– Wiele wskazuje na to, że złamano procedury związane z prawem budowlanym – mówi cytowany przez "Rzeczpospolitą" Krzysztof Brejza. W ten sposób komentuje to, w jaki sposób do wybuchu granatnika w Komendzie Głównej Policji podszedł nadzór budowlany.

Zdaniem Brejzy wątpliwości nasuwają się po lekturze pisma, jakie otrzymał z wojewódzkiego inspektoratu w Warszawie w odpowiedzi na interwencję senatorską. Jak pisze zastępca wojewódzkiego inspektora Katarzyna Matusz: "informacje o zdarzeniu w budynku KGP tutejszy organ uzyskał w godzinach popołudniowych w dniu 15 grudnia 2022 r. z doniesień medialnych".

Pozostała część tekstu pod wideo.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

Do odpalenia granatnika przez szefa policji Jarosława Szymczyka w budynku Komendy Głównej Policji w Warszawie doszło 14 grudnia.

Z wyjaśnień inspektoratu wynika, że po uzyskaniu informacji z mediów niezwłocznie postanowił ustalić, czy "doszło do uszkodzenia konstrukcji budynku i czy istnieje w związku z uszkodzeniami budynku zagrożenie życia i zdrowia ludzi przebywających w obiekcie". Ustaleń nie dokonano jednak w wyniku oględzin, a tylko rozmowy telefonicznej z zarządcą budynku. Miał powiedzieć, że jedynie odpadło kilka pustaków, a elementy nośne budynku nie zostały naruszone. Pracownicy urzędu przeprowadzili kontrolę dopiero po pięciu dniach – podaje "Rzeczpospolita".

Rzecznik komendanta głównego policji insp. Mariusz Ciarka twierdzi jednak, że wszystkie procedury zostały dochowane. – Komenda Główna ma swoich inspektorów nadzoru budowlanego, którzy niezwłocznie dokonali sprawdzenia pomieszczeń, w których doszło do uszkodzeń. W przypadku tak nieznacznych uszkodzeń nie mieliśmy obowiązku informowania ani powiatowego, ani wojewódzkiego inspektora nadzoru budowlanego, jednak aby nie było żadnych wątpliwości, i tak to zrobiliśmy, wojewódzki inspektor został poinformowany – mówi.

– Z jednej strony policja twierdzi, że ma swoich inspektorów, a z drugiej strony wojewódzki inspektorat w końcu sam wszczyna własną kontrolę. Ponadto Straż Pożarna była wezwana na miejsce, ale po kilku minutach wezwanie anulowano. Ta sprawa to tygiel naginania procedur – stwierdza senator Brejza.