W książce "Follow the call. Terapeutyczne doświadczenia w poszerzonych stanach świadomości" Tomasz Kwieciński zapoznaje czytelników z perspektywą psychologii transpersonalnej i udowadnia, że odmienne stany są integralną częścią życia, a prawidłowo i bezpiecznie eksplorowane, mogą być punktem zwrotnym w naszym życiu. Znajduje balans między panicznym lękiem naszej ortodoksyjnej kultury przed odmiennymi stanami a nonszalanckimi eksperymentami, które mogą skończyć się tragicznie.
  • Tomasz Kwieciński z jednej strony opisuje benefity, mistyczne doświadczenia, przełomy terapeutyczne, kreatywne olśnienia i wzruszające momenty
  • Z drugiej zdradzieckie pułapki, przykłady ku przestrodze, traumy i brutalne nadużycia. Bez lęku, ale i nadmiernej ekscytacji omawia barwny świat niecodziennych doświadczeń i pokazuje instrukcje radzenia sobie z nimi
  • Bazując na swoim wszechstronnym treningu i wieloletnim terapeutycznym doświadczeniu, daje konkretne wskazówki osobom, które próbują eksperymentować na własną rękę i zaznacza, że bez fachowej wiedzy może to być prawdziwe igranie z ogniem
  • Ubierając wszystko w archetypową podróż bohatera, pokazuje, że praktycznie każdy z nas używa swojego sposobu na odjazd od rzeczywistości

Publikujemy fragmenty książki "Follow the call. Terapeutyczne doświadczenia w poszerzonych stanach świadomości" Tomasza Kwiecińskiego

W trakcie doświadczania odmiennych stanów możemy przyglądać się temu, jacy jesteśmy na co dzień, tak jakbyśmy patrzyli z dystansu.

Najbardziej spektakularną ścieżką są oczywiście substancje psychodeliczne (choć inne praktyki również wywołują takie fenomeny), zwłaszcza LSD blokujące na jakiś czas odruchy warunkowe i sprawiające, że myśli, emocje i doznania, których doświadczamy na co dzień, zaczynamy postrzegać, jakbyśmy widzieli je po raz pierwszy okiem obserwatora czy też "umysłem początkującego". Inne psychodeliki mają podobne, choć często nieco mniej deautomatyzujące działanie. Ma to związek z bezpośrednią ingerencją w chemię mózgu i dlatego to najbardziej jaskrawy przykład.

Wielu naukowców wspomina o tym, że psychodeliki uruchamiają takie połączenia między neuronami, które normalnie nie funkcjonują – a to sprawia, że potrafimy w inny zupełnie sposób patrzeć na rzeczy, które znamy. Dzięki temu zaczynamy widzieć i rozumieć, jak bardzo schematycznie działamy.

Podczas badań nad grzybami z psylocybiną, jak również ayahuaską zaobserwowano zmniejszenie przepływu krwi w tzw. sieci standardowej aktywności, która odpowiada za nasze poczucie "ja" i może zostać uznana za materialny odpowiednik ego. Jej nadaktywność prowadzi do wielu sztywnych wzorców myślowych, a jej czasowe wyłączenie może osłabiać wiele automatyzmów, które zaczynają wtedy rzucać się w oczy.

Możemy czuć, jakbyśmy patrzyli na wszystko przez aparat z szerokokątnym obiektywem, również tam, gdzie tej perspektywy nie było. Możemy zrozumieć bardzo głęboko, że mamy pewne cechy osobowości, które nami sterują bez naszej wiedzy. Możemy widzieć siebie z archetypowej perspektywy – jak innego człowieka, jak postać o pewnych charakterystycznych cechach, dla nas wcześniej niewidocznych. Możemy czuć, jak nasz umysł oczyszcza się z codziennej, powierzchownej treści i zaczyna zwracać uwagę na rzeczy ważne. Możemy widzieć swoje konflikty wewnętrzne jak na dłoni i zacząć je rozwiązywać. Możemy zauważać w sobie impulsy, których nigdy nie chcieliśmy zauważyć, jak agresja w stosunku do własnych dzieci lub rodziców, lęk przed różnymi sytuacjami, wstyd czy nawet popęd śmierci. Możemy też zacząć zastanawiać się nad tym, nad czym nigdy do tej pory się nie zastanawialiśmy.

Dr Robin Carhart-Harris porównuje te sieci mózgu, które tymczasowo rozpadają się i dezaktywują, do nudnego do tej pory przyjęcia, na którym uczestnicy stali w małych, niezmiennych grupkach, a teraz nagle ożywiają się i wchodzą w intensywne interakcje ze wszystkimi, z którymi do tej pory nie rozmawiali.

