​"Negocjacje ostatniej szansy" - tak nad Sekwaną komentowana jest deklaracja premier Elisabeth Borne, która po kolejnej fali strajków i demonstracji we Francji zapowiada rozmowy ze związkowcami. Chodzi o masowe protesty przeciwko reformie emerytalnej. Wczoraj na ulice francuskich miast wyszły ponad dwa miliony osób. Doszło do starć z policją. 175 funkcjonariuszy zostało rannych - potwierdza szef MSW Gerald Darmanin - z 13 tys. policjantów i żandarmów, którzy we wtorek pełnili służbę.

Wczoraj ponad 2 miliony ludzi ponownie protestowały przeciwko reformie emerytalnej prezydenta Emmanuela Macrona, która podnosi wiek emerytalny z 62 do 64 lat. Podczas protestów doszło do starć demonstrantów ze służbami. 175 funkcjonariuszy zostało rannych.

Premier Elisabeth Borne zapowiada rozmowy z przedstawicielami największych central związkowych, które mają odbyć się na początku przyszłego tygodnia. Jak zwraca uwagę korespondent RMF FM z Paryża Marek Gładysz, wielu komentatorów zastanawia się, czy można spodziewać się przełomu - czyli np. zawieszenia wprowadzenia w życie reformy - czy też rząd gra na czas i tylko udaje, że jest gotowy do ustępstw w oczekiwaniu na decyzję Rady Konstytucyjnej, która ma zapaść za trzy tygodnie.

Przed uznaniem reformy emerytalnej za zgodną z konstytucją prezydent Emmanuel Macron nie może jej wprowadzić w życie, a według obserwatorów szef państwa obawia się, że w ciągu tych 3 tygodni zamieszki mogą się zaostrzać

Sondaże pokazują, że zdecydowana większość Francuzów sprzeciwia się ustawie emerytalnej, a także formie jej przyjęcia. Rząd skorzystał bowiem z art. 49.3 konstytucji, który umożliwia mu pominięcie głosowania w Zgromadzeniu Narodowym, izbie niższej francuskiego parlamentu.

Sam prezydent również staje się coraz mniej popularny. Z opublikowanego we wtorek sondażu wynika, że poparcie dla Macrona gwałtownie spadło i wynosi obecnie jedynie 28 proc - podał RTL, cytując badania ośrodka badawczego BVA.

Poparcie dla Macrona spadło o 6 punktów proc. w porównaniu z badaniem przeprowadzonym w lutym. Nie było ono tak niskie od protestu "żółtych kamizelek" z jesieni 2018 r. przeciwko rosnącym kosztom życia; wówczas prezydenta popierało 26 proc. społeczeństwa.