema słowami do ojca prowadzącego.

     Kierownik 4
Myślałby kto, że na tak dużej budowie panują jakieś zasady. Że praca jest zorganizowana, ludzie udają przynajmniej, że przestrzegają BHP, a gargantuiczna ilość kierasów w biurze oznacza ład i porządek. Gdzie tam. Mnich ogarnął kierasów i dogadali się, że przeniosą mnie na żuraw obok. Miała tam być praca do 17. Rano wchodzę do góry i po przywitaniu się z ekipą ci poinformowali mnie, że akurat chcą zacząć pracować dłużej...
- Dobra panowie. Róbcie sobie dłużej. Róbcie i do drugiej w nocy. Ja mam wyjebane. Zwisa mi to jak długo chcą was tu trzymać. Godzina 17 i jestem na dole.
- Jak to tak? A dźwig?
- A zwisa mi to kutas w saunie pełnej emerytów. 
- Nie no. Dżony. Kierownik cie przecie z roboty wypierdoli.
- Chlopie! Wypierdoli mnie z tego pierdolnika!? Powiedz któremu ja mam flaszkę wręczyć, żeby mnie stąd zwolnił!
Oczywiście kierasy dowiedziały się o moich niedorzecznie niedorzecznych zachciankach pracy do 1godziny 17 i rozdzwoniły się telefony. Dowiedziałem się o tym dopiero wieczorem po powrocie do domu bo zapomniałem wziąć telefonu do roboty. 1000 nieodebranych połączeń i SMS o treści: "rano do mnie do mojego biura"

Tamtego dnia sprinter, albo jego naśladowca, popisał się jeszcze raz. W kółku różańcowym stała grupka ludzi, w tym dwa białe kaski i coś tam się modlą. Nagle sprintera dziabnął jeżozwierz, chłop podskoczył, odwrócił się na pięcie i po raz kolejny z rozpędu wpadł w kondon od leja z betonem, który w ostatniej chwili udało mi się trochę podnieść. Chłop mało się nie przewrócił na świeżo wylany strop. Kółko różańcowe zaczęło bić mu brawo, a kiedy sprinter coś tam łapami wskazywał na mnie, jeden z kierasów patrząc na niego poklepał się po białym kasku.

Ranek. Idę do biura. Główny kierownik zabiera mnie do sali odpraw BHP i zaczyna monolog. 
- Co z wami jest nie tak? Wszyscy operatorzy są jacyś nienormalni! Mam z wami same problemy! Czemu wy tacy jesteście? Było was to ze czterdziestu! Albo robić nie umiecie albo robić wam się nie chce! Beton zostawiacie na ziemi! Ja za niego kurwa płacę! Czemu nie możecie normalnie pracować! Co to za porządki!
I tak dalej i tak dalej. Czekam aż się zmęczy i odpowiadam.
- Panie kierowniku. Co z nami jest nie tak? Umawiam się na pracę do 17, zostaję do 19 i mi się robić nie chce? Ja nie umiem zamawiać betonu na czas? Ja jestem złym pracownikiem? Nie umiem pracować? Zatrudnij tu jeszcze jednego operatora. Miałeś tu Pan masę operatorów, a kierownik pozostał jeden. Z rachunku prawdopodobieństwa gdzie wciąż powtarzały te same problemy tylu różnych operatorów, a niezmienny pozostał kierownik. Gdzie leży problem? 

Kieras spojrzał na mnie jak król na chłopca stajennego, który w obecności możnych przystawia się do księżniczki.

- Przepraszam. Wiem, że to ja jestem winny za całe zło tego świata.

Kierownik zresetował system, przywrócił kopię zapasową utworzoną przed naszą rozmową i zaczął od nowa. Klasyka. Coś tam dodawał o trudzie pracy kierownika. Ja mu odpowiadałem o lekkości bycia operatorem. W końcu powiedział, że do końca tygodnia wytrzymają pracę do 17, a potem przeniosą mnie na inny dźwig, gdzie się robi krócej. Było tak jak mówił kierownik? Po części. Faktycznie przez trzy dni pracowaliśmy do 17. Nie było dnia, żeby jakiś z kierasów nie wypominał mi tej niedorzecznej zachcianki przez radio. 


