Egipcjanie tragedię Magdaleny Żuk przeżywają dwukrotnie. Pierwszy raz, bo zginął człowiek. Drugi, bo zagadka śmierci Polki psuje i tak złą prasę Egiptu na świecie. Rośnie irytacja, na arabskich portalach społecznościowych zaczynają też pojawiać się wpisy o Polakach rasistach i islamofobach, którzy całą winę "zrzucą na Egipt tylko z powodu własnych uprzedzeń". W sieci zaczyna się hejt na Polskę. Egipcjanie już na tej historii stracili, a boją się, że stracą jeszcze więcej.
Panowie w ciemnych garniturach wyraźnie na kogoś czekają. Jestem przekonany, że wiem na kogo. Na lotnisko w Hurghadzie przylatuje ekipa TVN24. Zgłosiliśmy nasz przyjazd rządowemu "centrum prasowemu", instytucji zajmującej się akredytacjami dla zagranicznych dziennikarzy. Typowy urząd do spraw cenzury. Każdy dziennikarz wjeżdżający do Egiptu powinien się tam zgłosić, jeśli nie chce kilku godzin przesiedzieć w lokalnym areszcie.
Obsługa lotniska prześwietla każdy bagaż każdego pasażera. Robią wszystko, by nas znaleźć i znajdują. Dostajemy "ogon". Panowie nie będą przeszkadzać, czasem nawet pomogą. Ale przede wszystkim będą chcieli robić wszystko, byśmy o Egipcie mówili tylko dobrze.
Przykry wypadek
O tragicznej śmierci Magdaleny Żuk wiedzą tu wszyscy. Kiedy Karim, młody chłopak, który w hotelu pomaga turystom nosić walizki, dowiaduje się, że jesteśmy Polakami, składa kondolencje. - Tragedia. Bardzo przykry wypadek - mówi.
To historia, która wstrząsnęła Egiptem. Mówi się o niej nie tylko wśród pracowników turystyki, ale też na każdej ulicy i na każdym bazarze. W Marsa Alam, w Hurghadzie, w Kairze. Temat śmierci młodej turystki przez pierwsze dni nie schodził z czołówek gazet i programów informacyjnych. Dziś wciąż jest, choć na dalszych stronach. Ale w zdecydowanej większości - tak samo jak mówi Karim z hotelu - funkcjonuje jako "wypadek".
Egipska prokuratura sprawę śmierci Magdaleny Żuk od początku prowadzi pod kątem samobójstwa. Gdzieniegdzie w mediach pojawiają się informacje o możliwej chorobie psychicznej Polki. Wyjątkami są teksty, w których sugeruje się zagadkowość całej sprawy. Wydaje się, że tu, w Egipcie, kwestią dni jest ogłoszenie, że śmierć turystki to nieszczęśliwy wypadek, w którym żaden z tajemniczych egipskich wątków nie występuje.
Wiedzą o tym nawet w Chinach
Kiedy w Polce mnożą się teorie na temat śmierci Magdaleny Żuk, tu prokuratura swoje śledztwo prowadzi w zaciszu gabinetów, bez udziału mediów. Minister spraw zagranicznych rozmawia z polskim odpowiednikiem, prokurator generalny deklaruje pełną współpracę, później podpisuje dokumenty pozwalające na powrót ciała do Polski - to wszystkie oficjalne komunikaty. Z kręgów rządowych trudno jest dowiedzieć się czegokolwiek. Nie tylko dlatego, że tutejsze władze nie są przyzwyczajone do współżycia z wolnymi mediami, które mogą pytać o wszystko. Ale też dlatego, że po ponad dwóch tygodniach od śmierci kobiety Egipt robi wszystko, by o sprawie mówiono jak najmniej. Próbuje coś ukryć? Raczej nie. Jest po prostu zaskoczony skalą, z jaką informacja rozprzestrzeniła się po świecie. Oczywiście ze szkodą dla Egiptu.
- Świat już wie, że w Egipcie w tajemniczych okolicznościach zginęła turystka. Nawet w Chinach odnotowano, że "Polka, która padła ofiarą gangu, została odurzona narkotykami, zgwałcona i zamordowana" - mówi mi jeden z polskich dyplomatów, doskonale znający lokalną rzeczywistość. Jeszcze przed ogłoszeniem oficjalnych wyników śledztwa, czy to egipskiego, czy polskiego, prasa na całym świecie pogrąża - i tak mocno nadszarpniętą - reputację Egiptu. - To wielki i dumny kraj. Oni uważają, że to wasza wina, polskich dziennikarzy - mówi mi dyplomata.
Hejt na Polskę
Ta sytuacja spowoduje, że dzień po konferencji prasowej polskich prokuratorów (i kilka dni po słowach ministra sprawiedliwości o badaniu wątku handlu ludźmi), największy rządowy dziennik Egiptu "Al-Ahram" napisze, że "w Polsce mnożą się teorie o handlu ludźmi, seksgangach i narkotykach" i że polska prokuratura wszystkie spekulacje bierze na poważnie, nie podając ani jednego dowodu uprawdopodabniającego którąkolwiek z nich. Na arabskich portalach społecznościowych zaczynają też pojawiać się wpisy o Polakach rasistach i islamofobach, którzy całą winę "zrzucą na Egipt tylko z powodu własnych uprzedzeń". W Egipcie irytacja rośnie. W sieci zaczyna się hejt na Polskę.
