Czeski sukces demograficzny. Dlaczego tam się udało? "Państwo wspiera niezależnie od modelu życia"

Mikołaj Fidziński
W 2002 r. Czechy miały nawet niższy wskaźnik dzietności niż Polska. Po osiemnastu latach zostawiają w tyle nie tylko nas, ale niemal wszystkie kraje UE. Na czym polega czeski sukces demograficzny? - Czechom udało się, bo zagrało tam wiele różnych czynników jednocześnie - mówi w rozmowie z Gazeta.pl Michał Kot, dyrektor Instytutu Pokolenia. Wskazuje też, jakimi elementami czeskiego planu mogłaby zainspirować się Polska.

1,71 - tyle w 2020 r. wyniósł w Czechach współczynnik dzietności (TFR), według danych Eurostatu. Wskaźnik ten pokazuje, ile dzieci średnio urodziłaby kobieta w ciągu całego okresu rozrodczego (15-49 lat), gdyby intensywność urodzeń pozostałaby niezmienna na poziomie badanego roku. 

Wynik 1,71 jest wprawdzie wyraźnie poniżej poziomu zastępowalności pokoleń (ok. 2,1), ale jednak to trzeci najwyższy rezultat w UE (po Francji i Rumunii). To także, a może przede wszystkim, odczyt bardzo wyraźnie wyższy niż na początku XXI w., gdy wynosił w Czechach raptem 1,17. Choć w ostatnich kilku latach wskaźnik już się ustabilizował i nie rośnie, to jednak droga, jaką przeszedł w pierwszych dwóch dekadach XXI wieku, jest najbardziej imponująca ze wszystkich krajów UE (podobny skok zaliczyła jeszcze Rumunia).

embed

Współczynnik dzietności to jeden z najważniejszych wskaźników demograficznych - pokazuje bowiem, ile dzieci średnio rzecz biorąc urodzi kobieta. Nie da się nagle wyczarować więcej Polek czy Czeszek w wieku rozrodczym (w 2020 r. mieliśmy w Polsce niespełna 8,9 mln kobiet w wieku rozrodczym, o około milion mniej niż 15 lat temu). Ale można próbować budować takie warunki, aby te kobiety - o ile oczywiście chcą (a zwykle chcą) - mogły i nie bały się rodzić więcej dzieci.

W Czechach przez ostatnie około dwie dekady to się udało. W Polsce jest z tym kiepsko - wskaźnik dzietności od kilkunastu lat waha się w granicach ok. 1,25-1,45 i ani myśli przebijać bariery niskiej dzietności na poziomie 1,50.

Co takiego mają Czeszki i Czesi, że im się udało? Odpowiedzi jest kilka, ale większość z nich - jak przekonuje Instytut Pokolenia, jednostka badawcza powołana do życia niespełna rok temu przez premiera Morawieckiego, w raporcie "Czeski sukces demograficzny" - zawiera się w tym, że Czesi konsekwentnie (już od lat 70., z przerwą pod koniec XX wieku) budowali swój własny model polityki rodzinnej, dopasowany do potrzeb rodzin oraz systemu wartości obywateli.

Zobacz wideo Rostowski: Najmniej zarabiające osoby najwięcej wydają na żywność i energię

Wychowanie małego dziecka bez wielkich "strat" finansowych

Czechom udało się, bo zagrało tam wiele różnych czynników jednocześnie. Czeski model oparty jest na wolnościowym założeniu, że rodzice najlepiej wiedzą w jaki sposób chcą zajmować się wychowaniem dzieci. W tym kraju kobiety najczęściej wolą zostać w domu i w pierwszych trzech latach zajmować się dzieckiem.. Państwo wspiera wszelkie aspiracje, niezależnie od tego, jaki model życia wybierają rodzice

- mówi w rozmowie z Gazeta.pl Michał Kot, dyrektor Instytutu Pokolenia. Zwraca przy tym uwagę, że polityka społeczna koncentruje się nie na samym wzroście dzietności, ale poprawie komfortu życia rodzin. Słowem, wychodzi z założenia, że jeśli zapewnione będą dobre, szeroko pojęte, warunki życia rodziców i dzieci, to dzietność pojawi się sama. - Dzietność jest wynikową dobrej kondycji rodziny - wskazuje Kot.

Warto przy tym zauważyć, że "rodzina" niekoniecznie oznacza "małżeństwo". W 2020 r. w Czechach 48,5 proc. dzieci urodziło się poza małżeństwem, wobec 26,4 proc. w Polsce.

Czym cechuje się czeski model polityki rodzinnej? Jednym z nich jest dopasowanie do oczekiwania, aby rodzic (zwykle kobieta) mógł pozostać w domu z małym dzieckiem bez znacznych strat finansowych. 

