13-letni Przemek Czaja zmarł 25 lat temu od uderzenia policyjnej pałki. Dariusz W. nigdy nie przeprosił

25 lat temu w Słupsku doszło do kilkudniowych zamieszek. Powodem była śmierć 13-letniego Przemka Czai, który wraz z grupą kibiców wracał z meczu koszykówki i przeszedł przez przejście dla pieszych na czerwonym świetle. Chłopiec nie zdołał uciec przed policjantem Dariuszem W., który kilkukrotnie uderzył go policyjną pałką. Pomimo próśb kibiców, funkcjonariusze nie wezwali karetki. Kilkadziesiąt minut później 13-letni Przemek zmarł na skutek odniesionych obrażeń.

Do wspomnianych zdarzeń doszło 10 stycznia 1998 roku w Słupsku w województwie pomorskim. Dokładnie 25 lat temu miał miejsce mecz koszykówki między Czarnymi Słupsk i AZS Zagaz Koszalin. Po zakończonym spotkaniu kibice udali się do domów. Na ulicach pojawiło się mnóstwo policyjnych radiowozów.

Przemek Czaja zginął od uderzeń policyjnej pałki. Funkcjonariusz nie zgodził się wezwać karetki

Około godziny 19:45 13-letni Przemek Czaja wracał z meczu z dwunastoosobową grupą kibiców. Tłum zaczął wówczas kierować się ul. Szczecińską w kierunku dworca. Na przejście dla pieszych na czerwonym świetle weszła grupa kibiców, a przejeżdżający obok radiowóz zatrzymał się gwałtownie. Wyszedł z niego funkcjonariusz Dariusz W., na którego widok kibice zaczęli uciekać.

Mężczyzna dogonił jedynie 13-latka, którego kilkukrotnie uderzył policyjną pałką w okolice głowy i szyi. Funkcjonariusz bił chłopca nawet wtedy, gdy ten upadł na ziemię. Chłopiec stracił przytomność, a kibice zaczęli błagać policjantów, by wezwali karetkę. Ich prośby zostały zignorowane. Około godziny 20:20 Przemek zmarł w szpitalu wyniku wylewu spowodowanego odniesionymi obrażeniami. 

- On wtedy pierwszy raz sam poszedł na mecz. Bardzo lubił koszykówkę, czasami mówił: "wiesz mamo, zostanę koszykarzem", choć taki szczuplutki był, nieduży. Interesował się tym sportem. Mecze oglądał w telewizji, kilka razy kibicował z trybun razem ze starszymi braćmi. Bardzo chciał zobaczyć ten mecz. Nie chciałam go puścić samego, a synowie nie mogli mu towarzyszyć. A on tak prosił, "mamusiu pójdę". Sam uzbierał pieniądze na bilet, był z tego bardzo dumny. Zgodziłam się. Poszedł taki zadowolony, uradowany. I już nie wrócił - opowiadała Onetowi w 2015 roku mama Przemka, pani Marzenna. 

Rodzice dodają, że 13-latek w wyniku uderzeń miał przerwaną tętnicę szyjną. - Krew poszła z uszu, nosa, z ust. Lekarze podjęli próbę reanimacji, ale było już za późno - dodają rodzice, pan Jan i pani Marzenna. Jeszcze w nocy kibice ustawili krzyż z napisem: "Przemek. Tu został bestialsko zamordowany 13-letni kibic Czarnych przez oficera policji".

Przeczytaj więcej aktualnych informacji na stronie głównej Gazeta.pl.

Służby próbowały zatuszować przyczyny śmierci 13-latka. Doszło do zamieszek

Policja i prokuratura wydały oświadczenie, w którym próbowano zatuszować prawdę o śmierci 13-latka. W jednej z wersji Przemek miał być ofiarą porachunków kibicowskich. W drugiej nastolatek miał uciekać przed policją i wpaść na słup trolejbusowy, a powstałe obrażenia doprowadziły rzekomo do jego śmierci. Oświadczenie służb rozwścieczyło kibiców, którzy wyszli na ulice Słupska. 

Przyjeżdżający z całej Polski kibice zaczęli oblegać budynki policji. Pojawiły się płonące barykady, zdemolowano 22 radiowozy, a w policjantów rzucano butelkami z benzyną i kamieniami. Tłumy krzyczały hasła: "Śmierć za śmierć" i "MO-Gestapo". Sytuację opanowano dopiero 14 stycznia, kiedy do Słupska skierowano dodatkowe siły - w mieście patrole sprawowało wówczas tysiąc funkcjonariuszy. W związku z ulicznymi walkami zatrzymano 239 osób. 72 policjantów zostało rannych.

 

14 stycznia odbył się także pogrzeb 13-letniego Przemka, który mimo obecności trzech tysięcy kibiców przebiegł spokojnie. Trumna z ciałem dziecka była jednak zamknięta. - Na policzku widać było ślad po uderzeniu pałką. Chyba nie chcieli, żeby reporterzy to zarejestrowali. Nam zależało na tym, żeby Przemka godnie pożegnać. Przedstawiciele policji pytali, jak mogą pomóc. Autobus, wieniec, honorowa warta. Takie mieli pomysły. Przy trumnie Przemka mieliby stać policjanci w mundurach, a obok 3 tys. kibiców? Po tym wszystkim do czego doszło? - mówili rodzice dziennikarzowi Onetu.

Dariusz W. nigdy nie przeprosił rodziców Przemka. "Kiedy już wyszedł z więzienia, spotkaliśmy go przypadkiem na rynku"

Dariusz W. został początkowo skazany na sześć lat pozbawienia wolności za pobicie ze skutkiem śmiertelnym. W maju 2001 roku sąd apelacyjny zaostrzył karę do ośmiu lat więzienia. Mężczyzna nie odbył jednak całego wyroku - wyszedł z więzienia po odbyciu połowy kary. Drugi policjant - Robert K., za nieudzielenie pomocy osobie znajdującej się w stanie bezpośredniego zagrożenia życia lub zdrowia został skazany na osiem miesięcy pozbawienia wolności.

Rodzice dodali, że zostali przeproszeni przez ówczesnego prezydenta Polski Aleksandra Kwaśniewskiego, ministrów, urzędników, władze miasta, komendanta głównego policji, rzeczniczkę policji. Czy przeprosił ich też Dariusz W.? - Nie. Nigdy nas nie przeprosił, nigdy z nim nie rozmawialiśmy. Po latach, kiedy już wyszedł z więzienia, spotkaliśmy go przypadkiem na rynku. Zauważył nas i szybko odszedł w drugą stronę. A mnie zamurowało - mówili w 2015 roku. 

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.