Mircy, jest #afera .
Wiele januszerki w życiu widziałem, wiele jestem w stanie zrozumieć - ale moim zdaniem ten poziom bezczelności zasługuje na kręcenie małysza. Nie chcę nikomu bezpodstawnie szkalować biznesu, niech przemówią więc fakty .
Po kolei i do rzeczy:
Z ogromnym zainteresowaniem przesłuchałem wywiadu z Andrew Sinclairem na Huberman Labs odnośnie metod spowalniania starzenia się organizmu - zakupiłem więc NMN na próbę, szukając czegoś w miarę małej gramaturze.
Wybór padł na ekstrakty_com, poprzez wiadomy portal aukcyjny
Niestety, najpierw zakupiłem, po fakcie doczytałem że NMN jest fałszowane na potęgę z racji popytu, a gros latającego po necie produktu jest sprowadzany z nonejmowych fabryk z klepiskiem zamiast podłogi gdzieś w Syczuanie. Do tego przypomniałem sobie że żyję w Polsce, państwie teoretycznym - gdzie Główny Inspektorat Sanitarny zainterweniowałby wtedy gdyby ktoś od tego umarł, albo gdy dałoby się to powiązać z Tuskiem - temu też chciałem się dowiedzieć coś więcej o producencie tego prochu.
Jako producent figurowało BARDO - a że google nie wypluwał nic na ten temat, zapytałem więc sprzedawcę:
Ta lakoniczna odpowiedź niespecjalnie mnie usatysfakcjonowała i odrobinę wkurzyła, więc postanowiłem podrążyć temat - czy dystrybutor ma jakiekolwiek papiery - test na czystość przeprowadzany w niezależnym laboratorium, albo chociaż atest od producenta – mówimy tu w końcu o towarze popychanym po 10 pln za gram produktu, mającym bezpośredni wpływ na moje zdrowie, a nie o przymałych gaciach z ali.
Ależ owszem, certyfikat jest, przyszedł po 2 dniach, elegancko, ucieszyłem się:
Dopiero jak otwarłem dostarczony dokument, to pomyślałem że to jakiś żart:
"Certyfikat" jakości okazał się być jakimś ulepem z chamsko wklejonym w paincie podpisem i pieczątką ewidentnie wyciętym z jakiejś faktury i pieczątką...BARDO. Czyli dystrybutora. Nawet nie w pełni maskujący to co było pod spodem.
Wynika z tego że sami sobie zlecili i
przeprowadził specjalistyczną laboratoryjną weryfikację czystości produktu w
dwa dni i to na żądanie – bo inaczej chwalili by się tym przecież w aukcji. O kiepsko
wygumkowanej okrągłej czerwonej pieczątce innego zakładu (producenta?) na dole tekstu,
ani braku podmiotu zlecającego badanie w treści, nawet nie wspomnę.
Sprawę pogarsza fakt, iż
taki certyfikat nie jest przecież wymagany prawem – to jest dobra wola
dystrybutora – mogli po prostu powiedzieć że ufają swoim dostawcom i tyle, a wybrali opcję świadomego wprowadzania klienta w błąd.
Ktoś ma doświadczenie w takich sprawach? Co z tym można zrobić - UOKiK? Można to jakoś zgłosić Allegro?