Elektryczny samochód trafił na złom z powodu małego wgniecenia. Powód był absurdalny
Fisker Ocean to naprawdę ciekawe auto. Być może sylwetka elektrycznego SUV-a nie porywa, koncepcja jego kabiny czy napędu jednak już tak. Model okazuje się wyjątkowo przestronny, może pokonać na jednym ładowaniu nawet 535 km, a do tego w topowej wersji rozpędza się do 100 km/h w 3,9 sek.
Fisker na parkingu dostał w drzwi. Uszkodzenia były jednak symboliczne
Idea stojąca za Fiskerem zainteresowała m.in. Joy Wanner. Ta postanowiła zatem zakupić SUV-a. To było jej drugie auto elektryczne. Niestety transakcja opiewająca na ponad 70 tys. dolarów okazała się błędem. I to z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że auto dopracowane nie było. Zamęczało kierującą ciągłymi komunikatami o nieistniejących awariach. Po drugie apogeum problemów stanowiła niegroźnie wyglądająca szkoda parkingowa.
Inny kierujący podczas wykonywania manewru na placu uderzył w otwarte drzwi Fiskera należącego do Joy. Skutek? Uszkodzony został zawias i delikatnie poszycie drzwi. Pani Wanner zgłosiła zatem szkodę i oczekiwała na przybycie rzeczoznawcy. Ten początkowo ocenił szkody na 900 dolarów. Choć była to wycena mocno wstępna, bo firma ubezpieczeniowa nie zdążyła jeszcze ustalić ceny części zamiennych z producentem pojazdu.
Naprawa drzwi za 216 tys. zł? Jest ku temu ważny powód
Na tym etapie Joy Wanner się nie martwiła. Uszkodzenia są delikatne, szkoda mało znacząca, co powinno oznaczać, że warsztat szybko poradzi sobie z naprawą pojazdu. Zamiast jednak Oceana z nowymi drzwiami, Joy otrzymała czek. Ten opiewał na 53 303 dolary (czyli prawie 216 tys. zł). Skąd wzięła się ta kwota? Ubezpieczyciel próbował ustalić cenę części zamiennych u Fiskera. Nigdzie indziej nie są bowiem dostępne. To się jednak nie udało. Marka najwyraźniej nie sprzedaje żadnych elementów nadwozia na rynku afterparts. W efekcie ubezpieczyciel nie miał wyjścia. Orzekł, że auto nie da się naprawić i ogłosił szkodę całkowitą.
Uszkodzone drzwi zamieniają Fiskera w stertę elektro-śmieci
Kuriozum tej sytuacji jest podwójne. Mała szkoda parkingowa i naprawdę symboliczne uszkodzenia sprawiły, że prawie nowy elektryk stał się kupą złomu. I wygenerował właścicielce 20 tys. dolarów straty. Dodatkowo samochód elektryczny, który miał ratować planetę, po delikatnym uszkodzeniu drzwi stał się stertą elektro-śmieci, które będą teraz zatruwać środowisko. Właścicielce feralnego Fiskera nie pozostaje zatem nic innego, jak pogodzić się z chybioną inwestycją i przestrzegać innych kierowców przed tym pojazdem. Joy Wanner nadal jest zainteresowana elektrykami. Ale już nie tymi produkowanymi przez start-up`y.