"The Wall Street Journal" podaje, że Maksym zamieszkał w Polsce pod koniec 2021 roku, jeszcze przed rozpoczęciem pełnoskalowej rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Przez pewien czas pracował jako kasjer w supermarkecie. Później zaczął pracować jako kierowca i przewoził nieudokumentowanych migrantów przez Węgry. W związku z tą działalnością spędził trzy miesiące w węgierskim więzieniu. Po wyjściu zza krat mężczyzna zaczął rozglądać się za kolejnymi ofertami pracy w internecie. Na początku 2023 roku jego uwagę zwróciło ogłoszenie na popularnym komunikatorze Telegram.
Zlecenie, które znalazł, dotyczyło malowania prostych graffiti na płotach i w przejściach podziemnych. Jak podaje amerykański dziennik, wykonanie jednego napisu miało wiązać się z zapłatą w wysokości siedmiu dolarów - około 28 złotych. Gdy Ukrainiec odpowiedział na ogłoszenie, skontaktował się z nim mężczyzna przedstawiający się jako Andrzej.
Graffiti, które miał malować Maksym, głosiły między innymi hasła uderzające w zachodnie sojusze, np. "Stop NATO". Po jakimś czasie zamiast aktu wandalizmu Andrzej zlecił mu wzniecenie pożaru przy ukraińskiej firmie transportowej w Białej Podlaskiej. Maksym przekazał dziennikarzom, że rozmyślił się po dotarciu na miejsce. Posmarował fragment ogrodzenia węglem drzewnym i odesłał swojemu zleceniodawcy zdjęcie, na którym płot wyglądał na zniszczony przez ogień.
Przyjął jednak kolejne zadanie, które wymagało od niego obserwacji miejsc powiązanych z transportem zachodniego wsparcia dla Ukrainy. Wraz z grupą innych imigrantów, z którymi zapoznał go Andrzej, umieścił kamery przy lotnisku Jasionka w pobliżu Rzeszowa oraz niedaleko przejścia granicznego w Medyce. Kilka miesięcy później Maksym został aresztowany wraz z piętnastoma innymi osobami, które usłyszały zarzuty szpiegowska. O tej głośnej sprawie pisaliśmy w sierpniu ubiegłego roku:
"Andrzej", od którego zlecenia przyjmował Maksym, był w rzeczywistości przykrywką dla agentów rosyjskiej siatki wywiadowczej, która od 2022 roku rekrutowała ludzi do działań dywersyjnych, oferując im szybki zarobek. Ukrainiec powiedział dziennikarzom "The Wall Street Journal", że po czasie zaczął zdawać sobie sprawę na temat faktycznego charakteru zadań. Tłumaczył jednak, że zdecydował się na przyjmowanie zleceń ze względu na problemy ze znalezieniem pracy i ciągnącą się za nim historię kryminalną. - To były łatwe pieniądze - podsumował 23-latek, który odbywa obecnie karę sześciu lat pozbawienia wolności.
Dziennikarze zwracają uwagę, że Rosja wykorzystuje platformy takie jak Telegram, aby rekrutować ludzi na potrzeby aktów szpiegostwa i sabotażu. Grupę tę często stanowią właśnie młodzi imigranci z problemami finansowymi. - Zlecane im działania są pozornie proste i pozbawione znaczenia, ale nie można ich lekceważyć. Są częścią większego zestawu narzędzi wywiadowczych, przy których pomocy Rosja mogła zniszczyć kluczowy sprzęt NATO - stwierdził w rozmowie z dziennikiem anonimowy funkcjonariusz amerykańskiego wywiadu. Wskazał bowiem, że nagrania przygotowane przez grupę Maksyma posłużyły prawdopodobnie do określenia lokalizacji magazynów na terytorium Ukrainy, w których znajdowały się sprzęt i uzbrojenie przekazane przez Zachód.
Jak zauważa rozmówca "The Wall Street Journal", z perspektywy Kremla działania te nie są kosztowne i nie wiążą się z wysokim ryzykiem. Pozwalają jednak pozyskać istotne informacje wywiadowcze oraz podsycać w społeczeństwie antyzachodnie narracje. W ostatnim czasie ze strony kontrwywiadu państw zachodnich zaczęły płynąć ostrzeżenia o ryzyku zaostrzenia prowokacji i aktywności rosyjskiego wywiadu. W ocenie ekspertów działania te będą się nasilać w związku ze zbliżającymi się wyborami do Parlamentu Europejskiego. Więcej na ten temat między innymi w artykule: "MSZ odpowiada na komunikat ws. zagrożenia ze strony Rosji. 'Polska aktywnie działa'".