Alkohol i przemoc. Pracownicy socjalni częściej interweniują w ukraińskich rodzinach. "Mówią, że u nich tak można"

REKLAMA
Anna Gmiterek-Zabłocka
Coraz częściej pracownicy socjalni z lubelskiego Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie muszą interweniować w ukraińskich rodzinach. - Ze względu na brak właściwej opieki nad dzieckiem, alkohol, ale również przemoc - słyszymy od urzędników.
REKLAMA
Zobacz wideo

Małgorzata Rabczewska jest koordynatorką sekcji do spraw przeciwdziałania przemocy w rodzinie w Miejskim Ośrodku Pomocy Rodzinie. Pracuje m.in. z Ukrainkami, które po wojnie trafiły do Lublina, często z dziećmi. Jak mówi, większość z nich radzi sobie nieźle - pracują, wynajmują mieszkania, dzieci chodzą do szkół bądź przedszkoli. Jest też jednak grupa, która wymaga interwencji. Zwłaszcza ostatnio do MOPR w Lublinie częściej dochodzą sygnały o problemach w ukraińskich rodzinach związanych z przemocą i nadużywaniem alkoholu. - Jest coraz więcej procedur dotyczących "Niebieskich Kart". Otrzymujemy też coraz więcej zgłoszeń ze szkół o tym, że dzieci są niezadbane czy głodne - opowiada Rabczewska. 

REKLAMA

Jak tłumaczy, w społeczności ukraińskiej jest nieco większe przyzwolenie na picie alkoholu, również przez kobiety. - Część tych pań nie widzi problemu w tym, że na przykład opiekują się rocznym dzieckiem i idą z nim na basen, mając w organizmie 3 promile alkoholu. A takie sytuacje mamy - opowiada nasza rozmówczyni. 

"Ale u nas, w Ukrainie, tak można"

Zwraca uwagę, że są przypadki zabierania dzieci do rodzin zastępczych oraz do placówek opiekuńczo-wychowawczych. - Mamy dzieci, które już tam przebywają, bo nie udaje się takim mamom pomóc. Często z ich strony jest opór. Nieraz słyszymy: "Ale u nas, w Ukrainie, tak można". Te kobiety nie rozumieją, że w Polsce nie może być mowy o biciu dzieci, że nie ma zgody na przemoc - mówi Rabczewska, wspominając o odebraniu kilka dni temu pobitego chłopca. 

- Wielokrotnie słyszałam od ukraińskich kobiet, że jeden klaps to nic złego, że to norma, że u nich to dopuszczalne. Nie wiem, czy tak jest, ale nie chce mi się w to wierzyć - kręci głową nasza rozmówczyni. - Słyszymy też głosy, że przecież one znalazły się w trudnej, wojennej rzeczywistości, a my chcemy im zabrać dzieci. My naprawdę staramy się w inny sposób pomagać. Mamy ukraińskojęzycznych psychologów, pracujemy z rodziną, ale czasami nie ma jak pomóc, zwłaszcza gdy ktoś stoi na stanowisku: "Nic złego nie robię, u nas tak można" - rozkłada ręce. 

Pani Anna (imię zmienione) jest ukraińską psycholożką, która trafiła do Lublina również jako uchodźczyni, z dziećmi. W rozmowie z TOK FM przyznaje, że ma pacjentki - matki, uzależnione od alkoholu. - To jest problem, bez dwóch zdań. Część z tych kobiet piła już w Ukrainie, inne zaczęły sięgać po alkohol tutaj, w Polsce, myśląc, że to będzie dla nich ratunek w dramatycznej sytuacji, w jakiej się znalazły. A tak absolutnie nie jest. Teraz próbuję im pomóc z tego wyjść, co często nie jest łatwe. Bo z uzależnienia wychodzi się długo. To proces. A tu trzeba żyć, zajmować się dziećmi tu i teraz - opowiada psycholożka. 

REKLAMA

Małgorzata Rabczewska dodaje, że część matek nie do końca rozumie, że opieka nad dzieckiem w stanie upojenia alkoholowego jest przestępstwem, bo narażamy jego życie i zdrowie na niebezpieczeństwo. - I na przykład wszczynane jest postępowanie karne, a my spotykamy daną kobietę znów pod wpływem alkoholu - mówi. - Przemoc często polega tu między innymi na zaniedbaniu. Weźmy sytuację, gdy mama idzie wężykiem środkiem ulicy z malutkim dzieckiem, przewraca się albo wydaje wszelkie pieniądze na alkohol, kiedy dziecko jest zaniedbane i głodne. To też jest przemoc - tłumaczy Rabczewska. 

Przyjazny Patrol

W Lublinie działają specjalne Przyjazne Patrole. Jeżdżą po mieście w weekendy - odwiedzają rodziny, w których wcześniej stwierdzono przemoc czy alkohol. W składzie takiego patrolu są m.in. pracownicy MOPR. Jeżdżą oni także do rodzin ukraińskich.

- Niestety część osób wychodzi z założenia, że po godzinie 15.30 służby społeczne już nie przyjadą. I wtedy pojawia się alkohol. Dlatego w te dni newralgiczne, zwłaszcza w weekendy, taki Przyjazny Patrol się pojawia. Chodzi o to, by sprawdzić, czy dzieciom w danym domu nie dzieje się krzywda - tłumaczy Adam Mołdoch, wicedyrektor Centrum Interwencji Kryzysowej w Lublinie. 

Przez Lublin od początku wojny przewinęły się setki tysięcy Ukraińców. Obecnie w mieście może mieszkać około 45 tysięcy uchodźców i uchodźczyń, w tym dzieci. Większość żyje w prywatnych domach, wynajmują mieszkania, ale jest też część, która wciąż mieszka w miejscach zbiorowego zakwaterowania, m.in. w jednym z domów studenckich. Tam również, jak słyszymy od naszych rozmówczyń, zdarzają się interwencje związane z alkoholem czy przemocą. 

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

TOK FM PREMIUM

REKLAMA
REKLAMA
Copyright © Grupa Radiowa Agory