Tusk może się przejechać na 100 konkretach. "Wyborca już tak łatwo nie wybacza"

REKLAMA
W kampanii wyborczej Donald Tusk zapowiadał zrealizowanie 100 konkretów w 100 dni. We wskazanym terminie udało się spełnić siedemnaście. Według Marcina Dumy, wyborcy koalicji 15 października dość dobrze pamiętają, co zostało im obiecane. - Wiedzą, że te 100 dni było umowne. Natomiast taka sytuacja, w której coś obiecujemy, a potem mrugamy okiem przez 4 lata: "Wiecie, rozumiecie, to była tylko kampania wyborcza", już nie przejdzie - mówił w rozmowie z tokfm.pl prezes IBRiS-u.
REKLAMA
Zobacz wideo

W piątek mija pierwsze sto dni rządu Donalda Tuska. Do tej pory zaprzysiężony 13 grudnia gabinet zrealizował tylko siedemnaście z zapowiedzianych na ten czas 100 konkretów, czyli obietnic wyborczych przedstawionych przed wyborami parlamentarnymi przez Koalicję Obywatelską. - Większość ze 100 konkretów jest w jakiejś fazie realizacji, gwarantuję, że z każdym tygodniem i miesiącem zmiany będą postępowały szybciej, ale działamy w warunkach zabetonowania państwa przez PiS - powiedział we wtorek premier Tusk. Według niego PiS robił wszystko, aby rządowi nie udało się nic przez ostatnie trzy miesiące, a i tak udało mu się zrobić bardzo dużo.

REKLAMA

Politycy KO albo jak premier Donald Tusk obarczają winą PiS i prezydenta Dudę, albo koalicjantów. Inni nabierają wody w usta. Są też tacy jak senator Adam Szejnfeld, który w Polsat News stwierdził, że w życiu by się nie spodziewał, że ktoś potraktuje te 100 dni dosłownie. Wtóruje mu także koalicjant. Wiceminister rolnictwa Stefan Krajewski z PSL-u przekonywał w czwartek w Onet Rano, że myśli, że "nawet więcej niż 100 konkretów zostało zrealizowane w te 100 pierwszych dni rządu Donalda Tuska". Polityk doprecyzował, że niekoniecznie chodzi o te konkrety, o których Koalicja Obywatelska mówiła przed październikowymi wyborami...

Niewywiązywanie się z zapowiedzianych obietnic to zaś woda na młyn dla opozycji. "Polakom obiecywali złote góry. Znów oszukali! - taką narrację buduje PiS. Jarosław Kaczyński podczas konferencji podsumowującej 100 dni rządu Tuska ocenił, że "ta władza ma pewne specyficzne cechy". - Ktoś tu nawet użył takiego określenia królowie kłamstwa - mówił. Wskazał jednocześnie, że demokracja jest systemem opartym na zaufaniu i dotrzymywaniu słowa. - Aspiranci do władzy przedstawiają swoje programy, obietnice. I następnie, jeżeli uzyskują poparcie społeczne i wykonują te obietnice, a nawet rozszerzają ten program, to można powiedzieć, że rzeczywiście mechanizm demokratyczny działa w sposób prawidłowy. No, ale jeżeli tego nie czynią, jeżeli zapowiadają coś, o czym z góry wiedzą, że to jest nie do zrealizowania, to wtedy mamy do czynienia z czymś zupełnie innym. To jest operacja manipulacyjna - mówił Kaczyński. - Obecna ekipa rządząca wykonała 10 proc. swojej pracy - wtórował mu były premier Mateusz Morawiecki. 

Na niewykonanie obietnic zwracają uwagę też różne grupy, które na te zmiany czekają. Środowiska LGBT+ przypominają, że projekt o związkach partnerskich miał być rozpatrywany jeszcze tej zimy. Kobiety znów wychodzą na ulicę w sprawie legalnej aborcji. Wielu wyborców czeka też na podwyższenie, chociażby kwoty wolnej od podatku do 60 tys. zł, przywrócenie handlu w niedzielę czy zmiany w służbie zdrowia. 

Po stu dniach czwórka dla rządu Tuska. Ale zbyt długo to nie przejdzie

O to, jakie są nastroje społeczne po 100 dniach "uśmiechniętej Polski" zapytałam Marcina Dumę, prezesa Instytutu Badań Rynkowych i Społecznych. - Większość z osób, które zagłosowały na partie tworzące koalicję 15 października, jest właściwie zadowolona z tego, co dostało. Tylko że to jest trochę stan na teraz. Te sto dni było OK, na czwórkę, ale oczekiwania dalej są dosyć rozbudowane - ocenił ekspert w rozmowie z tokfm.pl.

