Rozmowa
Zdjęcie ilustracyjne (fot. Shutterstock)
Zdjęcie ilustracyjne (fot. Shutterstock)

Reportaż o pracy seksualnej w naszym kraju pt. "Praca jak każda inna. 'Bardzo bym sobie życzyła, żeby oddemonizować ten sex work w Polsce'" wywołał serię krytycznych tekstów w prawicowych mediach oraz setki nieprzychylnych komentarzy na platformach społecznościowych, również w środowiskach liberalnych. W odpowiedzi na krytykę naszego reportażu publikujemy rozmowę, która - mamy nadzieję - w szerszym kontekście tłumaczy, czym aktualnie jest praca seksualna w Polsce, przybliża sytuację osób pracujących w tej branży i wskazuje rozwiązania, które mogą poprawić ich bezpieczeństwo.

***

Czy praca seksualna faktycznie jest jak każda inna? 

To zależy i to skomplikowane. Każda wymaga innych umiejętności i kompetencji. Musimy zdawać sobie sprawę, że praca seksualna jest nie tylko pracą fizyczną, o charakterze cielesnym, ale bardzo często także pracą emocjonalną i opiekuńczą, zakładającą troskę o drugą osobę, jej ciało i emocje.  

W przypadku branży usług seksualnych mamy bardzo konkretne ryzyka dotyczące bezpieczeństwa. W Polsce praca seksualna odbywa się w szarej strefie – nie jest nielegalna, ale kryminalizowane są wszystkie narzędzia, których osoby ją podejmujące potrzebują do zapewnienia sobie bezpieczeństwa i komfortu. W efekcie często nie mają dostępu do wymiaru sprawiedliwości, zaplecza socjalnego i praw pracowniczych. Więc ta praca nie jest "jak każda inna". 

"To jest tekst o tym, że nie musisz nic potrafić, żeby być kimś" – między innymi takie komentarze pojawiały się na Twitterze po tym, jak fragment naszego reportażu opublikowała na tej platformie Kataryna

Żeby wykonywać pracę seksualną, nie trzeba mieć dyplomów uniwersyteckich, ale potrzeba bardzo wielu mocnych kompetencji. Seks jest tylko jakąś częścią całości. Ważne są też rozmowa, kontakt, bycie w interakcji z drugą osobą. Każdy, kto pracuje w usługach, wie, że kontakt z klientem to bardzo duży wysiłek. Praca w tym sektorze to praca na emocjach – własnych, ale przede wszystkim na emocjach drugiej osoby. Z drugiej strony to zajęcie, które wymaga bardzo jasnego stawiania granic, wysokiej asertywności. 

Ale jedna z bohaterek tego tekstu mówi, że to były najłatwiejsze pieniądze w jej życiu. 

One są najłatwiejsze w tym sensie, że dostaje się je do ręki. Bo rzeczywiście jest tak, że często w kontekście pracy seksualnej wynagrodzenie przychodzi od razu. Pieniądze nie są wypłacane na koniec miesiąca na konto, tylko bezpośrednio. To często jest pragmatyczna decyzja. Jak masz zobowiązania do opłacenia na bieżąco, ta praca pozwala je opłacić. Są na przykład osoby, które mają długi i muszą je szybko spłacić. Ale wyobrażam sobie, że dla wielu osób to wcale nie jest łatwa praca i nie każda osoba się w niej odnajdzie. 

Czy ty w ogóle wierzysz w te stawki, które padają w reportażu? 700 euro za godzinę, dwa tys. za kolację, 100 tys. w dobry miesiąc…

Skoro osoby mówią, że takie stawki mają, wierzę im. Ale myślę, że nie są to dominujące kwoty w Polsce. W kontekście pracy seksualnej istotne jest też, że nie ma tu gwarantowanego dochodu. Jednego dnia czy przez tydzień można zarobić bardzo dużo. Ale może być tak, że przez miesiąc będzie bardzo mało klientów i zarobek będzie niewielki albo nie będzie go wcale. Praca seksualna nie pozwala wierzyć, że zawsze będziemy mieć bezpieczne 3, 5, 10 czy to 100 tys. zł na koncie. Teraz mamy kryzys ekonomiczny, więc klientów jest mniej. 

