Unia Europejska podzieliła właśnie środki na transformację regionów pogórniczych w ramach Funduszu Sprawiedliwej Transformacji. W Polsce pieniądze dostaną prawie wszystkie regiony, od Śląska przez okolice Bełchatowa aż po Konin. Wszędzie tam, gdzie działały albo działają kopalnie z perspektywą zakończenia wydobycia, UE sypnie groszem na zmianę profilu lokalnych gospodarek albo rekultywację terenów. Wyjątkiem jest worek turoszowski.
Turów bez pieniędzy
Wciśnięty między Czechy a Niemcy kawałek Polski z kopalnią i elektrownią w Turowie mógł liczyć na ponad 200 mln euro, czyli równowartość prawie miliarda zł. Pieniędzy nie dostanie. Polska Grupa Energetyczna, do której należy konglomerat energetyczny w Turowie, nie złożyła bowiem stosownego wniosku. Powinien on zawierać choćby krótki opis harmonogramu odchodzenia od wydobycia węgla do 2030 r.
W Polsce tylko jeden region górniczy, wielkopolski Zespół Elektrowni Pątnów Adamów Konin, kontrolowany przez Zygmunta Solorza-Żaka, zadeklarował definitywne zamknięcie wydobycia do 2030 r. Pozostałe regiony kopalniane mają działać jeszcze przez długie lata.
Zamknięcie ostatniej kopalni węgla kamiennego w Polsce rząd PiS zapowiada dopiero na 2049 r. A jednak i Śląsk, i Zagłębie, i okolice Bełchatowa, gdzie działa największa kopalnia węgla brunatnego w Europie oraz największy na kontynencie emitent CO2, też otrzymają unijne wsparcie.
PGE odpowiada
- Nie mieliśmy możłiwości złożenia dokumentacji - mówi Katarzyna Kozłowska odpowiadajaca w grupie PGE za komunikację. - Warunkiem otrzymania dofinansowania jest złożenie deklaracji zakończenia wydobycia do 2030 roku. Tak zrobiliśmy w przypadku Bełchatowa, gdzie koncesja na wydobycie węgla wygasa w 2030 roku. W Turowie koncesja obowiązuje do 2044 roku. Otwarty kilka lat temu nowy blok energetyczny w Turowie to obecnie jeden z filarów polskiego rynku energetycznego - mówi Katarzyna Kozłowska.
To wszystko prawda. Ale kopalnie na Śląsku i w Zagłębiu mają działąć, tak przynajmniej planuje rząd PiS, aż do 2049 roku a na Śląsk pieniądze z Funduszu Sprawiedliwej Transformacji popłyną. Dlatego zdaniem Radosława Gawlika, byłego wiceministra ochrony środowiska a obecnie szefa stowarzyszenia Eko - Unia PGE mogło wniosek złożyć i przynajmniej próbować przekonać UE do przekazania środków także do powiatu zgorzeleckiego.
— Część bloków energetycznych Turowa to mocno zużyte konstrukcje. Wiadomo, że ich czas się kończy i z czasem będą wyłączane z produkcji, co musi się przełożyć na zmniejszenie wydobycia węgla brunatnego w tym regionie – mówi Radosław Gawlik, były wiceminister środowiska, obecnie szef stowarzyszenia Eko-Unia. — Wystarczyło przygotować kilkustronicowy harmonogram redukcji wydobycia w dłuższej perspektywie, żeby powalczyć o miliard zł dla regionu – dodaje Gawlik.
Spór o Turów
Czesi od lat skarżyli się polskiemu rządowi, że wciśnięta pod granicę turoszowska odkrywka doprowadziła do obniżenia poziomu wód gruntowych w czeskich miejscowościach sąsiadujących z kopalnią. Pokazywali dokumenty, że w ciągu roku poziom wód gruntowych spadł o 8 m. Czechom chodziło plus minus o 50 mln zł dla kilku tysięcy rodzin mieszkających przy kopalni na wykopanie studni głębinowych i mniej więcej drugie tyle na inwestycje, które zmniejszyłyby szkodliwość działania odkrywki. Ale polski resort środowiska, a potem klimatu i środowiska negocjacji o odszkodowaniach nie podjął. Bo nie. Efektem była skarga do TSUE i wyrok Trybunału, który uznał, że do czasu rozstrzygnięcia odkrywka musi wstrzymać wydobycie. Później Polsce zaczęły być naliczane kary.
W lutym, po otrzymaniu 45 mln euro na mocy zawartego porozumienia, Czesi wycofali skargę z TSUE. Dodatkowo Polska musiała zapłacić niemal 70 mln euro za niewykonanie orzeczenia TSUE.