Według niezliczonych nauczycieli z różnych tradycji kluczem do duchowego przebudzenia jest zrozumienie tego, jak bardzo przypominamy roboty, niezależnie od tego, jak brutalnie to brzmi. Dlatego wiele systemów duchowych i terapeutycznych zaczyna od dekonstrukcji tego, jak bardzo automatycznie się zachowujemy. Prowadząc dziesięciodniowe warsztaty, poświęcałem pierwszy dzień jedynie temu, by zdekonstruować schematy, gry relacyjne, w które gramy, i szkodliwe nawyki, które następnie tworzą samospełniające się przepowiednie – nazywane przez nas przeznaczeniem.

Zauważanie ukrytych zależności stanowi klucz do tego, by zmienić swoje zachowanie. Tworzą je oczywiście uwarunkowania, którym podlegaliśmy w dzieciństwie i okresie dorastania, ale też niezauważalne uwarunkowania kulturowe. Tak jak wyrośliśmy z tolerowania niewolnictwa czy braku prawa kobiet do głosu (choć dla osób urodzonych w tamtych czasach wydawało się to normalne), powoli odpuszczamy kary cielesne dla dzieci, tak wciąż nie jesteśmy nieraz świadomi, chociażby seksistowskich uwarunkowań, jakimi wbrew najszczerszym chęciom podlegamy, gdy nie oburza nas widok kilka razy większej kolejki w damskiej toalecie (ponieważ jest źle zaprojektowana)* albo (przebadana wielokrotnie) skłonność do obniżenia proponowanej pensji, gdy na CV widzimy kobiecy podpis. Dopiero nasi potomkowie żyjący za kilkadziesiąt lat będą się temu bardziej dziwić, podobnie jak masowemu jedzeniu mięsa czy wyśmiewaniu mniej standardowych orientacji seksualnych.

Istnieją też uwarunkowania ewolucyjne, jakie mają wszyscy ludzie – jak choćby przecenianie znaczenia spektakularnych zjawisk i większy lęk przed atakiem terrorystycznym niż wypadkiem samochodowym lub automatyczne szukanie potwierdzeń dla teorii, w którą się głęboko wierzy. Czy też charakterystyczne dla homo sapiens kompulsyjne działanie i chęć robienia czegoś sensownego, mimo że obok może wylegiwać się kot, któremu niczego nie brakuje. Bardzo ciekawy jest też wpływ na naturalne postrzeganie "rzeczywistości" jako rzeczownika liczby pojedynczej, kiedy niektórzy proponują spojrzenie czasownikowe (skoro ciągle się zmienia i dzieje) lub widzenie jej w liczbie mnogiej. Mało kto, myśląc o tym, jak wygląda życie na naszej planecie, pamięta też o tym, że w gigantycznej większości wydarza się ono w środowisku wodnym.

"Follow the call. Terapeutyczne doświadczenia w poszerzonych stanach świadomości" "Follow the call. Terapeutyczne doświadczenia w poszerzonych stanach świadomości" Foto: Materiały prasowe

Kolejna grupa, wykorzystywana coraz częściej w terapii, to empatogeny, nazywane też entaktogenami – różniące się nieco od klasycznych psychodelików. Nie wywołują najczęściej tak mocnego rozmycia ego i zmiany poczucia własnej tożsamości, wpływając na ten obszar raczej w niewielkim stopniu. Jednocześnie bardzo zwiększają empatię i odczuwanie przyjemności, zmieniając łatwość doświadczania pewnych uczuć (również traumatycznych) i rozmawiania o trudnych sprawach. Najsłynniejszym empatogenem jest oczywiście MDMA. Inne podobne substancje to MDA, sasafras (czy też to, co po taką nazwą sprzedają) lub odpowiednio zażyta kanna – afrykańska święta roślina (która jednak nie działa w ten sposób na każdego). Substancje te, ze względu na swoje właściwości, w kontekście rozrywkowym używane są głównie podczas klubowych imprez, gdzie miesza się je z alkoholem i bez poczucia zmęczenia tańczy bez wytchnienia przez wiele godzin lub rozmawia w bardzo otwarty sposób z innymi. Jednak zastosowane podczas terapii, z nakierowaniem na introspekcję i nierozpraszanie się otoczeniem, potrafi wspaniale pomagać przy takich problemach, jak PTSD, uzależnienie od alkoholu lub konflikty małżeńskie.