Agata Dziuban. Socjolożka i outreachworkerka. Adiunktka w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Jagiellońskiego. Członkini grupy Sex Work Polska (fot. Archiwum Prywatne)

Czyli jednak lukrowany obrazek? Takie zarzuty często pojawiały się wśród setek komentarzy do tego tekstu. 

I są próbą uciszania osób pracujących seksualnie, które odważyły się opowiedzieć o swoim zawodzie coś innego niż to, co narzucają im stereotypowe przekazy kulturowe. Bardzo dobrze, że osoby pracujące seksualnie mają wreszcie platformę, gdzie mogą przedstawić swoją narrację. I – oczywiście – one opowiadają o swoich doświadczeniach, nie o tym, jak działa cała branża. 

Bohaterki reportażu pracują na własną rękę, zarabiają bardzo duże pieniądze. Warto pokazywać osoby, które pracują w tak komfortowych warunkach. Bardzo często – wbrew rzeczywistości – realia pracy seksualnej są przedstawiane jako realia handlu ludźmi, wyzysku, przemocy, przymusu. Osoby wykonujące tę pracę są traktowane jako ofiary. Tworzenie przeciwwagi dla takiej narracji jest ważne. Daje osobom pracującym seksualnie możliwość powiedzenia: "Hej, nie! To nie jest moje doświadczenie, moja rzeczywistość wygląda inaczej". 

Czy myślisz, że gdyby ten tekst był o mężczyznach pracujących seksualnie, którzy także pokazaliby swoje zdjęcia, to Twitter też by zapłonął? 

Oczywiście, że nie. Mężczyzna może być człowiekiem sukcesu, kobieta ma stać za plecami partnera, który sukces odnosi. Kiedy pojawia się kobieta, która mówi: "Mam seksualność, ona jest taka, mogę na niej zarabiać, czerpię z tego korzyści finansowe i przyjemność seksualną", to wykracza poza wzorzec akceptowalny w naszej kulturze. Taka kobieta przeraża. 

W mediach mamy dwie narracje o pracy seksualnej: albo wyzute z moralności uprzywilejowane kobiety sukcesu, albo "uwikłane" ofiary. 

Media rządzą się logiką skandalu i lubią pracować na dość uproszczonych obrazach, bo ludziom zwyczajnie łatwiej się w nich odnaleźć. Dlatego te przekazy często oscylują między dwiema dominującymi figurami: z jednej strony ofiary, która została przymuszona, którą trzeba zbawić, a jej istnienie jest dowodem na okrucieństwo tego świata, a z drugiej – zepsutej dewiantki, która ma za nic społeczne normy i jest ponad nami wszystkimi, zarabiając ogromne pieniądze. 

Oczywiście prawdą jest, że osoby pracujące seksualnie pracują dla pieniędzy. Większość nie robi tego dla zabawy, chociaż przy okazji może ją mieć. Ale przecież większość z nas pracuje z przymusu ekonomicznego. Tak jest skonstruowana kapitalistyczna gospodarka, że nie mamy wyjścia i musimy pracować zarobkowo, żeby przeżyć. No, chyba że należymy do 1 procenta najbogatszych, którzy odziedziczyli fortuny i nie muszą walczyć o przetrwanie.

Osoby, które decydują się na pracę seksualną, uznają, że jest optymalną dla nich opcją. Nie spotkałam się z sytuacjami, w których były bezpośrednio przymuszane do świadczenia usług seksualnych, a badam ten obszar od 12 lat. Wystarczy zajrzeć do raportów dotyczących handlu ludźmi. W Polsce ów problem dotyka przede wszystkim sektor budownictwa, rolnictwa czy pracy opiekuńczej. Natomiast w pracy seksualnej nie mamy z tym obecnie do czynienia. Więc to raczej mityczna figura. 

W Polsce praca seksualna odbywa się w szarej strefie - nie jest nielegalna, ale kryminalizowane są wszystkie narzędzia, których osoby ją podejmujące potrzebują do zapewnienia sobie bezpieczeństwa i komfortu (fot. Z archiwum SWP)

Ale przecież w mediach i w kronikach policyjnych wciąż zdarzają się informacje o zarzutach dotyczących handlu ludźmi dla osób, które prowadziły agencje towarzyskie. Pojawiały się też doniesienia o osobach uciekających z Ukrainy zmuszanych do pracy seksualnej.

Doniesienia medialne dotyczą zazwyczaj zarzutów czerpania korzyści z pracy seksualnej innych osób, organizowania i ułatwiania im pracy. Polskie prawo kryminalizuje, więc i traktuje, jako zorganizowaną grupę przestępczą właścicieli i właścicielki agencji, telefonistki, ochroniarzy i kierowców. Z perspektywy przepisów nie ma znaczenia, że osoby te pracowały w danym miejscu dobrowolnie. Ich decyzje nie mają w świetle prawa żadnego znaczenia, tak samo jak to, czy miały bardzo dobre i bezpieczne, czy oparte na wyzysku warunki pracy. Wystarczy spojrzeć na rządowe raporty dotyczące handlu ludźmi w Polsce, żeby zrozumieć, że nie jest to masowe zjawisko w branży usług seksualnych. I tak, w kontekście wojny w Ukrainie pojawiło się wiele doniesień o tym, że kobiety uciekające do Polski są zagrożone handlem ludźmi i przymuszaniem do pracy seksualnej, ale do dziś nie udokumentowano w naszym kraju ani jednej takiej sytuacji.

No to jak naprawdę wygląda praca seksualna dzisiaj? 

Branża jest bardzo zróżnicowana. Mieszczą się w niej zarówno bohaterki reportażu, jak i osoby migranckie, które z zarobków z usług seksualnych utrzymują całe rodziny w kraju pochodzenia. Wśród pracujących seksualnie są osoby działające w zorganizowanych miejscach – agencjach, w kooperatywach – i takie, które pracują w pojedynkę. Jedne spotykają się z klientami w hotelach, inne pracują na zewnątrz. Są osoby pracujące na kamerach i takie, które świadczą usługi BDSM. Kobiety, mężczyźni, osoby niebinarne i trans. Takie, które mają lat 20 i 60. Jedne za świadczenie usług seksualnych kupują mieszkania i jeżdżą na wakacje na Malediwy, inne wynajmują kawalerki na Ursynowie. Są takie, które mają czwórkę dzieci, są i singielki. Białe, niebiałe, heteroseksualne i queerowe. Zarabiające miesięcznie 100 tys. lub próbujące przeżyć za trzy.  

A jaka jest skala pracy seksualnej w Polsce? 

Liczba, która pojawia się od wielu lat w statystykach policyjnych, to 200 tys. osób pracujących seksualnie. Myślę jednak, że jest ona bardzo zaniżona. Można śmiało powiedzieć, że w Polsce pracuje seksualnie kilkaset tysięcy osób. Zbieranie informacji bardzo skomplikowała tu kryminalizacja portali z ogłoszeniami, takich jak Roksa czy Odloty. Jest też coraz mniej agencji, a coraz więcej kooperatywnych miejsc pracy, gdzie osoby pracują kolektywnie, ale bez żadnego szefostwa, same na siebie zarabiają, składają się na koszty. W Warszawie i innych dużych miastach takich miejsc jest coraz więcej. 

A jak jest w mniejszych miejscowościach? 

Osoby pracujące seksualnie są wszędzie. Różni się to, jak zorganizowana jest ich praca. W mniejszych społecznościach, gdzie wszyscy się znają, tacy ludzie działają dyskretniej, na przykład w agencjach. 

Skoro nie ma danych statystycznych, to skąd jako badaczka czerpiesz informacje na temat tego sektora? 

12 lat temu zaczęłam pracę jako outreachworkerka. To jest taka forma pracy aktywistycznej, która zakłada wyjście z instytucji i wsparcie osoby z danej społeczności w jej środowisku. Przychodzimy do miejsc pracy, w których ludzie świadczą usługi seksualne, i oferujemy im wsparcie. Robimy to, bo wiemy, że z powodu stygmatyzacji i kryminalizacji bardzo często nie szukają wsparcia w instytucjach. Dowiadujemy się u źródła, co jest im potrzebne, co jest dla nich ważne.  

Zaczęłam tę pracę w 2009 roku w Krakowie. Później przeniosłam się do Warszawy i tu też funkcjonowałam w ten sposób. Od 2014 roku jestem też związana z kolektywem Sex Work Polska, który zrzesza osoby pracujące seksualnie i działa na ich rzecz na kilka różnych sposobów. 

