Elektryczny samochód trafił na złom z powodu małego wgniecenia. Powód był absurdalny

Niewielkie uderzenie w drzwi, uszkodzony zawias i wgięty panel karoserii. To wszystko zadecydowało o... szkodzie całkowitej! I nie, nie ma to żadnego związku z bateriami czy napędem. To raczej wina niedojrzałej organizacyjnie firmy produkującej auto.

Fisker Ocean to naprawdę ciekawe auto. Być może sylwetka elektrycznego SUV-a nie porywa, koncepcja jego kabiny czy napędu jednak już tak. Model okazuje się wyjątkowo przestronny, może pokonać na jednym ładowaniu nawet 535 km, a do tego w topowej wersji rozpędza się do 100 km/h w 3,9 sek.

Zobacz wideo 27 nowych elektrycznych radiowozów straży granicznej

Fisker na parkingu dostał w drzwi. Uszkodzenia były jednak symboliczne

Idea stojąca za Fiskerem zainteresowała m.in. Joy Wanner. Ta postanowiła zatem zakupić SUV-a. To było jej drugie auto elektryczne. Niestety transakcja opiewająca na ponad 70 tys. dolarów okazała się błędem. I to z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że auto dopracowane nie było. Zamęczało kierującą ciągłymi komunikatami o nieistniejących awariach. Po drugie apogeum problemów stanowiła niegroźnie wyglądająca szkoda parkingowa.

Inny kierujący podczas wykonywania manewru na placu uderzył w otwarte drzwi Fiskera należącego do Joy. Skutek? Uszkodzony został zawias i delikatnie poszycie drzwi. Pani Wanner zgłosiła zatem szkodę i oczekiwała na przybycie rzeczoznawcy. Ten początkowo ocenił szkody na 900 dolarów. Choć była to wycena mocno wstępna, bo firma ubezpieczeniowa nie zdążyła jeszcze ustalić ceny części zamiennych z producentem pojazdu.

Elektryczny samochód trafił na złom z powodu małego wgniecenia. Powód był absurdalny  Fot. Joy Wanner

Naprawa drzwi za 216 tys. zł? Jest ku temu ważny powód

Na tym etapie Joy Wanner się nie martwiła. Uszkodzenia są delikatne, szkoda mało znacząca, co powinno oznaczać, że warsztat szybko poradzi sobie z naprawą pojazdu. Zamiast jednak Oceana z nowymi drzwiami, Joy otrzymała czek. Ten opiewał na 53 303 dolary (czyli prawie 216 tys. zł). Skąd wzięła się ta kwota? Ubezpieczyciel próbował ustalić cenę części zamiennych u Fiskera. Nigdzie indziej nie są bowiem dostępne. To się jednak nie udało. Marka najwyraźniej nie sprzedaje żadnych elementów nadwozia na rynku afterparts. W efekcie ubezpieczyciel nie miał wyjścia. Orzekł, że auto nie da się naprawić i ogłosił szkodę całkowitą.

Uszkodzone drzwi zamieniają Fiskera w stertę elektro-śmieci

Kuriozum tej sytuacji jest podwójne. Mała szkoda parkingowa i naprawdę symboliczne uszkodzenia sprawiły, że prawie nowy elektryk stał się kupą złomu. I wygenerował właścicielce 20 tys. dolarów straty. Dodatkowo samochód elektryczny, który miał ratować planetę, po delikatnym uszkodzeniu drzwi stał się stertą elektro-śmieci, które będą teraz zatruwać środowisko. Właścicielce feralnego Fiskera nie pozostaje zatem nic innego, jak pogodzić się z chybioną inwestycją i przestrzegać innych kierowców przed tym pojazdem. Joy Wanner nadal jest zainteresowana elektrykami. Ale już nie tymi produkowanymi przez start-up`y.

WIĘCEJ O:

fisker szkoda całkowita kolizja
GAZETA.PL
Weź udział w dyskusji (21)
POLECAMY
"Jeep Avenger "Made in Poland". Najwyższa pora na napęd na wszystkie koła"
"Co drugi sprzedawany Lexus jest zelektryfikowany. Wybierają je zwłaszcza Europejczycy"
"Kluczowy etap na budowie Obwodnicy Krakowa. Teraz już trzeba tylko cierpliwie czekać"
"Nowa Toyota Yaris Cross: 130-konna hybryda, limitowana edycja i nowinki technologiczne"
"Kolejny ważny odcinek S12. Połączy Lubelszczyznę z centrum Polski. Znamy szczegóły inwestycji"
"Prędki 19-latek z BMW po raz drugi stracił prawo jazdy. Ledwo co zdał egzamin"