W Czechach typową ścieżką po urodzeniu dziecka jest zawieszenie aktywności zawodowej do ukończenia przez dziecko trzech lat lub do momentu urodzenia kolejnego dziecka

- mówi Kot. Wyjaśnia, że to tzw. model sekwencyjny (praca -> opieka niepołączona z aktywnością na rynku pracy -> praca), a nie łączenie wychowania np. dwuletniego dziecka z pracą zawodową. Jak mówi dyrektor Instytutu Pokolenia, wynika to także z większego niż w Polsce docenienia pracy wychowawczej rodziców.

Młodzi Czesi dwa razy częściej niż Polacy zgadzają się z  twierdzeniem, że wychowanie dzieci jest obowiązkiem wobec społeczeństwa. Z kolei Polacy częściej uznają, że to praca zawodowa jest obowiązkiem

- mówi Michał Kot.

Charakterystycznymi cechami czeskich danych jest z jednej strony niski poziom zatrudnienia kobiet z dzieckiem do dwóch lat (22 proc. wobec 58 proc. w Polsce i 59 proc. średnio w UE; dane za 2019 r.), a z drugiej - bardzo niski stopień "użłobkowienia". 

Odsetek dzieci do 3. roku życia korzystających ze żłobków wyniósł w 2020 r. w Czechach 4,8 proc. i był najniższy w UE (w Polsce 11,1 proc., średnio w UE niemal 33 proc.). Jednocześnie należy zaznaczyć, że w badaniach znikomy odsetek respondentów (1-2 proc.) skarży się na niedostępność usług opiekuńczych. Czyli - w razie czego żłobki są.

No dobrze, ale żeby rodzic pozostał z dzieckiem w domu, potrzebne są m.in. pieniądze oraz poczucie, że powrót na rynek pracy za kilka lat nie będzie traumatycznym doświadczeniem.

Odpowiedzią na tę pierwszą potrzebę są zarówno świadczenia pieniężne na małe dzieci (tzw. zasiłek rodzicielski w kwocie nawet do równowartości ok. 60 tys. zł do czwartego roku życia najmłodszego dziecka - coś à la Rodzinny Kapitał Opiekuńczy w Polsce), jak i ulgi podatkowe (dwu-czterokrotnie wyższe niż w Polsce) oraz oczywiście zasiłek macierzyński. Nad detalami czeskiego systemu nie ma się co rozwodzić (odsyłam do raportu Instytutu), generalnie zamysł jest taki, aby w jak największym stopniu zrekompensować kobiecie/rodzinie utratę dochodów wynikających z urodzenia dziecka i rezygnacji z pracy zawodowej. Choć jednocześnie system promuje elastyczne zatrudnienie (np. na część etatu) bez utraty zasiłku rodzicielskiego.

embed

W Polsce oczywiście również można wymienić np. 500 plus, Rodzinny Kapitał Opiekuńczy czy wprowadzone już przed laty kosiniakowe albo wydłużenie urlopu rodzicielskiego, ale jednak autorzy raportu wskazują, że u nas "kobiety, ze względu na niski poziom rekompensaty utraconych dochodów w trakcie sprawowania opieki nad dzieckiem, są zmuszone wcześniej wracać do pracy".

Porównanie skali wsparcia dla rodzin z dziećmi w Czechach i innych krajach UE pokazuje, jak silnie jest ono skumulowane u naszych sąsiadów w pierwszych latach życia latorośli.

embed

Ba, konstrukcja modelu od lat zachęca do "pozytywnego kombinowania", czyli próby maksymalizacji dochodów z zasiłków macierzyńskiego i rodzicielskiego. "Model jednego długiego urlopu rodzicielskiego, po którym następował bezpośrednio kolejny urlop z drugim dzieckiem, jest mocno ugruntowany w czeskim społeczeństwie od lat 70." - wyjaśniają autorzy raportu.

Ale jest jeszcze druga sprawa - co z powrotem kobiet na rynek pracy? To ważna sprawa. Polska i Czechy są obecnie dwoma krajami UE z najniższym bezrobociem w UE, a także jednym z najniższych wśród osób młodych. A jednak w polskich badaniach dotyczących przeszkód dla wzrostu dzietności częściej wychodzi strach przed utratą pracy i znalezieniem nowej. To wymusza też m.in. "kurczowe" trzymanie się miejsca pracy i przyspieszenie powrotu na rynek pracy. 

Zdaniem badaczy z Instytutu Pokolenia, problemem jest bagaż polskich doświadczeń z pierwszych lat XXI wieku, gdy bezrobocie w Polsce wśród młodych dochodziło do 30 proc. (w Czechach ok. 11-13 proc.), zmuszając czy "motywując" miliony osób u progu dorosłości do emigracji. Na marginesie - badania z Wielkiej Brytanii wskazują, że tam wskaźnik dzietności Polek był znacznie wyższy niż w Polsce.

