Strona główna Aktualności Czarny poniedziałek: Ofiara z wrocławskiego „Radio Baru”. Okrutna śmierć Doroty J.

Czarny poniedziałek: Ofiara z wrocławskiego „Radio Baru”. Okrutna śmierć Doroty J.

Bestialskie morderstwo popełnione na 21- letniej Dorocie z Nowej Rudy to jedna z najpotworniejszych zbrodni dokonanych w XXI wieku we Wrocławiu. Choć pozornie sprawa wydawała się prosta, ujęcie i osądzenie bandy gwałcicieli i oprawców okazało się bardzo trudne.

Niewinna studentka

Dorota J. miała w 2001 roku 21 lat. Niedawno przyjechała do Wrocławia z rodzinnej Nowej Rudy, studiowała na pierwszym roku w nieistniejącej już Wyższej Szkole Zarządzania i Marketingu. Jej marzenia były zupełnie zwyczajne – chciała znaleźć ciekawą, dobrą pracę i poznawać wspaniałych ludzi.

Była piękna, wysportowana, towarzyska, popularna w kręgu znajomych. Zawsze dobrze ubrana, w najmodniejsze kreacje. Zwracała na siebie uwagę – zwłaszcza mężczyzn.

Znajomi opisywali ją jako po prostu dobrą: była miła, spokojna i rozsądna.

Od niedawna pracowała w jednym z wrocławskich barów, chciała dorobić na swoje potrzeby. Czesne opłacali jej rodzice i dziewczyna nie miała serca prosić ich o jakiekolwiek pieniądze, łączyła więc studia z pracą na niemal pełny etat. Za barem stawała niemal codziennie.

Wyjątkiem były czwartki. Wolny dzień wykorzystywała najczęściej na wychodzenie z domu. Lubiła bawić się w klubach i dyskotekach ze znajomymi.

Tak też było 15 marca 2001 roku.

Ostatni taniec

Dorota wybrała się tego wieczoru z przyjaciółmi do „Radio Baru” – nieistniejącego już, lecz bardzo wówczas popularnego klubu przy samym rynku. Bawili się świetnie, pili alkohol i dużo tańczyli.

Po północy do lokalu weszło trzech mężczyzn, zwracali na siebie uwagę. Dobrze ubrani, pachnący intensywnymi perfumami, widać było, że nie brakuje im pieniędzy. Wyraźnie szukali dziewczyn, z którymi mogliby spędzić ten wieczór.

Jednym z nich był Mariusz. Dorota znała go już z widzenia – z baru, w którym sama pracowała. Nie byli dobrymi znajomymi, raczej po prostu znali swoje twarze.

Jednak Mariusz zwrócił uwagę na ładną Dorotę i zaprosił ją do stolika.

Wiadomo na pewno, że znajomym Doroty bardzo się to nie podobało. Uważali, że mężczyźni są wulgarni i nachalni, prawili dziewczynie dwuznaczne komplementy i dotykali ją – w niewłaściwy, według znajomych sposób.

Około 3 nad ranem, znajomi studentki postanowili wracać do wynajmowanego mieszkania, niedaleko kawalerki, w której Dorota mieszkała wraz z koleżanką.

Dziewczyna postanowiła też wracać do siebie, podziękowała towarzyszom za miły wieczór, ubrała się i wyszła. Jedna pozornie nic nieznacząca decyzja zaważyła na jej dalszych losach.

Dorota była bowiem ogromnie uzależniona od nikotyny, właściwie trudno było ją zobaczyć bez papierosa w dłoni. Po wyjściu z klubu zauważyła, że nie ma przy sobie zapalniczki, jej znajomi też. Postanowiła zatem wrócić do klubu i zapytać o to trzech mężczyzn, z którymi do tej pory spędzała czas.

Znajomi z roku studentki czekali na nią, jednak ta długo nie wychodziła z budynku, jeden z kolegów udał się po nią i zauważył, że młoda kobieta siedzi znów z tymi samymi mężczyznami i nie wygląda jakby chciała gdziekolwiek wychodzić.

Postanowiła zostać jeszcze w towarzystwie Mariusza i jego kolegów, zaoferowali jej nawet, że odwiozą ją do domu. Znajomi zatem ruszyli do swojego mieszkania, a Dorota została w klubie.

Decyzja wywołuje do dziś ogromne kontrowersje, wielu ludzi oburza się, jak można było zostawić młodą dziewczynę (w dodatku „pod wpływem”) z trzema mężczyznami. Jednak tak się stało, i to był ostatni raz, gdy koledzy widzieli ją żywą.

