FIFA i Infantino zostali publicznie spoliczkowani. Znalazł się większy cwaniak

Dawid Szymczak
W całej awanturze o piwo na mundialu nie o samo piwo chodzi. Katarczycy pokazali, jak przeszli od pokory i skruchy, do przepychania butem swoich racji, a jednocześnie udowodnili, kto naprawdę rządzi mistrzostwami świata. Wokół tego plastikowego kubeczka, wartego przeszło 50 riali, toczy się wręcz kulturowa wojna.

Jechaliśmy akurat autobusem, który FIFA wysłała na ulice Dohy na czas mundialu, by obwoził dziennikarzy po najważniejszych turniejowych miejscach, gdy ktoś przeczytał znad telefonu, że na stadionach ma nie być piwa. I że jest awantura. "Jeden cwaniak wykiwał drugiego cwaniaka" - nadleciał z tyłu trafny komentarz. Temat od razu stał się głośny. Odbieramy turniejowe akredytacje - słychać dyskusję o piwie, jemy obiad - dyskusja o piwie, trening Polaków - dyskusja o piwie. Nieadekwatna dramaturgia wobec wszystkich skandali, które od lat towarzyszą tym mistrzostwom? Przeciwnie - ich doskonałe podsumowanie.

Zobacz wideo

W sprawie piwa nie o samo piwo bowiem chodzi. Katarczycy przez lata przekonywali wszystkich, że są gotowi do ustępstw, kompromisów, a przynajmniej negocjacji. Pozowali na chętnych do zmiany i rzucali hasła, że każdy na tych mistrzostwach będzie mile widziany. Jak po tym, co się stało z piwem, uwierzyć, że organizatorzy zrobili jakikolwiek krok wstecz w znacznie ważniejszych sprawach - jak system pracy, podejście podczas mistrzostw do homoseksualistów m.in. poprzez zgodę na wywieszanie na stadionach tęczowych flag czy inne kulturowe kwestie. Jak uwierzyć w zmianę? Jak zaufać komuś, kto w ostatniej chwili zmienia zdanie i za nic ma wszelkie dotychczasowe ustalenia? Co będzie następne? Do mistrzostw jeszcze trochę, sporo można zmienić.

Nie o samo piwo chodzi

Budweiser jest głównym sponsorem mistrzostw i po długich dyskusjach, z paroma zwrotami akcji, miał wyłączne prawo do sprzedaży piwa wokół stadionów na trzy godziny przed każdym meczem i godzinę po nim. Aż do piątku, kiedy dwa dni przed meczem otwarcia, Katar machnął ręką na wszelkie dotychczasowe ustalenia i powiedział, że żadnego piwa wokół stadionów jednak nie będzie. Kibice napiją się co najwyżej wersji bez procentów - Bud Zero. Doha szepcze, że decyzja poszła z samej góry, czego nikt nie podważa, bo żadna ważna decyzja w tym kraju nie zostanie przecież podjęta bez skinienia głową emira Tamima bin Hamada Al Thaniego. A to decyzja doprawdy bardzo ważna, bo jednoznacznie pokazująca, kto naprawdę rządzi tymi mistrzostwami i jakie jest jego faktyczne nastawienie do negocjacji, ustępstw oraz deklarowanej od lat otwartości na obcą kulturę, oraz kompromisy. 

Ponoć FIFA już na początku tygodnia, widząc, że stanowiska Budweisera są przesuwane w coraz to ciemniejsze zakamarki i nie stoją już przy głównych uliczkach prowadzących do stadionowych bram, miała się zaniepokoić. Ale to - jak widać - też nie wystarczyło. Sprawa alkoholu budziła kontrowersje od lat, bo w Katarze niby pić można, ale w wyznaczonych miejscach - drogich hotelach i nielicznych barach z licencją, a za bycie pijanym w miejscu publicznym i tak może spotkać kara nawet do pół roku pozbawienia wolności. Katar wielokrotnie obiecywał jednak znaleźć złoty środek między zachodnimi przyzwyczajeniami i gustem a swoim kulturowym konserwatyzmem. Fatma Al Nuaim, dyrektorka komunikacji w Supreme Committee for Delivery & Legacy, de facto rzeczniczka tych mistrzostw od katarskiej strony, mówiła chociażby tak: "Gościnność jest częścią naszej kultury, nawet jeśli nie jest nią alkohol. Nie będzie można pić otwarcie na ulicach, ale będą miejsca, gdzie podamy kibicom napoje alkoholowe". We wrześniu organizatorzy poinformowali konkretniej, że piwo będzie można wypić w "wybranych miejscach wokół stadionów". Jeszcze w piątek taką informację można było znaleźć w oficjalnych broszurach, rozdawanych na ulicach, w porcie i przy stadionach. 

"Po dyskusjach między władzami kraju gospodarza a FIFA zapadła decyzja o skupieniu sprzedaży napojów alkoholowych w oficjalnej strefie kibica, innych licencjonowanych miejscach dla kibiców, usuwając punkty sprzedaży piwa z obrzeży stadionów mistrzostw świata w Katarze" - przeczytaliśmy w oficjalnym oświadczeniu FIFA wydanym w piątek po południu.

Wycofanie piwa to wykrzyczenie: "Będzie po naszemu!" 

Znów - nie o samo piwo chodzi. Od dawna było wiadomo, że niezależnie od ostatecznych ustaleń, nie będą to mistrzostwa skąpane w tym trunku: bo reglamentacja, bo drogo (ok. 65 zł za pół litra), bo strach, że wyjdziesz z kubeczkiem za daleko albo weźmie cię za mocno i narobisz sobie problemów. Ale złamanie wszelkich ustaleń tuż przed rozpoczęciem mistrzostw jest zwieńczeniem i bardzo namacalnym przykładem, jak zmieniało się podejście samych Katarczyków: od wysłuchiwania uwag i deklarowania zmiany w wielu kwestiach, które uwierały sumienie Zachodu, po całkowitą butę i zaprzeczenie wszelkim zawartym już kompromisom. Organizatorzy za nic mają kontrakt FIFA z Budweiserem, który co cztery lata płaci za to 75 mln dolarów i jest na każdych mistrzostwach od 1986 r. Katarczycy nie pozwalając pić piwa wokół stadionów, doniośle krzyczą: będzie po naszemu!

A Gianni Infantino i FIFA? Zostali publicznie spoliczkowani. Już nie zapozują na wszechmocną organizację, skoro ktoś od nowa urządza jej turniej za pięć dwunasta i nawet nie pyta jej o zdanie. Prezes światowej federacji na razie w tej sprawie milczy. Może popija drogi alkohol? On akurat będzie mógł. Dla specjalnych gości w strefie VIP chłodzą się już szampany i piwa. Pod dostatkiem. Po staremu. 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.