Generalnie nie można też mówić o względnym sukcesie demograficznym Czech w ostatnich dwóch dekadach abstrahując po prostu od szybkiego wzrostu gospodarczego i poprawy warunków życia w tym okresie.

Niewątpliwie lepsza sytuacja społeczno-gospodarcza Czech, przejawiająca się m.in. wyższym wskaźnikiem zatrudnienia, niższym bezrobociem oraz niższym ryzykiem ubóstwa, miała wpływ na szybszą odbudowę płodności po 2000 r. Wraz z wejściem do Unii Europejskiej, Czechy doświadczyły przyspieszonego wzrostu gospodarczego połączonego z szybkim wzrostem płac i poziomu życia. PKB per capita, mierzony parytetem siły nabywczej, osiągnął w 2006 r. 79 proc. poziomu UE, a w kolejnej dekadzie wzrósł do 93 proc. (2019). Polska w 2021 r. dopiero osiągnęła PKB per capita na poziomie 77 proc. Ponadto w Czechach wskaźnik ubóstwa w 2007 r. był dwukrotnie niższy niż w Polsce (15 proc. i 34 proc.)

- czytamy w raporcie.

Nie da się też ukryć, że Czesi są w lepszej sytuacji niż Polacy jeśli chodzi o sytuację mieszkaniową. A to wszak również według badań jeden z kluczowych czynników dla dzietności. 

Przykładowo, wskaźnik przeludnienia mieszkań w Czechach w 2020 r. wynosił 15,2 proc., w Polsce blisko 37 proc. Zgodnie z definicją Eurostatu, dana osoba żyje w przeludnionym mieszkaniu, jeśli nie posiada: jednego pokoju na parę, jednego pokoju na osobę samotną w wieku 18 lat i więcej, jednego pokoju na osobę w wieku 12-17 lat (chyba, że para dzieci jest tej samej płci, wówczas dopuszczalny jest jeden pokój dla nich) i jednego pokoju na parę dzieci (niezależnie od płci) w wieku poniżej 12 lat.

embed
  • Więcej o gospodarce przeczytaj na stronie głównej Gazeta.pl

Czeska lekcja dla Polski?

Pozostaje kluczowe pytanie - "no i co z tego?". Czy czeskie doświadczenia są w stanie cokolwiek wnieść do dyskusji o dzietności w Polsce?

Czeskiego modelu przekopiować się do Polski nie da, bo i byłoby to bez sensu. Choć sąsiadujemy na mapie i od biedy się dogadamy, to jednak w wielu kwestiach się różnimy. Ot, choćby jeśli chodzi o preferowany model życia i rodziny.

Powinniśmy stworzyć swój własny model oparty na tym, czego Polacy pragną, jaki mają model szczęścia, jak sobie wyobrażają swoją idealną rodzinę

- mówi Kot. Już tu pojawiają się różnice, bo o ile w Polsce idealny model rodziny to zwykle "mama, tata, dwójka czy trójka dzieci, dom na przedmieściu i pies", o tyle w Czechach aspiracje zwykle kończą się na dwójce dzieci. Ale też większe w Polsce niż w Czechach są deklaracje bezdzietności.

Inaczej też wygląda nasza sytuacja mieszkaniowa i niestety zakopać się tego błyskawicznie nie da. 

W Polsce mieszkania są gdzie indziej niż Polacy chcą żyć. Mamy do czynienia z szybką migracją do dużych aglomeracji i tam brakuje mieszkań. Poza tymi lokalizacjami baza mieszkaniowa jest większa, ale mniej osób chce tam mieszkać

- wyjaśnia Kot. Czechom pomaga między innymi... rozmiar ich kraju. - Tak zmiana miejsca zamieszkania oznacza migrację o 50-100 km, nie o kilkaset - zwraca uwagę dyrektor Instytutu Pokolenia.

Jednocześnie - jak mówi Michał Kot - nauką z Czech dla Polski może być skupienie państwa na wsparciu rodziny, szczególnie w pierwszych latach życia. 

Taką pierwszą jaskółką jest Rodzinny Kapitał Opiekuńczy i warto iść w tym kierunku

- ocenia dyrektor Instytutu Pokolenia.

Mimo wszystko akurat jeśli chodzi o preferencje co do sposobu zajmowania się dziećmi Polacy i Polki są podobni do Czechów - badania CBOS pokazują, że zdecydowana większość Polaków i Polek chciałaby do trzeciego roku życia dziecka zajmować się nim.

Natomiast spora część nie ma takiej możliwości. Wtedy preferowane jest, żeby dzieckiem zajmowali się dziadkowie. Dopiero na kolejnym miejscu jest opieka żłobkowa

- mówi Kot.

