Ponad 80 procent pieniędzy przeznaczonych na kampanię Joachima Brudzińskiego pochodziło z darowizn od osób zatrudnionych w państwowych spółkach - ustalili dziennikarze TVN24 Grzegorz Łakomski i Dariusz Kubik.
Z reportażu, który został wyemitowany w programie "Czarno na Białym" wynika, że około 20 darczyńców Brudzińskiego w ostatnich latach pracowało lub nadal pracuje spółkach Grupy Azoty, inni w "kontrolowanych przez PiS spółkach portowych czy mediach rządowych". "Kampanię Brudzińskiego finansowali również urzędnicy niższego szczebla, zachodniopomorska kuratorka oświaty i jej zastępca czy państwowy inspektor transportu drogowego. Tylko w woj. zachodniopomorskim to ludzie pracujący w przeszło 20 spółkach i instytucjach kontrolowanych przez PiS" - poinformowano w materiale.
Dziennikarze ustalili, że kampanię Joachima Brudzińskiego mieli wspierać ludzie zatrudnieni w spółkach na terenie całego kraju, ale i w zagranicznych oddziałach tych firm. "W sumie w ponad 50 takich miejscach po 2015 roku zatrudnienie tam znalazło ponad 50 darczyńców Brudzińskiego, głównie na kierowniczych stanowiskach" - słyszymy w reportażu.
W 2019 roku - jak wynika z materiału TVN24 - Joachim Brudziński zebrał na kampanię najwięcej z europosłów PiS - 484 tys. złotych, z czego 402 tys. miało pochodzić od ludzi ze spółek i instytucji kontrolowanych przez partię rządzącą.
- Czy wpłaty były dobrowolne i czy pan rozmawiał z którąś z tych osób [obdarowujących - red.]? - zapytał Joachima Brudzińskiego dziennikarz TVN24.
- Pan mnie obraża. (...) Pan pyta, ale w sposób obrażający mnie. Co pan sugeruje? Że ja te osoby przymuszałem, żeby wpłacały na moją kampanię? Na takie głupie pytania nie będę panu odpowiadał. Pozdrawiam serdecznie - odparł europoseł.
Sprawę polityk tłumaczy również pod wpisem Konrada Piaseckiego na Twitterze:
Więcej wiadomości na stronie głównej Gazeta.pl
Do tych doniesień odnieśli się we wtorek w Sejmie politycy. Tomasz Siemoniak stwierdził, że jest to "absolutna patologia, która nosi znamiona płatnej protekcji". - Ktoś jest zatrudniany i żeby się odwdzięczyć, wpłaca swojemu patronowi. Oczywiście jest to praktyka zgodna z prawem, ale absolutnie patologiczna i przez polityków PiS uprawiana na masową skalę. Słyszeliśmy też o innych osobach, które stworzyły zatrudnianiem ludzi mechanizm finansowania swojej kampanii. Bardzo źle to wygląda - powiedział poseł Koalicji Obywatelskiej, dodając, że "w normalnych warunkach" służby antykorupcyjne nigdy nie powinny na to pozwolić.
Z kolei Piotr Kaleta, polityk PiS, w rozmowie z dziennikarzem TVN24 podkreślił, że Joachim Brudziński jest "bardzo dobrym europosłem". - Wydaje mi się, że jakakolwiek kwestia dotycząca finansowania jego kampanii była kwestią wtórną. Nie znam szczegółów, o co chodzi. (...) Myślę, że w swojej kampanii wyborczej poradziłby sobie bez niesamowitych środków finansowych, ale skoro ktoś miał taką potrzebę, żeby wspierać..., a sugestia, że to jest jakieś odwdzięczenie za pomoc w załatwieniu pracy, to daleko idące nadużycie - zaznaczył poseł partii rządzącej.
Wcześniej na antenie TVN24 Jan Maria Jackowski, obecnie senator niezrzeszony, ale wcześniej należący do Prawa i Sprawiedliwości, stwierdził, że zjawisko to ukształtowało się przez wiele lat. - To nie pojawiło się w ostatnich wyborach. Ale dzisiaj wygląda to na rozwiązanie systemowe. (...) Bardzo wielu tzw. baronów PiS-owskich zabiegało o to, by mieć kontrolę nad obsadą stanowisk w spółkach na ich terenie - wyjaśnił.