- Musicie wiedzieć, choć brzmi to paradoksalnie, że to, co robią teraz Egipcjanie, to niespotykana w tym miejscu otwartość i transparentność - ocenia. Egipscy prokuratorzy dopuścili obecność polskich śledczych przy sekcji zwłok, sprawę prowadzą niezwykle jak na ten kraj sprawnie. - Nawet to, że pan może tu dzisiaj pracować, a nie siedzi na kilkugodzinnych przesłuchaniach należy odbierać jako niespotykaną życzliwość - dodaje mój rozmówca.
I ocenia: - Egipcjanie robią wszystko, by było wrażenie chęci szybkiego rozwikłania tej sprawy z ich strony. Nie mogą pozwolić sobie na opieszałość i piętrzące się plotki.
Ta sprawa może dla Egiptu oznaczać katastrofę. To, czego tutejszy rząd boi się najbardziej, to spadek zaufania do organizacji turystyki w kurortach i utrata zaufania turystów. W tym Polaków. Już w zeszłym roku egipskie władze ogłosiły, że zainteresowanie kurortami wśród zagranicznych turystów spadło o połowę. Zamachy, zagrożenie terrorystyczne i niestabilna sytuacja polityczna zrobiły swoje.
W kurortach bezpiecznie?
W hotelu w Hurghadzie, w którym się zatrzymałem, pracę straciło kilkanaście osób. - W tym roku będzie jeszcze gorzej. Budynek świeci pustkami, a na sezon nie ma zbyt wielu rezerwacji - żali się Mohammad, który jest tu recepcjonistą. Zdarza się, że jedna pracująca w kurorcie osoba zapewnia byt całej rodzinie. Spadająca liczba turystów to utrata pracy. Utrata pracy to większa bieda. A bieda już nie raz wyprowadziła tu ludzi na ulice.
- Możesz mówić, że w Egipcie jest niebezpiecznie, że niebezpieczny jest Kair. Ale Marsa Alam? Kurorty? - oburza się nieco Alim, z którym jechałem do Kairu. Hotele w turystycznych miejscowościach to takie złote klatki. Małe miasteczka tylko dla turystów. Odpoczywający tu na wczasach all inclusive mogą przez cały turnus nie wychodzić z hotelu, bo na miejscu mają wszystko, czego potrzeba im w czasie wypoczynku. Są restauracje, sklepy z pamiątkami i - najważniejsze - baseny, plaże, palmy i słońce. Obsługa z przyklejonym do twarzy uśmiechem robi wszystko, by turystom dogodzić.
A jeśli trzeba wyjść? To tylko na zorganizowaną przez biuro podróży wycieczkę. Wejść do hoteli i tak zawsze pilnuje ochrona. W moim była nawet bramka wykrywająca metal i urządzenie prześwietlające bagaż. Kontrola jak na lotnisku właśnie po to, by turysta czuł się bezpiecznie.
- Przecież to jest nasze być albo nie być. My tu wszyscy mamy oczy dookoła głowy. Tu może dziać się wszystko, ale turyście nie może spaść włos z głowy - tłumaczy mi dalej Alim wyraźnie zdenerwowany pytaniami o bezpieczeństwo. Wie przecież, że aż takie środki ostrożności stosowane są z konkretnych powodów, ale mimo wszystko strach przed Egiptem uznaje za stereotyp. Tak samo reaguje na moje pytanie o samotną kobietę na wakacjach w Egipcie: - Tak, to rzadkość, ale co z tego? To niemożliwe, by ktoś z naszych zrobił jej coś złego.
Egipt zrobi więc wszystko, bo dowieść swojej niewinności. Zwłaszcza że nie jest mu potrzebna kolejna niewyjaśniona śmierć obcokrajowca. Sprawy młodego włoskiego doktoranta, okrutnie zamordowanego w zeszłym roku, do dziś nie udało się rozwiązać. Giulio Regeni zbierał tu informacje do swojej rozprawy doktorskiej na temat tworzących się po obaleniu Hosniego Mubaraka związków zawodowych. Jego zmasakrowane półnagie ciało znaleziono na przedmieściach Kairu. Administracja Egiptu podawała różne wersje zdarzeń: od wypadku samochodowego, przez porachunki gangów, po wątek polityczny morderstwa. Ślimaczące się śledztwo doprowadziło do kryzysu dyplomatycznego z Rzymem. Włosi do dziś twierdzą, że nie znają prawdziwej przyczyny śmierci swojego obywatela.
W momencie, gdy piszę ten tekst, ani strona egipska, ani polska nie zakończyły badania sprawy. Polscy śledczy potwierdzili wiele okoliczności wyjazdu Magdaleny Żuk do Egiptu, ale wciąż biorą pod uwagę wszystkie możliwe wersje jej śmierci w tym - wspomniany przez ministra sprawiedliwości - proceder handlu ludźmi. Egipcjanie zapowiadają, że na dniach ujawnią wyniki sekcji zwłok przeprowadzonej w Hurghadzie. Tylko Sharif, pracujący w Kairze jako kierowca, prosi mnie na koniec: - Powiedz w Polsce, żeby do nas przyjeżdżali, że tu jest bezpiecznie.
Tytuł: 19 kwietnia 1967 K.V. Switzer ruszyła na trasę Maratonu Bostońskiego. Atakuje ją dyrektor imprezy Jock Semple, broni narzeczony Tom Miller
Źródło: Boston Herald