Wyzwania dla Polski kryją się także na rynku pracy. Relatywnie niskie bezrobocie nie wystarczy. Według badań jednymi z głównych przyczyn niskiej dzietności w Polsce jest m.in. brak stabilności finansowej i niepewność co do przyszłości. Badania wskazują też, że Polki obawiają się niemożności pogodzenia pracy z wychowaniem dzieci, ponadto pracodawcy dość rzadko pozwalają na bardziej elastyczny dobór godzin pracy.

Przykładowo, z raportu prof. Igi Magdy z Instytutu Badań Strukturalnych z 2020 r. "Jak zwiększyć aktywność zawodową kobiet w Polsce?" wynikało m.in., że 60 proc. pracujących Polek - dwukrotnie więcej niż średnio w UE - nie ma żadnej możliwości decydowania o godzinach rozpoczęcia i zakończenia pracy. Badanie "Macierzyństwo a aktywność zawodowa", opublikowane w 2021 r. przez Fundację Rodzic w Mieście wskazuje, że aż 69 proc. mam, myśląc o powrocie na rynek pracy, najbardziej boi się, że nie będzie w stanie łączyć opieki nad dzieckiem i pracy w sposób, w jaki by chciały. 

Polskim problemem jest też duża liczba umów cywilnoprawnych czy o pracę na czas określony, bardzo rzadko na tle UE pracodawcy zatrudniają też na część etatu. 

Paradoksalnie pandemia część pracy wykonała za nas, upowszechniając pracę zdalną - zarówno wśród pracowników, jak i pracodawców

- zauważa natomiast Michał Kot.

Jedno jest pewne - generalnie Polki i Polacy chcą mieć (więcej) dzieci. Jak jednak zauważa Kot, dużo częściej niż w Czechach i innych krajach, tych dzieci nie mają.

Badanie CBOS "Ocena polityki rodzinnej rządu i zaspokojenie potrzeb prokreacyjnych Polaków" z 2022 r. wskazało, że 46 proc. respondentów chciałoby dwojga dzieci, 22 proc. nawet trojga. Żadnego tylko 7 proc., jedno raptem 9 proc. Rzeczywistość wygląda jednak zupełnie inaczej i ostatecznie ponad 40 proc. badanych ma "niezaspokojone potrzeby prokreacyjne", tj. mniej dzieci niż by chciało.

Tzw. lukę płodności, czyli różnicę między liczba dzieci, którą chcemy mieć, a tą, jaką mamy, można w Polsce szacować na ok. 0,7-0,8 (ok. 2,1-2,2 w marzeniach względem ok. 1,4 w rzeczywistości). 

embed
embed
embed

Przyczyny niskiej dzietności w Polsce są oczywiście bardzo różne, ale np. według badania CBOS z 2017 r. to przede wszystkim brak stabilności finansowej i niepewność co do przyszłości (59 proc. badanych), ograniczenia związane z sytuacją mieszkaniową (44 proc.) oraz obawy kobiet przed utratą pracy (42 proc.). 

W zasadzie odbicie tych potrzeb widać także w badaniu CBOS z 2022 r., gdzie wśród form wsparcia rodziny, które mogłyby najbardziej zachęcić do posiadania dzieci, na czele było: wsparcie finansowe, lepsza dostępność przedszkoli, żłobków i innych form opieki nad małymi dziećmi, pomoc w uzyskaniu mieszkania oraz ułatwienia w pracy (elastyczność godzin pracy, praca zdalna, pomoc w powrocie do pracy). 

Rzecz jasna, niestety, narastającym problemem jest bezdzietność lub problemy z zajściem w ciążę z powodów zdrowotnych. Michał Kot z Instytutu Pokolenia zwraca przy tym uwagę, że niedobrowolna bezdzietność - częstsza niż dobrowolna - związana jest też z tzw. luką edukacyjną i generalnie pewnym "rozchodzeniem się świata kobiet i mężczyzn".

Kobiety, które nie mają dzieci, często mówią, że chciałyby je mieć, ale im się nie udało. Jednym z głównych tego powodów jest brak odpowiedniego partnera, czyli generalnie samotność. To jest związane z wieloma czynnikami, ale w naszym przypadku odpowiada za to m.in. duża skala migracji z mniejszych miejscowości do dużych miast. Dużo częściej migrują kobiety niż mężczyźni. To powoduje, że światy kobiet i mężczyzn trochę się rozchodzą

- mówi dyrektor Instytutu Pokolenia. Co ważne, rozchodzą się nie tylko geograficznie, ale też edukacyjnie. Kobiety zdecydowanie częściej kończą studia, mamy jedną z wyższych w Europie tzw. luk edukacyjnych. Tymczasem badania wskazują, że najczęściej związki są tworzone między kobietami i mężczyznami o równym lub porównywalnym poziomie wykształcenia.

  • Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.