Dostał propozycję „nie do odrzucenia”. Chciano, by zdradził innych artystów

Piotr Fronczewski – kierownik Kociołek z trylogii „Rojst” - nie kryje, że w młodości trochę narozrabiał. Przed laty plotkowano o jego romansie z Joanną Pacułą, dla której gotów był zostawić rodzinę. O tym, że oszalał na punkcie młodziutkiej aktorki, wiedzieli nie tylko jego znajomi, ale też... agenci, którzy zbierali na niego haki.

Piotr Fronczewski przez prawie dekadę był na obserwowany przez agentów, którzy dosłownie śledzili każdy jego krok. Aktor występował w słynnym kabarecie Pod Egidą, w 1977 roku podpisał petycję w obronie robotników Radomia i Ursusa i miał powiązania z opozycją, więc nic dziwnego, że dla bezpieki był niezwykle łakomym kąskiem.

Piotr Fronczewski: Nie podpisał żadnego dokumentu

Gdy Piotr Fronczewski po raz pierwszy został wezwany na tzw. rozmowę operacyjną, jasno dał przesłuchującemu go oficerowi do zrozumienia, że nie ma nic do powiedzenia i z całą pewnością nie podpisze żadnego dokumentu.

Reklama

Gwiazdor "Rodziny zastępczej" dopiero całkiem niedawno poznał szczegóły prowadzonej ponad 40 lat temu akcji "operacyjnego rozpracowania" o kryptonimie "AS", której był głównym bohaterem.

Okazało się, że oficerowie regularnie podsłuchiwali jego rozmowy telefoniczne i kontrolowali jego korespondencję. Tajnym współpracownikiem, któremu polecono śledzić Piotra Fronczewskiego i składać w jego sprawie raporty, był jego kolega z Teatru Dramatycznego określany jako TW "Bliźniak", który donosił także na Marka Kondrata.

Piotr Fronczewski: Popełnił błąd

PRL-owskim służbom latami nie udawało się nakłonić Piotra Fronczewskiego do współpracy. Nigdy jednak nie zrezygnowano z prób zwerbowania go. Po raz ostatni propozycję "nie do odrzucenia" aktor dostał od na początku 1983 roku.

Piotr Fronczewski wracał właśnie od Janusza Gajosa, z którym omawiał jakieś kwestie zawodowe.

Piotr Fronczewski popełnił niewybaczalny błąd, siadając za kierownicą swego poloneza. Pod domem czekał na niego patrol.

Piotr Fronczewski: Próbowano zmusić aktora do współpracy

Aktor nie miał pojęcia, że relacja z jego "przygody" natychmiast trafiła na biurko majora Witolda Górskiego, czyli ówczesnego naczelnika Wydziału III-1 Stołecznego USW. Górski nie mógł zmarnować takiej okazji - wydał rozkaz przeprowadzenia z Piotrem Fronczewskim rozmowy.

Trzy dni później do Piotra Fronczewskiego zadzwonił porucznik Zbigniew Grabowski z Komendy Głównej MO. Zaproponował spotkanie z kawiarni Pod Kurantem na ulicy Wilczej.

"Wiedziałem, czym pachną zaproszenia na takie rozmowy. Nie myliłem się" - wspomina Piotr Fronczewski.

Porucznik Grabowski wprost powiedział mu, że musi "im" - nie sprecyzował, komu dokładnie - pomóc, jeśli chce odzyskać prawo jazdy.

"Dreszcz przeszedł mi po plecach" -  stwierdził aktor w książce "Ja, Fronczewski" i dodał, że kategorycznie odmówił jakiejkolwiek współpracy i oznajmił, że woli do końca życia jeździć na rowerze.

Piotr Fronczewski: Ryzykował karierą, ale nie dał się złamać

Jakiś czas później wyszło na jaw, że "opiekun" Piotra Fronczewskiego uznał, że ten  - to cytat ze znajdującej się w aktach aktora notatki - "nie rokuje pomyślnej prognozy dalszych rozmów operacyjnych".

26 listopada 1986 roku - po prawie dziesięciu latach prób nakłonienia Piotra Fronczewskiego do współpracy złożono wniosek o zakończeniu akcji operacyjnej prowadzonej w sprawie aktora i przesłaniu akt opatrzonych "AS" do archiwum.

Zobacz też: Ona planowała wspólną przyszłość, on nie powiedział jej o rozstaniu. "To było jak nagła śmierć"

Źródło: AIM
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy