W latach 70. władze Związku Radzieckiego zaczęły przygotowywać się do Igrzysk Olimpijskich 1980, których gospodarzem została Moskwa. W związku z tym podjęto się próby odnowienia nie tylko obiektów sportowych, ale i budynków mieszkalnych - zarówno w samej Moskwie, jak i w innych regionach. W tym celu budowano bloki z wielkiej płyty. Jednym z budynków, który powstał w tym czasie, był dziewięciokondygnacyjny blok, który znajduje się przy ulicy Marii Prymaczenko w Kramatorsku w Ukrainie (dokładnie okręg doniecki).
W 1980 roku do bloku wprowadzili się nowi mieszkańcy. W budynku mogli korzystać z centralnego ogrzewania czy wind, a osiedle, na którym wzniesiono bloki z wielkiej płyty, stały się bardzo popularne wśród nabywców. Kilka lat później mieszkańcy zaczęli jednak mówić o mieszkaniu, w którym ciągle dochodzi do śmierci właścicieli.
Pierwsza śmierć osoby zamieszkującej lokal numer 85 nastąpiła w 1981 roku. Ofiarą była 18-letnia dziewczyna, która zmarła nagle z powodu białaczki. Po roku na tę samą chorobę umarł jej 16-letni brat oraz ich matka. Lekarze nie znajdowali powodu, dla którego w jednej rodzinie mogło dojść do śmierci na to samo schorzenie i w tak krótkim czasie. Bez przeprowadzenia wiarygodnych badań uznano, że matka i jej dzieci musiały cierpieć na "genetyczną predyspozycję do białaczki".
Plotka o "mieszkaniu, które zabija" szybko rozniosła się po osiedlu. Mimo to administracja zakwaterowała w mieszkaniu kolejną rodzinę. Przez długi czas nic się nie działo - aż do 1987 roku, gdy mieszkające tam dziecko zaczęło chorować na białaczkę. Niestety chłopiec zmarł. Zdesperowany ojciec postanowił poszukać przyczyny śmierci syna. Pod naciskami mężczyzny administracja, która pamiętała o katastrofie w Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej (z 1986 roku), postanowiła sprawdzić mieszkanie pod kątem radioaktywności.
Badania wykazały, że w mieszkaniu numer 85 poziom napromieniowania znacznie przekroczył normy. Najwyższy wskaźnik, około 0,2 R na godzinę (co stanowi dziesięciokrotne przekroczenie norm), pojawił się przy jednej ze ścian. W 1989 roku wycięto fragment ściany i przetransportowano go do Instytutu Badań Jądrowych w Kijowie. Naukowcy odkryli w niej kapsułkę cezu-137. Widoczny numer seryjny pozwolił określić, że zbiornik pochodził z miernika poziomu radioizotopów stosowanego przy wydobywaniu surowców z ziemi.
W trakcie śledztwa służby dotarły do kamieniołomu karańskiego, skąd wydobywano materiał do żelbetonowych konstrukcji bloków i konstrukcji do budowy stadionów na Igrzyska Olimpijskie w Moskwie. Jak się okazało, w kamieniołomie tym używano mierników z kapsułką cezu-137. Co więcej, pod koniec lat 70. jeden z takich mierników zaginął. Po zgłoszeniu pracownika kopalnia przerwała prace na siedem dni, jednak poszukiwania nie przyniosły rezultatów. Kamieniołom zwrócił się więc do odbiorców z Moskwy, by sprawdzali partie dostarczonych im w ostatnich dniach produktów przed ich użyciem. Promieniotwórcza partia trafiła jednak do betonowni, w której powstawały betonowe płyty do budowy bloków.
Jak pisała Natalia Kowina w artykule dla donetsk.ua w 2003 roku, promieniowanie w mieszkaniu numer 85 doprowadziły do śmierci co najmniej sześciu osób (czwórki dzieci i dwojga dorosłych). Kolejnych 17 osób stało się osobami niepełnosprawnymi. W 1993 roku, dzięki staraniom polityka z Kramatorska - Ołeksija Szechowcowa - osoby te zostały zrównane w prawach z ofiarami katastrofy w Czarnobylu. Później jednak ustawa w tej sprawie została anulowana.
Wspomniany blok stoi do dziś. Po wyjęciu kapsułki cezu-137 ze ściany poziom promieniowania wrócił do normy.