Zwłoki Doroty odnaleziono tydzień później w jeziorze.

Masakra

Już na pierwszy rzut oka było widać, że studentka nie zmarła z przyczyn naturalnych ani wskutek nieszczęśliwego wypadku. Podczas sekcji odkryto, że Dorota była przed śmiercią maltretowana i torturowana.

Liczne siniaki i złamania nie okazały się jednak przyczyną śmierci. Zgon spowodowały rany kłute w klatce piersiowej i poderżnięcie gardła.  Przed śmiercią została wielokrotnie, niezwykle brutalnie zgwałcona.

Dorota się broniła, na jej rękach znaleziono ślady rozcięć, tak jakby chciała się osłonic przed kolejnym dźgnięciem. Walczyła zaciekle mimo licznych odniesionych ran.

Ciało leżało wiele dni w wodzie, co nie pomagało w znalezieniu cennych dla dochodzenia śladów biologicznych.

W pracy śledczego trzeba szukać różnych sposobów na odkrycie prawdy, w tej sytuacji funkcjonariusze postanowili poznać życie ofiary – gdzie się uczyła, gdzie pracowała, co lubiła robić.

Tak po nitce do kłębka, śledczy odkryli, że ostatni raz Dorota była widziała w towarzystwie Mariusza i jego dwóch znajomych. Postępy śledztwa były jednak powolne i nic nie wskazywało na przełom w sprawie.

Wtedy właśnie na policję zgłosiła się koleżanka Doroty, która była z nią na imprezie feralnej nocy. Dziewczyna przypomniała sobie, że Mariusz przedstawił jej jednego z kolegów jako swojego brata o imieniu Dorian.

To wystarczyło, aby policjanci wpadli na dobry trop, udało się ustalić, że na Dolnym Śląsku mieszka zaledwie kilkunastu Dorianów w odpowiednim wieku. Szybko wyszło na jaw, że tylko jeden z analizowanych mężczyzn mieszka we Wrocławiu i ma brata Mariusza.

Policjanci ustalili, iż mężczyzna ten mieszka z dziewczyną i małym synkiem.

Wśród sąsiadów uważany był za dobrego człowieka, jak to się mówi „dzień dobry na klatce mówił”.

Widać było, że ma pieniądze, chociażby po samochodzie, którym jeździł. Sąsiedzi mówili, że Dorian pracuje i się dorabia się za granicą. Często wyjeżdżał do Niemiec.

Sąsiedzi nie zdawali sobie jednak sprawy, czym w istocie trudnił się młody człowiek, prowadzący istotnie rozległe interesy za Odrą.

Dorian był sutenerem, prowadził w Niemczech kilka domów publicznych, oferował dziewczynom z Polski prace na zachodzie a później wywoził je, bił, więził, uzależniał od narkotyków i zmuszał do prostytucji lub sprzedawał innym handlarzom żywym towarem. Był nieprzewidywalny i agresywny, w przestępczym półświatku był szanowany, uznawany za groźnego i zdolnego do wszystkiego.

Dorian był pewny siebie, jakby wiedział, że policjanci nic na niego nie znajdą. Był też, o dziwo, bardzo miły dla śledczych. Do czasu…

W pewnym momencie wyciągnął coś z filiżanki w swoim domu i wybiegł z niego na boso. Jego poszukiwania trwały kilka tygodni. (Jednak pewne źródła mówią, że w owej filiżance zrobił sobie kawę i wypił ją powoli przy funkcjonariuszach, ukrywając w ustach biżuterię Doroty, która kryła się w naczyniu.)

W końcu Dorian trafił na komisariat, ale nie razem z tropiącymi go śledczymi. Przywiózł go własny adwokat. Doświadczony przestępca był świetnie przygotowany do przesłuchania i został wypuszczony z braku dowodów. Twierdził, że był 15 marca w „Radio Barze” jednak nie pamięta dziewczyny, którą poznał. O dziwo ani znajomi dziewczyny, ani inni świadkowie z baru, nie potrafili poprawnie opisać podejrzanych, co również wpłynęło na brak postawionych zarzutów.

Śledczy pytali Doriana także o Marcina, który w barze podawał się za jego brata Mariusza. Ten jednak znajdować miał się wtedy w Niemczech i nie było z nim kontaktu.

Albańczyk zeznaje – prawda wychodzi na jaw

Sprawa wydawała się przegrana – zero dowodów, zero świadków, nagrań. Do tego pewni siebie podejrzani, którzy wprost śmiali się w twarz policjantom. Prokuratura skłaniała się ku umorzeniu sprawy.

