Chiny od początku trwania pandemii prowadzą politykę "zero covid". Izolowane są nie tylko osoby zarażone, ale również całe dzielnice miast, w których wykryto wirusa. Czasami ma to katastrofalne skutki.

Kilka dni temu temu w miejscowości Urumczi wybuchł pożar, w którym zginęło 10 osób. Wielu ofiar można było prawdopodobnie uniknąć, ale ewakuację oraz akcję ratowniczą utrudnił lockdown. Brak odpowiedniej reakcji ze strony władz przyczynił się do wybuchu protestów w wielu chińskich miastach które trwają do dzisiaj. Chińczycy protestują przeciwko drakońskim restrykcją, ale władze wydają się nie wzruszone. Nadal podtrzymują lockdowny oraz starają się blokować niekorzystne dla nich informację.

Wiele chińskich kont na Twitterze, które od dawna były nieaktywne, zaczęły nagle publikować zdjęcia półnagich kobiet, reklamując w ten sposób usługi prostytutek. We wszystkich takich tweetach umieszczana jest chińska nazwa miasta Urumczi (#乌鲁木齐). W ten sposób osoby próbujące wyszukać informacje na temat protestów w serwisie społecznościowym, otrzymują olbrzymią ilość wyników zupełnie nie związanych z tematem.

Według byłego pracownika Twittera, z którym porozmawiali dziennikarze "Washington Post", już wcześniej obserwowano tego typu działania, ale były one najczęściej skierowane przeciwko konkretnym osobom lub grupą. Obecnie naukowcy z Uniwersytetu Stanforda badają, jak szeroko zakrojona jest ta akcja oraz jakie przynosi efekty.

Ładowanie formularza...