MDMA powoduje neurofizjologiczny odpowiednik empatycznego zrozumienia, zalewając mózg prolaktyną – która wydziela się również po orgazmie i jest odpowiedzialna za nieseksualne zainteresowanie – oraz oksytocyną. Potrafi wyłączyć pozostałą po traumie nadmierną aktywność ciała migdałowatego (odpowiedzialnego za uczucie zagrożenia życia), jednocześnie nie upośledzając funkcji poznawczych. Sprawia to, że możemy obserwować, wyrażać i przeżywać bardzo nieprzyjemne uczucia, bez nieznośnego przytłoczenia i beznadziei. Pamiętamy o wszystkim później i jesteśmy w stanie to analizować.

Dalszą część tekstu przeczytasz pod wideo:

Trwają badania nad MDMA jako substancją terapeutyczną

Substancje, które operują na tym poziomie – MDMA i jej zamienniki, mogą, szczególnie w momencie, gdy się na tym porządnie skoncentrujemy, mieć silne efekty terapeutyczne. MDMA jest coraz częściej badane pod różnymi kątami – przede wszystkim w kontekście pracy z PTSD* (posttraumatyczny stres pourazowy) po wojnie, wypadkach, napaściach ze szczególnym uwzględnieniem seksualnych. Może pomagać rozwiązywać konflikty, może w odpowiednich warunkach pomagać zaspokajać deficyty miłości, których zaznało się w dzieciństwie.

U osób, które mają negatywne podejście do środków chemicznych, powstałe przede wszystkim pod wpływem historii o uzależnieniach od heroiny, pokutuje bardzo silne przekonanie, że jeśli jakieś substancje w ogóle powodują pozytywne działanie, to po chwili ono kompletnie zanika, by pogorszyć czyjeś życie. Moim zdaniem te prawa odnoszą się głównie do substancji oddziałujących na pierwsze trzy obwody: heroiny, alkoholu, kokainy czy amfetaminy. Tamte narkotyki niezwykle rzadko dokonują pozytywnych trwałych zmian, a jednocześnie wszystkie z nich są dosyć szkodliwe. W związku z tym, jeśli zysk jest dość mały, a koszt duży – ciężko traktować takie substancje jako wartościowe terapeutycznie.

W przypadku MDMA, której zła sława z przeszłości była znacznie przesadzona, wiele nowoczesnych badań pokazuje, że jej umiarkowane użycie nie stanowi wielkiego problemu dla zdrowia, a zgony zdarzają się mniej więcej raz na milion przypadków w niekontrolowanych warunkach (czyli w połączeniu z nieodpowiedzialnym dawkowaniem, alkoholem i wielogodzinnym tańcem). Prędzej zginiemy idąc na lekcje konnej jazdy.

Stany wywołane przez nią mogą z nami pozostać w jakiejś formie na dłużej, mogą wielu osobom pokazać, jak to jest być kochanym i czuć miłość, jak to jest odczuwać kojące bezpieczeństwo w relacji z drugim człowiekiem, lub – w sytuacjach traumatycznych – jak to jest umieć myśleć o tej strasznej sytuacji, czuć jej piekielnie trudny charakter, ale nie być przez nią totalnie zdominowanym i nie przebywać w stanie tak silnym, że nie da się nad nim panować. To wszystko może mieć uzdrawiające działanie – szczególnie w odpowiednim otoczeniu, gdzie można skoncentrować się na sobie, swoich uczuciach i wyciągnąć z doświadczenia sto procent, przy założeniu, że jednocześnie robimy profesjonalne przygotowanie i integrację tego przeżycia ze specjalistą po odpowiednim treningu.

Tomasz Kwieciński – terapeuta transgeneracyjny i transpersonalny, w trakcie szkoły psychoterapii behawioralnej, certyfikowany coach, autor podcastu "Terapia psychodeliczna", konsultant Polskiego Towarzystwa Psychodelicznego, pracujący z odmiennymi stanami świadomości w 15 krajach, w tym USA i Kolumbii. Ukończył specjalistyczne szkolenie "Ketamine and Trauma Treatment". W ramach Poradni "Psychoaktywna" pomaga ludziom radzić sobie z integracją trudnych doświadczeń psychodelicznych. O terapeutycznym zastosowaniu poszerzonych stanów uczył się od psychiatrów, psychodelicznych terapeutów biorących udział w badaniach naukowych oraz amazońskich szamanów.

  • Źródło:
  • Opracowanie Noizz