Mamy się bronić i czekać na Amerykanów. Powtórka sprzed 40 lat, tylko Polska zamiast RFN

Rozpoczynające się właśnie ćwiczenia NATO Steadfast Defender 2024 mają być największym od 1988 roku, kiedy odbył się ostatnie ćwiczenia Reforger. Idea obecnych i tamtych jest taka sama: W Europie wybucha wojna, europejscy członkowie NATO muszą się bronić i wytrzymać do nadejścia amerykańskiej odsieczy zza oceanu.

Nawet nazwy ćwiczeń są wymowne. Reforger to skrót od "REturn of FORces to GERmany", czyli "powrót sił do Niemiec". Steadfast Defender to "niezłomny obrońca". Czyli generalnie Europo broń się dzielnie, kiedy przez ocean będzie zmierzać pomoc.

Jedna istotna różnica jest taka, że w czasie zimnej wojny posiłki miały zmierzać głównie do RFN, czyli obecnych zachodnich landów Niemiec. Teraz ich rolę przejęła przede wszystkim Polska i kraje Bałtyckie.

Zobacz wideo

Anonimowy wróg, ale wiadomo o kogo chodzi

W Steadfast Defender 2024 ma wziąć udział łącznie około 90 tysięcy żołnierzy z 31 państw NATO, oraz ciągle stojącej w przedsionku do sojuszu Szwecji. Dla porównania Reforger 88 był wyraźnie większy, ponieważ wzięło w nim udział 125 tysięcy ludzi. Skala współczesnych ćwiczeń szybko jednak rośnie. Dopiero co w 2018 roku ćwiczenia Trident Juncture z udziałem 50 tysięcy ludzi były wielkim wydarzeniem. Wzrost skali łatwo zrozumieć, biorąc pod uwagę to, co robi Rosja. Oficjalnie ćwiczenia Steadfast Defender nie zakładają jej jako wroga i wszystko jest utrzymane w tradycyjnym stylu anonimowego napastnika, jednak tak naprawdę nie ma żadnych wątpliwości, o co chodzi i dlaczego po trzech dekadach NATO wraca do zimnowojennych wzorców.

Widać to choćby po tym, jak oficjalnie o ćwiczeniach informuje Pentagon. Najpierw jest zacytowany sterylny fragment wypowiedzi przedstawiciela NATO o tym, że ćwiczenia oparto o fikcyjny scenariusz ataku na sojusz przeprowadzonego przez prawie równego przeciwnika" i że "ćwiczenia NATO nie są skierowane przeciw żadnemu państwu". Po czym następny akapit komunikatu zaczyna się od: "Niezależnie od tego, Rosja wszczęła największą wojnę w Europie od II wojny światowej, najeżdżając Ukrainę."

Polski MON tradycyjnie jest mniej sterylny niż centrala NATO. W komunikacie na temat ćwiczeń oraz będących ich częścią polskich manewrów Dragon 24, pada sformułowanie: "... są ćwiczeniami o charakterze defensywnym i nie są skierowane przeciwko żadnemu państwu, ale stanowią demonstrację zdolności do przeciwdziałania agresywnej polityce i prowokacyjnej aktywności Federacji Rosyjskiej."

Sojusz w swoich komunikatach deklaruje, że Steadfast Defender 2024 będą treningiem realizacji nowych planów obronnych przyjętych na szczycie NATO w Wilnie w 2023 roku. Zastąpiły one starsze plany ewentualnościowe. Nie ma specjalnie wątpliwości co do tego, jakie wydarzenia spowodowały konieczność przyjęcia nowych i jaki scenariusz muszą zakładać.

Wydarzenia od Norwegii po Grecję

NATO nie podaje szczegółowego planu przebiegu ćwiczeń. Zaczęło się 24 stycznia wyjściem okrętu desantowego USS Gunston Hall z bazy Norfolk na wschodnim wybrzeżu USA. Za nim mają popłynąć kolejne jednostki. Finał Steadfast Defender 2024 ma nastąpić dopiero na przełomie maja i czerwca. W międzyczasie będzie trenowany cały scenariusz ataku anonimowej Rosji i obrony przed nim, między innymi w ramach mniejszych krajowych i lokalnych ćwiczeń, składających się w ogólnonatowską całość. Poza 90 tysiącami żołnierzy, w Steadfast Defender 2024 ma wziąć udział łącznie 50 okrętów, 80 samolotów, śmigłowców i większych dronów, oraz 1100 pojazdów, w tym 133 czołgi i 533 bojowe wozy piechoty.

Istotną część sił biorących udział w ćwiczeniach wystawi Polska. Odbędzie się to w ramach wspomnianych manewrów Dragon 24, które mają się rozpocząć na przełomie lutego i marca. Wojsko Polskie ma do nich wystawić 15 tysięcy żołnierzy. Dodatkowe 5 tysięcy będzie z państw sojuszniczych. Pierwsza faza ćwiczenia zakłada działania w realiach sytuacji kryzysowej, a druga już podczas wojennej operacji obronnej. Jak podaje MON, kluczowym elementem ćwiczeń będzie przeprawa wojsk sojuszniczych przez Wisłę oraz przemieszczenie Sił Szybkiego Reagowania NATO (VJTF). Te drugie mają się zjawić w Polsce po części, choć nie wyłącznie, na spadochronach w ramach powiązanego ćwiczenia Brilliant Jump 24.