A czy nie obawiasz się, że skoro ludzie otrzymują od was takie wsparcie, mówią wam to, co chcecie usłyszeć? Żeby od tego wsparcia się nie odcinać? 

Nie, dlatego że to nie są jednorazowe spotkania. Jesteśmy w stałym kontakcie z osobami w Warszawie i w okolicach już siedem lat. Nasza praca oparta jest na zaufaniu i nieocenianiu. Nie uzależniamy naszego wsparcia od tego, jakie poglądy mają osoby, do których docieramy. Wspieramy ludzi niezależnie od ich doświadczeń czy stosunku do wykonywanej pracy. Osoby pracujące seksualnie ze względu na kryminalizację i stygmatyzację tego sektora często nie mają dostępu do wolnej od oceniania pomocy prawnej, psychologicznej, księgowej. I my dostęp do niej zapewniamy. Towarzyszymy każdej osobie, która prosi nas o wsparcie, włącznie z deklarującymi chęć zmiany pracy. Siadamy razem, rozważamy różne możliwości, pomagamy przygotować CV. 

Osoby pracujące seksualnie są wszędzie (fot. SWP) , Różni się to, jak zorganizowana jest ich praca (fot. SWP)

Mówisz o Warszawie i Krakowie. A czy udaje wam się docierać poza duże miasta?  

Wiele osób spoza Warszawy było z nami w kontakcie zwłaszcza w trakcie pandemii. Robiłyśmy transfery finansowe ze wsparciem dla ludzi w całej Polsce. Większość nie mogła wtedy pracować ze względu na ryzyko zdrowotne, zamknięcie miejsc pracy i represje ze strony policji. Wiele straciło jakiekolwiek źródła utrzymania. Wtedy stworzyłyśmy fundusz kryzysowy dla pracujących seksualnie. Wsparłyśmy dzięki niemu ponad 300 osób.  

Ale po co taki fundusz, jak one zarabiają 100 tys. miesięcznie? 

Prawda? Pandemia bardzo dotknęła osoby pracujące seksualnie, państwo nie zapewniło im żadnej formy wsparcia, społeczności nie objęła żadna tarcza antykryzysowa. Dlatego wspieramy je również w ramach funduszu medycznego. Osoby świadczące usługi seksualne pozbawione są dostępu do ubezpieczenia zdrowotnego i darmowej opieki medycznej. Często muszą same wykupować ubezpieczenie albo korzystać z prywatnych usług medycznych. A to jest w Polsce bardzo drogie. Więc dofinansowujemy wizyty lekarskie tym, których na nie nie stać. 

Skąd bierzecie te fundusze? 

Lobby sutenerskie! 

A poważnie? 

Od wielu lat wspiera nas Fundusz Feministyczny, przez ostatni rok miałyśmy też wsparcie z międzynarodowego funduszu feministycznego Mama Cash. I jest też fundusz Red Umbrella Fund – czerwona parasolka to symbol osób pracujących seksualnie na świecie. Od nich też mamy grant na dwa lata.  

Na co konkretnie wydajecie te pieniądze?  

Kupujemy prezerwatywy, lubrykanty, tampony gąbkowe. Finansujemy porady z zakresu legalizacji pobytu i procedur wizowych, dlatego że duży odsetek pracujących seksualnie w Polsce to osoby migranckie. To szczególnie potrzebne teraz, w kontekście wojny w Ukrainie i bardzo dynamicznie zmieniających się przepisów. Opłacamy kilkaset godzin wsparcia psychologicznego i prawnego rocznie. Mamy dużo spraw prowadzonych w całej Polsce dotyczących przemocy, stalkingu czy kradzieży danych w internecie.

Czy osoby wykonujące taką pracę są bardziej narażone na tego typu przemoc?

Z badań fundacji STER wynika, że 12 proc. kobiet doświadczyło przemocy ze strony swoich mężów lub partnerów. Co piąta Polka została zgwałcona. 90 proc. kobiet doświadczyło przemocy seksualnej. Przemoc wobec kobiet jest w Polsce powszechna i dotyka również osoby pracujące seksualnie. Tym, co napędza tę przemoc, jest kryminalizacja i stygmatyzacja. Sprawcy często czują się bezkarni, bo atakują osoby, których życie - w ich oczach - pozbawione jest wartości, których nikt nie będzie bronił i o prawa których nikt nie będzie walczył. Dlatego tak ważna jest praca naszego zespołu prawnego i mówienie głośno o tym, że przemoc wobec osób pracujących seksualnie nie może być akceptowana i normalizowana.