REKLAMA

Jak wyjaśnił, wyborcy koalicji 15 października dość dobrze pamiętają, co zostało im obiecane. - Wiedzą, że te 100 dni było umowne. Natomiast taka sytuacja, w której coś obiecujemy, a potem mrugamy okiem przez 4 lata: "Wiecie, rozumiecie, to była tylko kampania wyborcza", wydaje się, że przy aktualnym stanie opinii publicznej, nie przejdzie - mówił Duma.

Może więc trzeba było tyle nie obiecywać? Konstruowanie tych stu obietnic nie było błędem? Zdaniem badacza sam pomysł był bardzo dobry. - 100, czyli dużo. Konkretów, czyli nie jakichś opowieści z mchu i paproci tylko bardzo konkretnych rzeczy, które chcemy zrobić - zauważył. Jest jednak pewne "ale". - W polityce czasem bywa tak, że prezentując tego typu program, nie zawsze do końca mamy na myśli te konkretne rzeczy. Czasem, i wydaje mi się, że w tym przypadku tak było, chodzi o opowiedzenie wizji, jaką Polskę chcemy budować. Tyle tylko, że tego typu komunikacja super działała w latach 90., na początku 2000. Myślę, że w jakimś stopniu w 2015 roku też można było w ten sposób politykę prowadzić. Natomiast w momencie kiedy Prawo i Sprawiedliwość nauczyło Polaków, że obietnice to są konkretne obietnice i one są realizowane, to powrotu do "wiecie, rozumiecie, to była kampania" właściwie nie ma - podkreślił Duma. 

Zdaniem prezesa IBRiS-u samo sformułowanie tych konkretów więc błędem nie było. - Natomiast pewną pomyłką jest myślenie, że to jest ten sam obywatel co w 2007 albo w 2011 roku - wskazał. 

100 konkretów na 100 dni. Zrealizowano kilkanaście. "Jak się obiecało, to wypadałoby, chociaż zacząć robić"

Według WP na 21 marca w pełni zrealizowano 17 ze 100 konkretów. Ważne jest jednak także to, które. - Przede wszystkim trzeba sobie zdać sprawę, co było głównym oczekiwaniem po stronie wyborcy, który głosował na obóz demokratyczny. Pierwszym i podstawowym oczekiwaniem było odsunięcie PiS-u od władzy i to wyborca dostał. Gdyby nie żył w uśmiechniętej Polsce, byłoby mu z pewnością przykro. To jest taki największy ze stu konkretów, tyle tylko, że nie jedyny - mówił Duma. 

REKLAMA

Jak dodał, to co teraz obserwujemy, to narastanie takiego wyczekiwania, że "dobra, dobra, wszystko fajnie, obiecaliście nam odbicie telewizji, podobało nam się, super". - Ale jak już ta rekonkwista państwa się zakończyła, to gdzie te konkrety. Szczególnie takie, gdzie mieliśmy coś namacalnego dostać - relacjonował badacz opinii. I wymienił, że takimi konkretem jest np. kwota wolna, naprawa służby zdrowia - chociażby zniknięcie kolejek do specjalistów. - Oczywiście część z tych rzeczy jest niemożliwa do zrealizowania w krótkim czasie. Ale jak się obiecało, to wypadałoby, chociaż zacząć robić - stwierdził mój rozmówca.

- Ale póki co nie zaczęto nawet realizować tych sztandarowych obietnic takich jak aborcja, bo projekty utknęły przez tarcia w koalicji - zauważyłam. - Proszę pani, nie można tak mówić, to jest takie pisowskie gadanie, chodzi o to, że jest Andrzej Duda i się nie da - śmiał się Duma. Jak mówił, to już jednak nie przejdzie. - Nie mamy już obywatela, który będzie akceptował, że się nie da. Bo jak był PiS, to się dało. Tamci swoim dowozili. Więc panowie z koalicji, weźcie się do roboty i róbcie tak, jak PiS robił. Skoro oni potrafili, a wy mówiliście, że oni są kiepscy, a wy jesteście najlepsi, a my wam w to uwierzyliśmy to do dzieła - opisywał badacz opinii.

Tym bardziej, że składając obietnice w kampanii, było wiadomo, że Duda będzie prezydentem jeszcze do 2025 roku. - Było założenie, że poobiecujemy, a potem się powie, że Duda, ludzie to jakoś kupią. Tymczasem ten obywatel trochę się zrobił "bezczelny", ma taką listę, co zostało obiecane, z boku ma takie kwadraciki i sobie odhacza, co już dostał - ironizował Duma. 

Niezrealizowane obietnice Tuska. "Karę za imposybilizm ponosi Hołownia"

Kiedy w takim razie cierpliwość wyborców się skończy i poparcie rządu zacznie spadać? - Wydaje mi się, że ten moment jest właśnie teraz. Przyznam, że wcześniej zakładaliśmy, że ten etap, w którym te emocje będą napędzane euforią po zwycięstwie, rozliczeniami, które następują, będzie trwał nawet do czerwca. Więc do wakacji, a w wakacje się zresetują. Tymczasem w naszych najnowszych badaniach kwartalnych widać, że rozliczenia OK, ale jest już w wyborcach koalicji 15 października podejrzenie, że ktoś chce im mydlić oczy, odwrócić ich uwagę. Oczywiście Kaczyńskiego trzeba rozliczyć z tych wszystkich rzeczy, ale robienie z tego teatru, który ma przesłonić i w jakiś sposób wytłumaczyć, dlaczego nie zajmujemy się innymi rzeczami nie jest akceptowalne - wskazał prezes IBRiS-u.

