-
Piotr Myszor/WNP.pl
Opublikowano: 28 mar 2024 20:00
10-15 lat temu absolutnie wszyscy nagle poszli na studia, a nikt do szkół zawodowych i do techników. Teraz ponosimy tego konsekwencje: w jednych zawodach mamy braki, a w innych nadpodaż pracowników - o sytuacji na rynku pracy mówi wiceprezes Amiki Robert Stobiński.
- Wynagrodzenia - zdaniem wiceprezesa Amiki Roberta Stobińskiego - są jedną z barier blokujących inwestycje firm. Przedstawiciel producenta sprzętu AGD zwraca również uwagę na brak pracowników z ze specjalistycznymi technicznymi umiejętnościami.
- - Bardzo trudno znaleźć fachowców na rynku pracy, w związku z tym wszyscy się nastawiają bardziej na utrzymanie tych, którzy już u nich pracują - podkreśla Robert Stobiński w rozmowie z portalem WNP.pl.
- Rozmowa powstała w ramach projektu "Inwestycje w Polsce oczami biznesu. Regres i nadzieje" realizowanego wspólnie przez ING Bank Śląski i Europejski Kongres Gospodarczy (EEC).
- Premiera raportu przygotowanego na podstawie rozmów z menedżerami kluczowych polskich firm - w czasie EEC w Katowicach (7-9 maja 2024 roku).
10-15 lat temu zamiast do zawodówek i techników wszyscy poszliśmy na studia. Konsekwencje tych decyzji widać dziś
Czy rynek pracy stanowi dziś barierę dla zwiększenia inwestycji?
- Brakuje nam konkretnych zawodów ze specjalistycznymi technicznymi umiejętnościami. Bardzo trudno znaleźć fachowców na rynku pracy, w związku z tym wszyscy się nastawiają bardziej na utrzymanie tych, którzy już u nich pracują.
Zaskoczeniem jest dla mnie to, co się dzieje w tej sferze, nazwijmy to, pracowników po studiach. Ostatnio daliśmy ogłoszenie o naborze na stanowisko key accounta, czyli dla osoby, która się zajmuje klientem i jego biznesem. Otrzymaliśmy ponad 500 zgłoszeń. Byłem zszokowany, bo spodziewałem się maksymalnie 30.
Wydaje mi się, że dotykamy niezwykle trudnego pytania o to, czy nasza edukacja jest dopasowana do potrzeb. Wygląda na to, że 10-15 lat temu absolutnie wszyscy nagle poszli na studia, a nikt do szkół zawodowych i do techników. Teraz ponosimy tego konsekwencje: w jednych zawodach mamy braki, a w innych - nadpodaż pracowników.
Młodzi ludzie najmocniej odczują niewłaściwe wykształcenie
Bardzo możliwe, że przyjdzie nam się zmierzyć z efektami rozczarowania młodego pokolenia, które wchodzi na rynek pracy bez właściwego przygotowania zawodowego.
Ci ludzie najmocniej odczują niewłaściwe wykształcenie, bo w każdym zawodzie preferowani są kandydaci z kilkuletnim doświadczeniem, a w sytuacji nadmiaru poszukujących pracy ludzie po studiach nie mają najmniejszych szans na zyskanie zatrudnienia, a tym samym - na nabranie potrzebnego doświadczenia.
Możemy się znaleźć w takiej samej sytuacji jak Hiszpania, która w grupie wiekowej poniżej 25. roku życia miała bezrobocie na poziomie niemal 30 proc.
Jakie zauważa Pan bariery inwestycyjne?
- Największą jest gwałtowny wzrost wartości inwestycji, wynikający z przyrostu cen komponentów, których dostawcy używają, z inflacji czy wzrostu wynagrodzeń. To nie są wzrosty kilkuprocentowe, lecz kilkunasto-, a nawet kilkudziesięcioprocentowe. Coś, co dwa lata temu kosztowało - przykładowo - 1 mln złotych, teraz wymaga 1,5-1,6 mln zł.
Istotnie wyższe są zatem sumy potrzebne na inwestycję, a z drugiej strony mamy spowolnienie, które powoduje, że dostępnych środków jest mniej. Dodatkowo wysokie koszty finansowania kredytów inwestycyjnych ograniczają także wielkość kwot, które firmy mogą w ten sposób pozyskać.
Mamy zatem nożyce: koszt pozyskania kapitału istotnie rośnie, wpływając na mniejszą dostępność środków, ale rośnie też koszt inwestycji, również negatywnie wpływając na możliwości firm.
Czy to ma szansę minąć relatywnie szybko - tak samo jak minęły horrendalnie wysokie ceny frachtu - czy też to są bariery o charakterze przewlekłym, strukturalnym?
- Trudno powiedzieć, bo wysokość stóp procentowych to w części decyzja polityczna - i nie zależy od żadnego przedsiębiorstwa.
Myślę, że politycy sami są trochę w pułapce... Nie mogą dopuścić do kolejnego wzrostu inflacji, ale trochę duszą w związku z tym gospodarkę.
Małe firmy nie są w stanie skompensować wzrostu wynagrodzeń podniesieniem cen
Czy relatywnie duży udział sektora MSP, w tym firm rodzinnych, może tłumaczyć niższą aktywność inwestycyjną polskiej gospodarki?
- Wydaje mi się, że w tej kategorii przedsiębiorstw ludzie podejmują bardzo racjonalne decyzje. Jeżeli mają wahania, co do tego, co się będzie działo z "warstwą legislacyjną", to automatycznie są mniej chętni do prowadzenia inwestycji niż duzi gracze, bo bezpośrednio muszą ryzykować swój kapitał.
Niestety, niektóre działania rządu PiS-u były pewnie społecznie słuszne, ale ktoś pominął na przykład dramatyczny wpływ wzrostu wynagrodzeń minimalnych na małe i średnie przedsiębiorstwa...
Te firmy nie są w stanie podnieść cen tak mocno, jak zmieniają się wynagrodzenia. A w ciągu trzech czy czterech lat urosły one prawie o 100 procent. Skompensowanie tego komponentu w kosztach firmy stało się bardzo trudne - zwłaszcza, kiedy dodamy do tego także ogromny wzrost kosztów energii.
Rząd musi ustabilizować gospodarkę. Wówczas dopiero te przedsiębiorstwa będą chciały inwestować.
KOMENTARZE (18)