Portal Money.pl zapoznał się z przemówieniem prezesa czeskiego banku centralnego (CNB) Aleša Michla w Wyższej Szkole Ekonomii i Biznesu w Pradze z 15 maja tego roku. "Jego słowa o zagrożeniach inflacyjnych, choć odnoszą się do czeskiego rynku, idealnie pasują do tego, co dzieje się obecnie w naszym kraju" – pisze portal.
Prezes czeskiego banku centralnego wprost ostrzega przed tym, co zamierza zrobić i co robi PiS w Polsce. Aleš Michl skrytykował politykę rozdawnictwa pieniędzy "dla każdego" i ostrzegł przed wspieraniem gospodarki przez rząd różnymi dotacjami w czasie uderzenia inflacyjnego. Czyli przed tym, co robią polskie władze.
Michl, jak pisze money.pl, zapowiada, że w ciągu trzech miesięcy inflacja w Czechach spadnie poniżej 10 procent. W Polsce politycy PiS i prezes Glapiński chwalą się, że u nas inflacja ma spaść na koniec roku, a potem to w zasadzie będzie dobrze. Z kolei Michl uczciwie przyznaje, że jednocyfrowa inflacja też będzie uciążliwa.
– W drugiej połowie roku inflacja nadal będzie na poziomie, z którym nie możemy się godzić. Nie wolno nam się do tego poziomu przyzwyczajać. Nie wolno nam się do tego dostosowywać. Dlatego też wysokie stopy procentowe pozostaną z nami na dłużej – mówi Aleš Michl cytowany przez Money.pl.
Dodaje, że walka z inflacją będzie trudna i czeski bank centralny potrzebuje wsparcia rządu i ostrożnej polityki. O obniżaniu stóp, jego zdaniem, nie ma mowy. Zapowiada nawet ich podwyższanie. W Polsce już zaczyna się mówić o możliwych terminach obniżki, chociaż inflacja ciągle sięga prawie 15 procent.
Dodaje, że nie wolno rozdawać szerokim strumieniem pieniędzy dla różnych grup społecznych, bo to odbija się na wzroście inflacji i rozregulowuje gospodarkę. Prezentuje więc podejście kompletnie odmienne od władz Polski.
Tymczasem u nas prezes NBP otwarcie włączył się w kampanię wyborczą. Adam Glapiński odniósł się do propozycji gospodarczych Prawa i Sprawiedliwości i Platformy Obywatelskiej. Napisał, że przedwyborcze zapowiedzi partii opozycyjnej "wiążą się z wielokrotnie większymi kosztami".
Odniósł się do zapowiadanej przez PiS podwyżki świadczenia 500 plus do 800 zł. Twierdzi, że "został publicznie przedstawiony szereg demagogicznych pseudowyliczeń".
"Przede wszystkim jeden z członków Rady Polityki Pieniężnej zaczerpnął, chyba z sufitu, pseudowyliczenie, że podniesienie świadczenia wychowawczego Rodzina 500 plus, z 500 zł do 800 zł, podniesie inflację o 2 p.p. Podobnie wypowiada się inny członek RPP, także wysłany do RPP przez opozycję" – napisał "niezależny" prezes NBP.
Mowa o Ludwiku Koteckim, który wyliczył, iż przez obietnice rządu inflacja w przyszłym roku może zwiększyć się o 2 p.p. do ok. 8 proc.
"Wpływ propozycji zgłoszonych przez PiS w kampanii wyborczej na inflację CPI wyniesie 0,1 p.p. w 2024 r. i 0,3 p.p. 2025 r. Propozycje PO to z kolei odpowiednio 0,3 i 0,8 p.p. wyższa inflacja" – oświadczył Glapiński, cytowany w komunikacie NBP.
Jednym słowem przekonuje, że wpływ przedwyborczych obietnic PiS na stan finansów państwa będzie znikomy, ale propozycje opozycji odbiją się negatywnie na gospodarce.
Komunikat NBP spotkał się z ostrą krytyką ekonomistów. "To nie jest normalne i pożądane. Objaw upartyjnienia wszystkich ważnych instytucji. Erozja autorytetu banku centralnego" - napisał ekonomista Ignacy Morawski.
"Każdy kolejny dzień zaskakuje mnie jak głęboko w mule może zaryć wiarygodność NBP. Ten komunikat to będzie koronny dowód złamania warunku apolityczności NBP. Prezes przeholował i sam na siebie zastawił pułapkę" - odpowiedział na ten wpis Sławomir Dudek, prezes i główny ekonomista Instytutu Finansów Publicznych, były dyrektor departamentu analiz w Ministerstwie Finansów.
Z dużą krytyką spotkał się też dziwny baner, jaki na swojej siedzibie wywiesił Narodowy Bank Polski. Opowiadamy o nim m.in. w jednym z odcinków "Po ludzku o ekonomii".