Interwencja podczas miesięcznicy smoleńskiej. Policjant miał skakać po telefonie dziennikarza

Dziennikarz internetowego "Programu o Polsce" relacjonował wydarzenia, które miały miejsce 10 maja przed pomnikami Ofiar Tragedii Smoleńskiej i prezydenta Lecha Kaczyńskiego. W pewnym momencie, gdy nagrywał telefonem wydarzenia związane m.in. z protestem Lotnej Brygady Opozycji, jeden z funkcjonariuszy miał wytrącić mu telefon z rąk. - Policjant zaczął skakać po aparacie. Na nagraniu widać, jak próbuję jego nogę odciągnąć i ratować mój telefon. Wtedy funkcjonariusz mi zagroził, że jeśli jeszcze raz spróbuję to zrobić, to postawi mi zarzut napaści na policjanta - opisał Adam Bysiek w rozmowie z WM.pl.

Do zdarzenia miało dojść 10 maja w okolicy placu Piłsudskiego w Warszawie, gdzie odbywała się 157. miesięcznica smoleńska. W środę przed pomnikami Lecha Kaczyńskiego i Ofiar Tragedii Smoleńskiej, jak co miesiąc, stawili się politycy Prawa i Sprawiedliwości, w tym prezes tego ugrupowania Jarosław Kaczyński. W okolicy tych wydarzeń pojawili się także członkowie Lotnej Brygady Opozycji (LBO), która organizuje protesty i akcje satyryczne, uderzające w rząd PiS. Poza nimi na uroczystości tradycyjnie zjawili się funkcjonariusze policji.

Zobacz wideo Dziennikarz spytał o raport ws. Smoleńska. Jarosław Kaczyński unikał odpowiedzi

Akcja policji podczas miesięcznicy smoleńskiej. "Policjant zaczął skakać po aparacie. Na nagraniu widać, jak próbuję jego nogę odciągnąć"

Jednym z dziennikarzy, którzy relacjonowali te wydarzenia, był współautor internetowego "Programu o Polsce", Adam Bysiek. W rozmowie z Wirtualnymi Mediami powiedział, że na miejscu zjawił się około godziny 8:30. Już wtedy jednak kordon policji oddzielał pomnik ofiar katastrofy w Smoleńsku od osób innych niż politycy. Protest LBO przeniósł się więc na ulicę Marszałka Ferdynanda Focha. Bysiek zaczął wówczas nagrywać telefonem manifestację. 

- W pewnym momencie policjanci zaatakowali manifestujących, wyrwali megafon jednemu z organizatorów protestu i powalili go na ziemię - powiedział. Akcja policji przeniosła się na schody jednego z budynków. Dziennikarz stał w tłumie, trzymając telefon na wysokości bioder funkcjonariuszy. W pewnym momencie policjant, który stał za plecami dziennikarza, miał podbić jego rękę i wytrącić mu telefon z rąk. 

- Telefon upadł, na szczęście kamerą do góry, więc wszystko się nadal nagrywało. Policjant zaczął skakać po aparacie. Na nagraniu widać, jak próbuję jego nogę odciągnąć i ratować mój telefon. Wtedy funkcjonariusz mi zagroził, że jeśli jeszcze raz spróbuję to zrobić, to postawi mi zarzut napaści na policjanta. Odpowiedziałem mu: "Proszę bardzo, bo kamera wszystko zarejestrowała". Wtedy jeszcze raz zdeptał telefon i odsunął nogę - opowiedział dalej dziennikarz.

Dziennikarz po udostępnieniu nagrania zaczął dostawać groźby. O wyjaśnienia wystąpił też Rzecznik Praw Obywatelskich

Jak dodał, komórka miała specjalną obudowę z metalową ramką, chroniącą przed zniszczeniem, oraz hartowane szkło z przodu i z tyłu urządzenia. Po odzyskaniu telefonu okazało się, że odbudowa puściła i zbił się ekran iPhone'a. Po wezwaniu do radiowozu mężczyzna powiedział, że telefon jest niesprawny, ponieważ obawiał się, że w przeciwnym razie wykasują mu nagranie. Dziennikarz po upublicznieniu nagrania z akcji z policji miał zacząć odbierać telefony i SMS-y z groźbami. Jak mówi w rozmowie z WM.pl, ktoś miał też przeciąć przewody w jego motorze. 

Dzięki nagraniu, które udało się zachować, dziennikarz poznał imię, nazwisko i numer identyfikacyjny policjanta z Warszawy. Adam Bysiek zapowiedział też, że złoży do prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa zniszczenia mienia znacznej wartości. - Będę też dochodził swoich praw w sądzie, bo ubezpieczenie mojego telefonu ostro poszło w górę i byłem trzy dni bez aparatu, nie mogłem zmontować materiału, więc straciłem reklamy za jego emisję. Będę się domagał zwrotu kosztów poniesionych za naprawę telefonu i dopłatę do jego ubezpieczenia. W poniedziałek pozew trafi do sądu - zapowiedział.

Komenda Stołeczna Policji na razie nie komentuje tego zdarzenia. O wyjaśnienia zwrócił się do komendanta także Rzecznik Praw Obywatelskich. 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.