Marcin Gutowski w reportażu "Franciszkańska 3" przedstawił dowody, które wskazują, że w latach 1964-78 metropolita krakowski kardynał Karol Wojtyła wiedział o nadużyciach seksualnych i tuszował pedofilię podległych mu księży: Eugeniusza Surgenta, Józefa Loranca i Bolesława Sadusia. Autor reportażu powołał się na dokumenty służby bezpieczeństwa PRL (UB/SB), co u wielu wzbudza wątpliwości w ich wiarygodność. Jednak do akt kościelnych nie miał dostępu.
Więcej informacji znajdziesz na stronie głównej portalu Gazeta.pl.
Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski w poniedziałek (13 marca) w programie Wirtualnej Polski "Newsroom" odniósł się do reportażu Marcina Gutowskiego. - Tego typu programy to efekt grzechu zaniechania, którego dokonał polski Kościół tuż po śmierci Jana Pawła II - skomentował. - Nie ze wszystkimi tezami z reportażu się zgadzam […], ale trzeba docenić pana redaktora, że dotarł do dokumentów i świadków, do których nie chciał dotrzeć episkopat - mówił duchowny,
Przypomniał także, że w latach 2005-2007 działała powołana przez Episkopat Polski komisja "Pamięć i Troska", która zajmowała się m.in. badaniem dokumentów służb PRL tworzonych na temat księży. Jednak, jak stwierdził duchowny, jej prace okazały się "kompletną fikcją". - Ówczesny metropolita krakowski kardynał Stanisław Dziwisz [który powołał komisję - red.] kompletnie zablokował lustrację, ale także przegląd akt - dodał kapelan nowohuckiej "Solidarności", obecnie duszpasterz Ormian.
"Jako biskup diecezji poczuwam się do odpowiedzialności za postawę księży, którzy dochowali wierności swemu kapłańskiemu powołaniu, ale także tych, którzy mu się sprzeniewierzyli, wskutek słabości czy dla jakichś korzyści doczesnych" - pisał kard. Dziwisz w dekrecie powołującym komisję.
Dyrektor archiwum krakowskiej kurii po tym, jak wydał zgodę na dostęp do dokumentów dziennikarzom TVN24, został odwołany - donosi "Newsweek".
Jak ustalił tygodnik, prof. Robert Tyrała, rektor Uniwersytetu Papieskiego im. Jana Pawła chciał stworzyć niezależną komisję, która miała zbadać archiwa. Wsparli go naukowcy z Uniwersytetu Jagiellońskiego i Akademii Ignatianum. Próby dotarcia do dokumentów zakończyły się fiaskiem. - Odbyło się jedno spotkanie i nastąpiła blokada - przekazał pracownik instytucji.
"Od tego momentu klucze ma wyłącznie kanclerz kurii, człowiek - jak twierdzi mój rozmówca - "bez kwalifikacji, ale w 120 proc. lojalny wobec Jędraszewskiego. Dostał wyłączne prawo decydowania o tym, kto i do czego ma dostęp w archiwach" - pisze "Newsweek".