0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Agata KubisFot. Agata Kubis

Dlaczego umarła Dorota z Nowego Targu? – analiza Natalii Broniarczyk, aktywistki z inicjatywy Aborcja Bez Granic i Aborcyjnego Dream Teamu. Broniarczyk wskazuje i osądza wszystkie błędy i zaniedbania, które doprowadziły do śmierci Doroty.

Tę symboliczną świecę za zmarłą Natalia Broniarczyk zamieściła na swoim profilu na FB.

(14 czerwca o 18.00 w Warszawie pod pomnikiem Kopernika odbędzie się demonstracja „Ani jednej więcej”)

24 maja w szpitalu imienia Jana Pawła II zmarła 33-letnia Dorota. Była w piątym miesiącu ciąży. Jak mówi jej mąż: Dorota chciała być matką, ale nie za wszelką cenę.

Z soboty na niedzielę 20/21 maja Dorocie odeszły wody płodowe. Mąż zawiózł ją do szpitala. Lekarz dyżurujący stwierdził „totalne bezwodzie” i to była pierwsza szansa na uratowanie życia Doroty, ale personel medyczny z niej nie skorzystał.

Przeczytaj także:

Zamiast tego lekarz powiedział małżeństwu, że należy leżeć, a wody może powrócą. Informacja, którą usłyszała Dorota, jest niezgodna z najnowszą wiedzą medyczną, z żadnymi rekomendacjami towarzystw ginekologicznych.

W okolicy 20. tygodnia ciąży, gdy płód nie osiągnął zdolności do życia poza organizmem osoby w ciąży, a dochodzi do bezwodzia, to jedyną szansą na uratowanie życia osoby w ciąży jest indukcja poronienia, podawanie antybiotyków i sterydów pacjentce.

Takie procedury nie tylko dają szansy na uratowanie zdrowia pacjentki, ale też chronią przed działaniem radykalnym — czyli usunięciem macicy. Dorota usłyszała, że ma leżeć z nogami do góry.

To były tortury, a nie nowoczesna opieka medyczna

Dorota leżała przez trzy doby, z nogami w górze i głową w dole — brzmi jak tortury, a nie nowoczesna opieka medyczna. Poznając kolejne szczegóły tej historii, nasuwa się pytanie: czy Dorota była w szpitalu, czy u samozwańczego znachora?

W poniedziałek zaczęła odczuwać silny ból głowy. Małżeństwo nie czuło się dobrze zaopiekowane w szpitalu w Nowym Targu. Mąż Doroty opowiada w programie „Uwaga” w TVN, że próbowali wypisać się na własne żądanie i przenieść się do szpitala w Bochni, ale po rozmowie ze szpitalnym psychologiem postanowili zostać.

Ból głowy u Doroty postępował, a wskaźniki zapalenia w organizmie rosły. Mimo to nie zmieniono antybiotyków ani nie powiedziano Dorocie prawdy. Nikt nie poinformował ani jej, ani rodziny, że szanse na uratowanie ciąży są praktycznie zerowe, a ryzyko sepsy rośnie.

Gdy w USA poszczególne stany zaczęły wprowadzać restrykcyjne przepisy antyaborcyjne zakazujące aborcji po wykryciu tzw. akcji serca u płodu, amerykańskie towarzystwa ginekologiczne zaczęły ostrzegać, że takie przepisy będą doprowadzały do śmierci pacjentek albo ich poważnych okaleczeń, jak utrata macicy.

Ryzyko się podwaja przy postawie wyczekującej

Według badania z „American Journal of Obstetrics & Gynecology”* z października 2022 roku: ryzyko poważnych komplikacji zagrażających życiu osoby w ciąży, u której wystąpił odpływ wód płodowych, podwaja się przy postawie wyczekującej.

Bezwodzie u osób w ciąży poniżej 22. tygodnia jest zawsze ryzykowną sytuacją i bardzo często prowadzi do poważnych komplikacji, a szanse na przeżycie płodu są bardzo niskie.

Badanie obejmowało 28 pacjentek w ciąży poniżej 22. tygodnia, u których wystąpił odpływ wód płodowych. Tylko w jednym przypadku płód przeżył, ale nie wiadomo nic o jego stanie zdrowia po urodzeniu.

U 20 pacjentek płody obumarły jeszcze w macicy, a spośród 8 przypadków, w których płód wykazywał akcje serca po porodzie/wywołaniu porodu, aż 7 noworodków zmarło w ciągu 24 godzin.

Wnioski z badania są następujące:

szybka interwencja polegająca na przerwaniu ciąży, w której doszło do odpływu wód płodowych, prawie dwukrotnie zmniejsza ryzyko wystąpienia poważnych komplikacji i zagrożenia dla zdrowia osoby w ciąży.

W Polsce nie tylko nie oferuje się pacjentce zabiegu aborcji, ale kładzie się ją z nogami do góry, każe czekać i mami się obietnicami, że wszystko będzie dobrze.