W komentarzach wiele osób pytało, czy autor naszego reportażu ma dzieci. Sugerowali, że nikt nie chciałby, żeby jego córka była sex workerką.  

Powiem tak: jeżeli miałabym córkę i ona zdecydowałaby się pracować seksualnie, zależałoby mi przede wszystkim na tym, żeby była bezpieczna. 

Zobacz wideo Jak się dzisiaj kochamy? Rozmowa Agi Kozak z Anną Marią Szutowicz z Y&Lovers

Co państwo może zrobić, żeby tak było? 

Wyobraź sobie, że kilkanaście lat pracujesz w agencji z piętnastoma innymi osobami. Masz ochronę, jest telefonistka, która selekcjonuje klientów. Czujesz się tam bezpiecznie. Mimo to dochodzi do jakiejś przemocy ze strony klienta. W takiej sytuacji każdy, kto doświadczył przemocy, zastanowi się siedem razy, czy zadzwonić na policję. Bo jeżeli zadzwoni i ta policja przyjedzie do agencji, istnieje ryzyko, że bardziej niż przemocą, której pracownica doświadczyła od klienta, zainteresuje się tym zorganizowanym miejscem pracy – no bo to jest kryminalizowane. 

Więc potencjalnie wezwanie policji interwencyjnie, w sytuacji przemocy, może się wiązać z zamknięciem agencji, utratą źródła dochodu dla pokrzywdzonej osoby, ale też wszystkich osób, które tam pracowały. A w przypadku osób migranckich, na przykład z Ukrainy, może to też oznaczać utratę dachu nad głową. One przyjeżdżają do pracy tylko na kilka tygodni, często mieszkają w agencjach, bo to się im najbardziej opłaca. Jeżeli miejsca pracy seksualnej nie byłyby traktowane jako miejsca zorganizowanej przestępczości, ludzie tam mogliby mieć znacznie wyższe poczucie bezpieczeństwa. 

A kiedy ktoś zdecyduje się zgłosić na policję, że klient zaatakował lub nie zapłacił? 

"Ryzyko zawodowe", "sama jest sobie winna" – milion razy to słyszałam. Sposób, w jaki organy ścigania i wymiar sprawiedliwości traktują osoby pracujące seksualnie, doprowadził do tego, że one boją się zgłaszać po pomoc. Jedna sprawa została już zgłoszona przez nasz zespół prawny do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Przeciwko Polsce, o brak dostępu do rzetelnego procesu sądowego. Osoba wykonała pracę, klient nie zapłacił. To jest gwałt podstępem. Kiedy to zgłosiła, sąd odmówił wszczęcia postępowania. 

Czy jest możliwe, żeby pracować seksualnie i mieć to, co w powszechnym rozumieniu składa się na stabilne życie: mieć stałą relację, adoptować psa, wziąć kredyt hipoteczny? 

Wiele osób pracujących seksualnie ma stałe relacje, zakłada rodzinę. Często oprócz pracy seksualnej wykonują pracę opiekuńczą wobec osób zależnych: rodziców, dziadków, dzieci. Ale nie mogą wziąć kredytu, bo nie mają udokumentowanego dochodu. Jedyne, co mogą zrobić, to kupić mieszkanie za gotówkę i ściągnąć tym na siebie uwagę skarbówki. Wtedy muszą udowodnić, skąd te pieniądze wzięły. 

Tak jak bohaterka reportażu, która chce kupić mieszkanie w Zakopanem. Będzie musiała udowodnić, że ma na nie pieniądze z pracy seksualnej. 

Znam przypadki osób, które przeszły przez tę procedurę. I to nie jest łatwe, bo trzeba pokazać dowody na to, że przez ileś lat się tę pracę wykonywało, co jest szczególnie trudne, gdy nie ma się umowy o pracę czy zlecenie, a policja zamyka strony z ogłoszeniami. Czasem osoby muszą więc prosić klientów o świadczenie na ich rzecz. Nie jest to proste, ale możliwe.  

Gdzie szukać więc dobrych rozwiązań? Czy sprawdza się na przykład model niemiecki? 

