Elektryczne Volvo miało przejechać trasę w 4 dni. Ile naprawdę to trwało?

Elektryczne Volvo miało przejechać trasę w 4 dni. Ile naprawdę to trwało?

Transport ciężarowy również próbuje przestawić się na elektryczność, jednak w tym przypadku problemy są jeszcze większe, niż w przypadku samochodów osobowych. Jak to wygląda w praktyce pokazała szwajcarska firma Krummen Kerzers na 3000-kilometrowej trasie ze Szwajcarii do Hiszpanii i z powrotem. 

W ostatnich latach producenci umieszczają napęd elektryczny w niemal każdym możliwym środku transportu. Oczywiście elektryfikacja nie omija ciężarówek i choć najszybciej na myśl przychodzi tu Tesla Semi o zasięgu 800 km, to Tesla nie jest pierwszą firmą, która weszła na rynek z elektrycznymi ciężarówkami. Są one od kilku lat produkowane przez Volvo, które ostatnio rozszerzyło ofertę o cięższe kategorie ciągników. Transport elektryczny w obecnej chwili może jednak przynieść sporo problemów, zwłaszcza na trasie, o czym możemy się przekonać dzięki szwajcarskiej firmie Krummen Kerzers. Firma spedycyjna przetestowała ciągnik elektryczny Volvo FH Electric 4×2 o masie całkowitej 40 ton i stosunkowo niewielkim zasięgu (w porównaniu z Semi) 300 km. Tak krótki zasięg, co zrozumiałe, znacznie zwiększa potrzebę precyzyjnego planowania i niesie ze sobą znacznie większe obawy, czy w ogóle uda się dotrzeć do celu.

Trasa 3000 km ciągnikiem elektrycznym Volvo ze Szwajcarii do Hiszpanii i z powrotem trwała aż 7 dni zamiast standardowych 4, co obnażyło ogromne problemy elektryków, jak niewystarczająca infrastruktura ładowarek, oraz stosunkowo niski zasięg.

Ciężarówka wyjechała z supermarketu Casa del Mas w Küsnacht koło Zurychu po ładunek 20 ton pomarańczy do Canals koło Walencji w Hiszpanii - trasa to około 1500 km, więc cała podróż to około 3000 km. Nie możemy zapominać o tym, że ciągniki Volvo FH są o całe 3 tony cięższe w wersjach elektrycznych z tym samym rozstawem osi w porównaniu z ich dieslowskimi odpowiednikami ( w Europie powinny mieć dopuszczalną wyższą o 2 tony masę całkowitą). Przypomnijmy, że standardowe ciągniki z silnikiem Diesla mają ładowność gdzieś w okolicach 24-25 ton. Ale gdybyśmy chcieli mieć większe baterie dla większego zasięgu (czego Volvo na razie nie oferuje), to nie spokojnie można dodać kolejne 2-3 tony masy. 

Kierowca musiał przestrzegać wymogów prawnych dotyczących przerw, które starał się zaplanować tak, aby były wypełnione ładowaniem. Niestety infrastruktura nie jest jeszcze w ogóle gotowa na ciągniki elektryczne, więc musiał ładować za pomocą standardowych ładowarek. W sumie po drodze musiał zrobić 20 postojów, a był to duży problem, gdy do stacji podłączały się kolejne auta, co drastycznie obniżało wydajność ładowania.

Kierowcy udało się ustanowić rekord trasy o długości 3000 km przejechanej ciągnikiem elektrycznym, jednak zamiast standardowych 4 dni, musiał jechać aż 7 dni. Doskonale pokazuje to problemy z infrastrukturą. Mimo to  Krummen Kerzers chce w tym roku rozszerzyć swoją flotę pojazdów elektrycznych do 18 samochodów, a także zainwestować we własną infrastrukturę ładowania. W Szwajcarii, oprócz ładowarki w siedzibie firmy w Kerzers, powinny być też stacje w Dällikon, Flüelen i Pratteln.

Obserwuj nas w Google News

Pokaż / Dodaj komentarze do: Elektryczne Volvo miało przejechać trasę w 4 dni. Ile naprawdę to trwało?

 0