     Becoming evil 9
Nowy tydzień, wciąż na tej samej budowie, na trzecim już dźwigu. Terex. Warunki kolizyjne nie z trzema, nie z czterema, ale z pięcioma innymi żurawiami. Dowiedziałem się, że przede mną, na tej jednej tylko maszynie, było ze trzydziestu operatorów i nawet prezes, właściciel tego żurawia pofatygował się na budowę wysłuchaćskarg osobiście bo kierasy miały tego złoma dość. Jak ja nienawidziłem tej maszyny. Zamulony jak kierasek, powolny jak kierasek, głośny jak kierasek i awarynjy …. Nie będę się powtarzał. Roboty było od jasnej cholery. Na poprzednich dwóch dźwigach też, ale niecodzienna jakość tamtego terexa potęgowała moje wyczerpanie pracą. Dochodzi 17 i chcę schodzić ale BANG. Strzał w ryj. Dowiedziałem się, że od miesięcy na tym dźwigu pracują do 20-21! Nieudacznik z biura wrzucił mnie na tego wspaniałego terexa TYLKO dlatego, że mieli robić tam normalnie! 7-17! Hakowy zdziwiony mówi, że kierownikowi chyba się coś pojebało, że od zawsze tyrają po 14 godzin dziennie. Zaraz potem jeden z kierasów dzwoni i pyta, czy nie chciałbym przyjeżdżać na szóstą rano.

Skończyliśmy o 19. Cóż za radość. Dzień później spóźniał się beton. O 16 pozamykane ściany i czekamy. Czekamy w kompletnej bezczynności. Gruszka przyjechała o 18:30. 18:50 Wylałem dwa kible, kazałem go odpiąć. Kiedy do 18:55 tego nie zrobili haki z kiblem do góry. Tyle mnie już ten sralnik obchodził.

     Becoming evil 10
Środa. W drodze do kabiny, na drabince, zajebiście zaskoczony, mijam schodzącego w dół operatora. Tak. Przyszedł tam za mnie na szóstą. Na przerwie dzwoni do mnie kieras tamtej działki. Nie był to Jurczak 2.0. Jęczał, że tak nie można betonu zostawiać. Że jak gruszka przyjeżdża, to trzeba zagryźć zęby, zostać i wylać. Kiedy nie dotarło do niego jak się umawiałem w biurze i o której mam ostatni pociąg kazałem mu zamknąć pizdę i nie dzwonić do mnie podczas przerwy. De Ja Vu. Godzina 17, ściany pozamykane, bezczynnie czekamy. 18:30 gruszka przyjechała, a operator odjechał.

Czwartek. Po przerwie uderzyłem ładunkiem w BHP'y. Takie ogrodzenie na krawędzi stropu, żeby pijani pracownicy mieli się o co opierać. Kieras woła do biura, coś tam na szybko wspomina o BHP'ach, a potem cała litania, że za krótko pracuję i zostawiam beton. Kazali mi się przygotować, że dziś może się przedłużyć bo … coś tam i mam się przygotować na dłużą pracę. Muszę mówić jaka była moja reakcja, jak potoczyła się dalsza rozmowa i co się ostatecznie stało?

Piątek. 17:00 Nie miałem betonowania. Inaczej. Miałem nie mieć. Był do wylania strop. Okazało się, że pompa do betonu którą jakiś bystrzak zamówili była za krótka i przez stojące na drodze drzewo nie sięgała ona do miejsca wylewki. Co zatem robić? To przecież oczywiste! Operator bardzo chętnie zostanie po godzinach. Piąty dzień z rzędu. Na cztery z pięciu na dni pod terexem kieras nie potrafił ogarnąć betonu na czas. 80% nieskuteczności. Jakim cudem on w ogóle dostał tę robotę? Jedyną jego umiejętnością było tuszowanie własnej nieudolności ciężką pracą i nadgodzinami … innych roboli oczywiście. Lecą telefony. Dżony zostań. Tylko dziś. … taaaa, tylko dziś. Pamięć złotej rybki. Robię u tych baranów dwa tygodnie, dzień w dzień ten sam syf, ale zostań tylko dziś. Bo jakiś kretyn nie potrafił korzystać z liczydła i zamówił zbyt małą, ale zapewne tańszą, pompę do betonu. Znowu zaciągnęli tam batem jakiegoś operatora który wszedł na ten dźwig kiedy mnie już na nim nie było.

