Przypomnijmy, według ustaleń "Gazety Wyborczej" i "Nowej Gazety Trzebnickiej" Anna Morawiecka w 2019 roku miała być fikcyjnie zatrudniona w Urzędzie Miejskim w Trzebnicy. Jednak nikt nie potrafił potwierdzić informacji, czym się zajmuje. Sprawa wyszła w trakcie śledztwa dotyczącego nieprawidłowości w magistracie. Chodziło między innymi o wątek sprzedaży nieruchomości "po zaniżonej cenie na rzecz osób najbliższych dla Burmistrza Trzebnicy".
Po tych doniesieniach dziennikarze zostali wezwani na policję. Maciej Rybak w trakcie przesłuchania był pytany m.in. o to, kto redagował tekst i dlaczego znalazła się w nim informacja o miejscu zamieszkania siostry premiera. Finalnie prokuratura umorzyła śledztwo wszczęte z doniesienia siostry premiera Anny Morawieckiej na dziennikarzy "Wyborczej" i "Nowej Gazety Trzebnickiej", uznając, że nie popełnili oni żadnego wykroczenia.
W listopadzie 2019 roku w związku ze śledztwem do urzędu w Trzebnicy weszli policjanci z Wrocławia. Wtedy, podczas przygotowywania dokumentów dla funkcjonariuszy, urzędnicy zwrócili uwagę na nazwisko Anny Morawieckiej na liście płac. Sprawa dotarła do "Nowej Gazety Trzebnickiej". - Umowa oczywiście fikcyjna, bo nikt jej w pracy nie widzi, nie ma jej na listach obecności. To zakamuflowany lobbing opłacany z pieniędzy podatników - twierdził informator gazety.
W 2020 roku urząd poinformował, że Morawiecka pracowała na zlecenie, a później jako pomoc administracyjna. Według władz Trzebnicy była zatrudniona w Referacie Kultury i Sportu. Tymczasem "Wyborcza" cytuje fragment Wystąpienia Pokontrolnego NIK w sprawie funkcjonowania ośrodków sportu i rekreacji w gminie Trzebnica. Czytamy w nim: "W sierpniu 2019 r. przeprowadzono skutecznie nabór na stanowisko Kierownika Referatu Kultury i Sportu, jednak do dnia kontroli NIK (11 października 2019 r.) Referat ten nie został utworzony".
Referat, jak podaje dziennik, zaczęto tworzyć dopiero w 2019 roku, gdy w urzędzie zatrudniono Morawiecką. Siostra premiera miała zarabiać na stanowisku 3305 zł brutto miesięcznie. "Jedynym potwierdzeniem wykonania zlecenia jest zestawienie przepracowanych godzin potwierdzone przez urzędniczkę trzebnickiego magistratu, Ewę Brzegowską, wówczas wiceszefową Wydziału Pozyskiwania Funduszy" - podała "GW".
Do sprawy odniosła się sama Anna Morawiecka w oświadczeniu opublikowanym przez Radio Wrocław. "Z całą stanowczością oświadczam, że jest to oszczerstwo i pomówienie. Wielokrotnie mówiłam o swojej pracy w Trzebnicy i nigdy tego faktu nie ukrywałam. Trudno jednak udowadniać, że się robiło rzeczy, których KTOŚ NIE WIDZIAŁ i nie chce zobaczyć" - głosi początek oświadczenia.
Morawiecka wymienia w nim swoje obowiązki i wyjaśnia, że jej pracę przerwała ciężka choroba. "Zarzucanie mi w tej chwili małej skuteczności całego projektu to już szczególna niegodziwość. Nie muszę chyba dodawać, że w związku z tym brutalnym atakiem wystąpię na drogę sądową" - czytamy dalej w oświadczeniu.
***