Większość wydarzeń w ramach wszystkich tych ćwiczeń ma się odbywać na terytorium Estonii, Finlandii, Grecji, Litwy, Łotwy, Niemiec, Norwegii, Polski, Rumunii, Słowacji, Szwecji, Węgier i Wielkiej Brytanii. Dodatkowo powiązane ze Steadfast Defender 2024 będą też ćwiczenia morskie Dynamic Manta (Morze Śródziemne) i Dynamic Mongoose (Morze Północne). Ich celem będzie głównie trenowanie zwalczania okrętów podwodnych i osłona transportu morskiego.

Europa ma się trzymać i czekać

Choć oficjalne opisy scenariusza ćwiczeń są zdawkowe, to nietrudno je naszkicować. Założenie jest podobne jak podczas zimnej wojny, tylko punkt ciężkości jest przesunięty na wschód. Podstawowy fakt jest taki, że siły europejskich członków NATO do skutecznej długotrwałej walki będą wymagały wsparcia siłami wojska USA. Aktualnie nie stacjonuje ono w dużych ilościach w Europie. Zdecydowana większość sił US Army i Gwardii Narodowej jest w kontynentalnych USA. W razie wojny trzeba będzie je więc stopniowo przerzucać do Europy. Dodatkowo konieczny będzie stały transport z USA zapasów wojennych, takich jak amunicja i paliwo. Stąd rozpoczynanie ćwiczeń od ruchów okrętów, oraz dodatkowe ćwiczenia z zakresu zwalczania okrętów podwodnych. To praktycznie jedyne narzędzie, którym Rosjanie mogą aktualnie poważniej zagrozić NATO na północnym Atlantyku.

Sądząc po lokalizacji ćwiczeń morskich i wymienieniu na liście najbardziej zaangażowanych państw, symulowany strumień wsparcia popłynie przez Atlantyk, a potem południem przez Morze Śródziemne ku Rumunii, oraz północą ku Norwegii, Niemcom i Morzu Bałtyckiemu. Wielka Brytania odegra istotną rolę jako umieszczona w newralgicznym skrzyżowaniu szlaków morskich i powietrznych z USA do Europy. Na jej terytorium na pewno zostaną rozmieszczone istotne siły USAF oraz US Navy. Niemcy z racji na swoje centralne położenie i dobrą infrastrukturę tradycyjnie zostaną głównym centrum logistycznym sił US Army docierających na Stary Kontynent. Też po części spadek po zimnej wojnie i takich ćwiczeniach jak Reforger. Amerykanie mają już tam bazy i przetrenowane użycie cywilnej infrastruktury w postaci na przykład portów. Część transportów najpewniej podąży jednak dalej, Bałtykiem do Polski, państw bałtyckich i Szwecji. Widać więc, że prawdopodobnie NATO zakłada wzmacnianie swojego frontu wschodniego na każdy możliwy sposób, od północy, przez centrum i od południa. Równocześnie na pewno powietrzem, do baz w Niemczech i prawdopodobnie też do Wrocławia oraz Powidza w Polsce.

Początek tego całego dużego ruchu, zakładany jest jeszcze w czasie kryzysu, na co wskazuje na przykład podział ćwiczeń Dragon 24 na dwie fazy i fakt rozpoczęcia całych ćwiczeń NATO od wyjścia okrętu z bazy w USA. Tak jak w przypadku rosyjskiej inwazji na Ukrainę w 2022 roku, poważne sygnały o przygotowaniach do niej były podawane do wiadomości publicznej miesiące wcześniej, a ruchy uznawane za niepokojące miały miejsce dobrze ponad pół roku wcześniej. Jest właściwie nierealne, aby Rosja była w stanie ukryć przygotowania do dużego konfliktu z NATO. Racjonalną reakcją na nie byłoby wzmacnianie sił Sojuszu na wschodzie, co najwyraźniej będzie ćwiczone. Na przykład w postaci przekraczania Wisły przez siły VJTF.

Jednak przewiezienie na przykład całej brygady zmechanizowanej US Army z USA do Europy i wprowadzenie jej do walki zajmuje około 40 dni. Przy użyciu magazynów broni w Europie i dostarczeniu do nich ludzi drogą lotniczą, ten czas można skrócić do 9-10 dni. Takich magazynów nie ma jednak wiele i tym sposobem w trybie ekspresowym można wyekspediować jedynie kilka brygad i oddziałów wsparcia. Przy czym są to wyniki w warunkach bez tak zwanego przeciwdziałania przeciwnika, czyli przy założeniu, że Rosjanie nie będą przeszkadzać. W praktyce oznacza to, że na większość najcięższych sił wojska USA trzeba czekać na froncie ponad miesiąc od momentu dania rozkazu wyruszenia. Przy czym zakładając wcześniejsze wykrycie przygotowań Rosjan do inwazji, tego rodzaju rozkaz może paść przed wybuchem wojny. Czyli to nie powinno być tak, że Amerykanie się ruszą, dopiero jak padną pierwsze strzały. Wówczas wzmocnienie powinno być już na miejscu, albo od dawna w drodze. Tu wszystko zależy jednak od woli politycznej.

Niezależnie od tego, po przejściu z fazy kryzysu do fazy wojny, najcięższe zadanie początkowo najpewniej będzie spoczywało na barkach wojsk lądowych europejskich państw NATO. To one będą musiały być tym "wytrwałym obrońcą", przy wsparciu lotnictwa i floty czekającym na nadpływającą zza oceanu kawalerię. W zachodnich książkach sensacyjnych opisujących wojnę NATO z ZSRR, tę rolę najczęściej odgrywała Bundeswehra RFN, jako największe siły lądowe europejskiego członka sojuszu. Zdeterminowani grenadierzy pancerni broniący swoich domów i miast. Współcześnie ta rola przypadłaby raczej Wojsku Polskiemu.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.