Tam państwo określa, kto, na jakich warunkach i w jakiej sytuacji może pracować seksualnie. Pozornie ten model prawny może wydawać się w porządku, bo pozwala na podpisanie umów, płacenie podatków, korzystanie z praw pracowniczych. Jednak w praktyce jest bardzo restrykcyjny. Wyklucza większość osób z możliwości legalnej pracy. Pozwala tylko na pracę w certyfikowanych miejscach pracy, wymaga rejestracji, która dla wielu wiąże się z ryzykiem dla ich prywatności i anonimowości. Podobnie jest na przykład na Węgrzech. Tam też jest legalizacja, ale pracować można tylko na zewnątrz, w wyznaczonych obszarach. Wszystkie osoby, które nie chcą pracować w takich warunkach, wypadają więc znów poza ten system. W wielu krajach wprowadzono też obowiązkowe testy medyczne.  

Czy one nie zapewniają bezpieczeństwa, o którym mówisz, że jest tak potrzebne? 

Badania medyczne są super, jeśli są oparte na świadomej zgodzie, powszechnie dostępne i finansowane przez państwo. W sytuacji, w której osoby pracujące seksualnie są jedyną grupą, która jest przymuszana do testowania, a klienci nie są zobowiązani do takich badań, jest to bardzo niebezpieczne. Wiąże się z bardzo dużą presją klientów na niezabezpieczony seks, co stanowi zagrożenie dla osób pracujących seksualnie. Poza tym utrwala ich obraz jako osób roznoszących choroby, a wiemy z różnych badań, że to grupa, w której stosuje się znacznie więcej strategii bezpieczniejszego seksu niż w całej populacji. 

Jaki model jest więc optymalny? I czy gdzieś już działa?

To model dekryminalizacyjny. Działa w Nowej Zelandii, części Australii, a niedawno został wprowadzony w Belgii – po raz pierwszy w Europie. Gwarantuje dostęp do praw pracowniczych, przy czym nie wprowadza żadnych specjalnych przepisów, wyjątkowych tylko dla pracy seksualnej. Dekryminalizacja po prostu znosi przepisy kryminalizujące którąś ze stron: pracownice, klientów lub "trzecie strony", czyli osoby pomagające w organizowaniu pracy. Do regulacji pracy seksualnej wykorzystywane są rozwiązania dotyczące organizowania pracy i świadczenia usług. Wtedy osoby mogą zdecydować, jak chcą pracować: same, w agencji, na zewnątrz czy w kooperatywie. 

Oczywiście model ten nie znosi kryminalizacji przemocy, gwałtu, przymuszania do pracy czy handlu ludźmi. 

Dlaczego kobiety świadczące usługi seksualne tak samo wkurzają konserwatystów, liberałów i część socjalnej lewicy? 

Triggerów jest kilka. Kiedy myślimy o pracy seksualnej, dla wielu osób na pierwszy plan wysuwa się aspekt seksualności, a nie pracy. Kobieta powinna "zachowywać czystość", "dobrze się prowadzić", a nie eksplorować swoją seksualność i ją kapitalizować. Seks w naszym kontekście kulturowym, przesyconym wartościami chrześcijańskimi, należy do przestrzeni relacji – i to tylko tej monogamicznej. I na prawicy, i na lewicy pojawia się przekonanie, że kobieta, która ma seks utowarowiony z wieloma partnerami, sprzedaje swoje ciało i duszę. Jakby istnienie kobiety sprowadzało się do jej seksualności. 

Agata Dziuban. Socjolożka i outreachworkerka. Adiunktka w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Jagiellońskiego. Członkini grupy Sex Work Polska. Zajmuje się tematem samoorganizacji osób pracujących seksualnie w Europie, sytuacji migrantek w sektorze usług seksualnych w Polsce i kształtowaniem polityk w zakresie HIV. 

Agata Polcyn. Pierwsze teksty pisała w gimnazjum. Felieton o miesiączce w gazetce szkolnej zwiastował wszystko, co stało się później. Absolwentka kulturoznawstwa na UMK w Toruniu. Pomysłodawczyni i główna koordynatorka festiwalu Lato Wolnej Miłości. Od 2017 roku zajmuje się aktywizmem feministycznym i queerowym. Współorganizowała bydgoski Marsz Równości, poprowadziła dziesiątki manifestacji walczących o prawa kobiet.