Po śmierci Izabeli z Pszczyny minister zdrowia wydał okólnik „Życie i zdrowie matki jest najważniejsze”, w którym możemy przeczytać, że „pacjentka na każdym etapie prowadzenia ciąży musi być informowana o aktualnych ryzykach związanych ze zdrowiem i życiem”.

Nie musieli czekać na ustanie akcji serca

Personel medyczny miał trzy doby na wdrożenie postępowania ratującego jej życie. Z dokumentacji medycznej i zeznań rodziny, dowiadujemy się, że nic nie zostało zrobione.

W nocy z wtorku na środę Dorota zaczęła wymiotować, bolał ją brzuch.

W środę nad ranem 24 maja, gdy Dorota była już nieprzytomna, stwierdzono, że jest w stanie wstrząsu septycznego. O godz. 5.20 lekarze stwierdzili obumarcie płodu. By uratować życie Doroty, nie musieli na to czekać. Ustawa o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego z 1993 roku, nawet po nowelizacji za sprawą wyroku pseudoTK z 2020 roku, nie nakłada na lekarzy obowiązku czekania na ustanie akcji serca u płodu.

Lekarze czekali na konsultanta

Ta nieprawidłowa i bardzo wąska interpretacja prawa przez personel medyczny sprawia, że lekarze wybierają postawę wyczekującą. Mimo tej skrajnie wąskiej interpretacji, po stwierdzeniu zgonu płodu, lekarze ciągle mieli możliwość podjąć działania ratujące życie Doroty, ale jej nie wykorzystali.

Dorota zmarła, bo nie udzielono jej pomocy, gdy była już w stanie krytycznym. Zamiast bezzwłocznie ratować pacjentkę, zadzwonili do wojewódzkiego konsultanta po dupokrytkę. Konsultacje z prof. Hubertem Hurasem, konsultantem wojewódzkim w dziedzinie ginekologii i położnictwa, odbyła się dopiero dwie godziny później, czyli o 7.30.

Czyli kolejne dwie godziny czekania i skazywanie Doroty na śmierć. Dorota zmarła o 9.39.

Dlaczego lekarz ginekolog położnik, zamiast ratować życie pacjentki, gdy stwierdzona jest już sepsa i nastąpił zgon płodu, wybiera telefon do naczelnika?

Bo dyrektor szpitala radnym z Solidarnej Polski?

Jakie znaczenie ma fakt, że dyrektor szpitala Marek Wierzba jest radnym z ramienia Solidarnej Polski, czyli najbardziej antyaborcyjnej partii znanej z poparcia dla najbardziej radykalnych antyaborcyjnych rozwiązań?

Historia Doroty z Nowego Targu pokazuje, że tam, gdzie nie ma legalnej aborcji, tam kobiety umierają w szpitalach, bo personel medyczny, zamiast ratować nasze życie i zdrowie, czeka aż wojewódzki konsultant przyjdzie do pracy i łaskawie zezwoli na zabieg. Żeby potem można było na kogoś zrzucić odpowiedzialność.

Dlaczego umarła?

  • Dorota z Nowego Targu nie żyje, bo nie rozważano przerwania ciąży, żeby zapobiec sepsie, której objawy zlekceważono.
  • Dorota z Nowego Targu nie żyje, bo lekarze wymyślili sobie, że musi wystąpić bezpośrednie zagrożenie życia u pacjentki, by móc przerwać ciążę, tymczasem ustawa nic o tym nie mówi.
  • Dorota z Nowego Targu nie żyje, bo lekarze wybrali postawę wyczekującą na zgon płodu, choć polskie prawo aborcyjne nie nakłada takiego obowiązku. Nie jesteśmy Irlandią w 2012 roku, gdy umierała tam Savita. W polskim prawie nie ma nigdzie postawionego znaku równości pomiędzy osobą w ciąży i płodem.
  • Dorota nie żyje, bo przy bezwodziu leżała trzy doby z nogami w górze, bo powiedziano jej, że może wody powrócą.
  • Dorota nie żyje, bo okłamano ją i jej rodzinę. Nikt im nie powiedział, że w 20. tygodniu ciąży bezwodzie to praktycznie żadne szanse na żywe urodzenie i duże ryzyko dla jej życia i zdrowia.
  • Dorota nie żyje, bo polskie prawo antyaborcyjne zabija, a z lekarzy czyni politycznych sługusów zamiast ekspertów od ochrony zdrowia.
  • Dorota nie żyje, bo lekarze się nie buntują.

*Dane pochodzą z badania Maternal morbidity and fetal outcomes among pregnant women at 22 weeks’ gestation or less with complications in 2 Texas hospitals after legislation on abortion. American Journal of Obstetrics & Gynecology OCTOBER 2022

;

Udostępnij:

Natalia Broniarczyk

Działaczka inicjatywy Aborcja Bez Granic i Aborcyjnego Dream Teamu

Komentarze