     Kierownik 5
Miałem dość. Nie chciało mi się czekać aż mnie któryś wielmoża łaskawie uwolni z tamtego domu wariatów. Dzwonię do Mnicha i proszę o przeniesienie. Nie na inny dźwig w ramach tego samego cyrku, tylko jak najdalej. W grę wchodził nawet powrót do Warszawy. Na szczęście Mnich ogarnął i od poniedziałku czekała mnie nowa budowa. Wyprosili jeszcze u mnie powrót do tego psychiatryka gdzie ordynatorami byli pacjenci. Tylko na sobotę. Działka Jurczaka 2.0 godziny 7-12. Na szczęście nie musiałem się jakoś specjalnie stresować. Skończyli po jedenastej i idę z raportem do biura. Jurczak 2.0 wstaje, wyciąga swoją gigantyczną dłoń po dokument. Kartka A4 w jego ręku zdawała się być tą malutką żółtą karteczką na notatki które przykleja się do lodówki. Wszystkie mięśnie na jego twarzy skurczone. Studiuje raport. Spogląda na sufit. Mamrocze coś bezdźwięcznie do lampy. przypatruję się mu uważnie. Wyraz wybitnie skupionej twarzy na tym olbrzymie który po biurze chodził zgarbiony, a podczas pokonywania drzwi musiał brać wdech wyglądał iście groteskowo.  Czy on … liczy? W raporcie wpisane od 7 do 15. 8 godzin pracy. Nic nadzwyczajnego. W soboty od zawsze pracuje się 5 godzin i wpisuje 8. Weekendowe Nadgodziny 50%. Normalka. Mnie zastanawiało co innego. Czy Jurczak 2.0 ma problemy z liczeniem w zakresie do piętnastu? Jurczak opuszcza głowę. Wysuwa swoją ogromną pięść przed twarz. Jeden po drugim zaczyna liczyć palce. Doszedł do pięciu. Zaciął się. Chwilę tak postał. Error. W dłoni jest tylko pięć palców, a ten kierownik wyraźnie potrzebował doliczyć do wyższej wartości. Odłożył raport. Palcem drugiej ręki zaczął po kolei stukać po palcach ręki poprzedniej. Zamknął pięść. W ten sam sposób doliczył jeszcze trzy ogromne palce. Zawiesił się. Zamaszystym ruchem głowy przytaknął. Był to wyraźny symbol, że obliczenia zakończone powodzeniem. Pochylił się nad raportem, złożył podpis i wręczył mi dokument…. Oddałem kask, kamizelkę i raz na zawsze opuściłem tamten bajzel. W drodze na pociąg myślałem o tym czego właśnie byłem świadkiem. Kierownik … do ośmiu musiał liczyć na palcach … nie miałem więcej pytań.

Zastanawiacie się pewnie czemu od razu nie wywalili mnie z pracy? W kółko skargi, samowolka, pracownik drze ryja na "przełożonych". Zostawia niedokończoną robotę. Czemu mnie nie zwolnili? Zacytuję klasyka. Nie wiem choć się domyślam.


Ciąg dalszy niebawem :)

ps. Część z was pewnie po tytułach rozdziałów zorientowała się, że jest to środek rozpoczętej już historii. Początek nazywa się "Dźwigowy - WYOBRAŻENIA vs RZECZYWISTOŚĆ na wysokościach" Artykuły te w częściach od 1 do 4 można znaleźć na wykopie :)