W tym samym czasie na terenie Niemiec zatrzymano kilku mężczyzn zajmujących się handlem ludźmi. Jednym z nich był Albańczyk, który, ku zdziwieniu służb rok wcześniej uciekł z polskiego więzienia. Groziła mu ekstradycja do naszego kraju.

Mężczyzna się przeraził – nie bał się wyroków, lecz gangsterów, którym był winny ogromne sumy pieniędzy.

Zaproponował policji układ, w zamian za możliwość odsiedzenia całego wyroku w więzieniu w Niemczech miał podać służbom pewne informacje. Wydał policji całą grupę przestępczą zajmująca się stręczycielstwem. Opowiedział o dziewczynach z Polski, które było zwabiane obietnicą pracy, bite, gwałcone, uzależniane od narkotyków i zmuszane do prostytucji.

Głównodowodzącym grupy miał być nie kto inny jak Dorian R. z Wrocławia. Co więcej, sam zainteresowany miał powiedzieć Albańczykowi o tym, że kogoś zamordował, dziewczynę, studentkę poznaną w barze. W grupie działali również jego kumple – Marcin P. i Mariusz N., pasujący do wizerunku osób widzianych w „Radio Barze”. Wtedy też policjanci dowiedzieli się, co stało się z Dorotą.

Bestialska zbrodnia

Około 4.00 nad ranem Dorota, Dorian R., Mariusz N. i Marcin P. wyszli razem z baru. Dziewczyna tak jak się umawiali miała zostać przez nich podwieziona do domu. Jednak samochód skierowano w inną stronę.

Dziewczyna nie protestowała, ponoć nic nie mówiła, wyglądała na przestraszoną.

Mężczyźni zawieźli studentkę do domu należącego niegdyś do dziadków Doriana – sutener po ich śmierci, zrobił z odziedziczonej posiadłości dom publiczny.

Tam Dorota przeszła przez piekło. Najpierw kazali jej się rozebrać. Przerażona młodziutka kobieta wykonała posłusznie zadanie, bała się o swoje życie. Zorientowała się co się zaraz stanie, jedyne co ponoć powiedziała to: „ale chyba nie wszyscy na raz?”

Jakże się myliła. Dorian, Mariusz i Marcin dokonali na dziewczynie bestialskiego zbiorowego gwałtu, bili ją, kopali po rękach i nogach doprowadzając ciało do dewastacji.

Po pewnym czasie kazali się jej wykąpać, sami wyszli na papierosa i porozmawiać co dalej.

Zdesperowana Dorota podjęła próbę ucieczki, wyskoczyła przez okno zwracającym tym samym uwagę oprawców, zaczęła uciekać jednak była zbyt wycieńczona, na dworze był mróz a ona naga, bosa i pod wpływem nie miała szans z trzema rosłymi mężczyznami.

Za karę pocięli ją szkłem z rozbitej szyby. Przez wiele godzin maltretowali dziewczynę, aż w końcu postanowili ją zabić.

Dorota otrzymała liczne ciosy nożem w klatkę piersiową, w końcu tez poderżnęli jej gardło.

Wyroki

Pierwszy do zbrodni przyznał się Marcin. Na sali sądowej wyraził skruchę, przeprosił rodzinę ofiary w efekcie czego został skazany na 25 lat pozbawienia wolności. Co znaczy, że wyjdzie z więzienia w 2029 roku.

Mariusz nie dotrwał do ekstradycji z Niemiec. Powiesił się w swojej celi.

Natomiast Dorian R. został uznany przez Sąd za bezwzględnego i niebezpiecznego psychopatę.Nie przyznawał sie do zbrodni, a w czasie procesu śmiał się z rozpaczającej matki Doroty.

Agresywny, okrutny i mściwy został skazany na dożywocie z możliwością zwolnienia warunkowego po 35 latach. Biorąc jednak pod uwagę jego zachowanie na sali rozpraw oraz za kratkami, mało prawdopodobne, aby zobaczył kiedykolwiek jeszcze świat poza murami więzienia. W czasie odsiadki psychopata stworzył swoją własną listę śmierci, 10 osób, które chciałby zabić po wyjściu z więzienia.

Aleksandra Zielińska

Pokaż więcej podobnych wiadomości
Pokaż więcej w Aktualności

1 komentarz

  1. rg

    28 listopada 2022 at 17:59

    przeciez tacy ludzi zasługują tylko i wyłącznie na samobójstwo

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przeczytaj również

Czarny Poniedziałek: Zbigniew Czajka. Bezlitosny świdnicki pedofil i morderca [18+]

Dzisiejszy Czarny Poniedziałek to historia przerażającej zbrodni popełnionej na małym dzie…