REKLAMA

Przywołał w tym kontekście także ostatni sondaż Pollstera dla "Super Expressu", gdzie PiS wskoczył na pierwsze miejsce, wyprzedzając o dwa punkty Koalicję Obywatelską. - Jeżeli przyjrzymy się, chociażby temu badaniu, to być może widzimy jednak kumulowanie się tego zawodu, bo to już nie jest ten wyborca, który będzie łatwo wybaczał, byleby tylko PiS nie wrócił do władzy. Tym bardziej że ta groźba w przypadku wyborów samorządowych czy europejskich nie jest realna, bo te wybory nie są o tym po prostu - mówił Duma. 

A może się okazać, że przez tarcia wewnątrzkoalicyjne części konkretów w ogóle nie uda się dowieźć. - To prawda, i teraz pytanie, na ile one będą istotne i dla jakich grup. Jak patrzymy na trendy sondażowe to dziś tymi, którzy ponoszą karę za imposybilizm na pewno jest Szymon Hołownia i Trzecia Droga. Trzecia Droga dziś nie zyskuje, ba, traci. Może się okazać, że z tego napinania mięśni i obietnic, że to będzie po 19-20 proc. dla Trzeciej Drogi sukcesem będzie teraz utrzymanie notowań z wyborów parlamentarnych - wskazał Duma. 

Potwierdza to najnowszy sondaż zrobiony przez United Surveys dla Wirtualnej Polski. Na pierwszym miejscu społecznego poparcia jest PiS, na które w wyborach do sejmików wojewódzkich zagłosowałoby 29,8 proc. Drugie miejsce zajęło KO z poparciem 28,1 proc. respondentów. Na trzecim miejscu jest Konfederacja, którą popiera 8,5 proc. ankietowanych. Trzecia Droga znajduje się dopiero na 4. miejscu z poparciem 7,9 proc. - Hołownia traci jako hamulcowy aborcji. Bo proszę zobaczyć, co zrobił Donald Tusk. Poczuł, że są problemy, bo to jest polityk o dobrym słuchu społecznym, feelingu tego, co się dzieje w głowach Polaków. I pokazując, kto jest winny temu, że nie ma aborcji, w pewien sposób zrzucił na Szymona Hołownie winę za trochę więcej niż samą aborcję. Czyli mówi: "Popatrzcie, to Szymon Hołownia. On nie pozwala nam zrealizować tego ważnego stu konkretu". W ten sposób dominując całość przekazu związanego z tą kampanią, spycha na Hołownię i Trzecią Drogę winę za taką, a nie inną dynamikę realizacji obietnic wyborczych - analizował badacz opinii. 

Jak tłumaczył Duma, dzisiaj w temacie aborcji bowiem jak w soczewce skupia się ta niemożność koalicji w spełnianiu obietnic. - Z winy Szymona oczywiście - ironizował. - Jednocześnie wiem, że dla wielu ludzi aborcja nie jest priorytetem oczekiwań od tego rządu. To naprawdę jest daleko za służbą zdrowia, za walką z inflacją czy zbrojeniem się w związku z możliwą rosyjską agresją. Tak ze dwa razy niżej, biorąc pod uwagę wartość procentową - wskazał. 

REKLAMA

Badacz opinii podkreślił jednak, że jest to rzecz ważna dla młodszych wyborców, czyli tych, którzy właściwie zdecydowali o zwycięstwie Koalicji Obywatelskiej, Trzeciej Drogi i Lewicy w tych wyborach. - I jeżeli oni tego nie dostaną albo zostanie im wysłany sygnał: "Wiecie, rozumiecie, to się może nie do końca udać, bo tutaj tak się trochę nie dogadaliśmy. No niby Szymon od początku mówił, że on nie do końca jest za tym, no ale myśleliśmy, że jakoś to się uda, ale się nie udało". To ten młodszy wyborca, który jest znacznie bardziej wymagający i dużo mniej wyrozumiały niż te starsze roczniki, nie przerzuci się na Konfederację oczywiście. Natomiast może się przy urnach wyborczych po prostu nie pojawić. I w ten sposób pokazać, że jest zawiedziony i że jego potrzeby nie zostały zaspokojone - podsumował Duma. 

REKLAMA
Co sądzisz o efektach 100 dni rządów Tuska?
REKLAMA
REKLAMA

TOK FM PREMIUM

REKLAMA
REKLAMA
Copyright © Grupa Radiowa Agory