KIEROWNICY BUDOWY vs ROBOLE 4

Dzony_012
Dzony_012

     Orwell 1984

Wielki brat patrzy. W potwornej dystopii wykreowanej przez George'a Orwell'a slogan ten widoczny był z każdego miejsca. Każdy obywatel był obserwowany. Nie tylko w pracy, nie tylko na zewnątrz. Nawet we własnych domach każdy miał zamontowany teleekran i podsłuchy. Permanentna inwigilacja. Krystian dowiedział się, że Swetra ta powieść wybitnie zainspirowała. Wizja wielkiego brata urzekła go do tego stopnia, że sam zaczął nas podsłuchiwać. Krótki czas potem, w biurze, mi też udało się na tym przyłapać kierasa. Coś tam robił w papierach, a koło ryja miał włączone radio przez które słychać było nawigującego pracą sygnalistę. Na szczęście jeszcze nie żyjemy w orwellowskiej dystopii i policja myśli nie może nas ewaporować za poglądy. Oficjalnie nie wiedzieliśmy, że jesteśmy podsłuchiwani. Czy można było olać tak cudowną okazję? Udawaliśmy, że o niczym nie wiemy i zupełnie swobodnie jebaliśmy Swetra na radiach. Kawały, bluzgi, komentarze na temat grubej żony. Jak się dało, co się dało. Oczywiście temat podłapali budowlańcy. Nie muszę chyba mówić jakimi pięknymi elaboratami Wuja opisywał bystrość kieraskich umysłów. Czasem kiedy mnie jeden z drugim poirytował za bardzo, zwracałem się prosto do nich. Oczywiście tajemnica, że wiemy trwała. Pewnie się w końcu domyślili ale wiadomo … udawajmy, że nie wiemy. Stosowaliśmy dwójmyślenie równie często co kierasy. Śmiechom nie było końca. Nie wiem jak długo przyklejał jeszcze uszy do radia. Być może dalej czerpał z tego masochistyczną przyjemność ... w końcu to radio słyszało całe biuro, a być może nie. Kto podsłuchuje sam jest sobie winien. Precz z wielkim bratem!


     Wuja 3
Razu pewnego zapierdalam jak zwykle nad budową nie wiedząc w co najpierw ręce włożyć. Wtem na radiu kolizyjnym odzywa się kolega, który całymi tygodniami kompletnie nic nie robił. Mateusz.
- Dżony? Co znowu Zygmunt odjebał, że Wuja znowu się na niego wydziera?
Ja nic nie słyszałem. Silniki mojego żurawia wyły, zatem byłem usprawiedliwiony. Żuraw Mateusza stał jak zwykle w bezruchu. I tak byłem pod wrażeniem. Mateusz miał zamkniętą szybę, a Wuja wyjaśniał Zygmunta po drugiej stronie budynku.


     Sezon wiatrowy
Lato 2017 obfitowało we wiatry i huragany. Gdańsk który leży nad morzem odczuł to w szczególności. Wchodząc na dźwig nie raz zauważyłem bardzo dziwne zjawisko. Kiedy wiało, dało się dokładnie wyczuć na której wysokości i nie miało to nic wspólnego z zasłaniającym mnie budynkiem. Było to dziwne uczucie jakby wejść do pokoju z klimą dmuchającą pod sufitem. W całym pomieszczeniu jest chłodno i czuć jakieś tam podmuchy, ale można stanąć pod klimatyzatorem, rozstawić drabinkę i zacząć się wspinać. Kiedy staniemy przed nawiewem klimy, albo tylko wyciągniemy tam rękę, poczujemy wiatr. Wyciągnięta ku górze ręka będzie w strumieniu wiatru, a nogi nie będą tego czuły. Dokładnie to samo zjawisko napotkałem na tamtym żurawiu. Jakieś 50-60 metrów nad ziemią był strumień prądu. Mogłem włożyć do niego rękę i wiało jak cholera. Mimo, że byłem kompletnie odsłonięty na konstrukcji wieży.

Wiatry dmuchały często. Co na to kierowniki? "Wy się tylko tymi wiatrami zasłaniata". Według nich porywy wiatru były kiepską wymówką, żeby nie pracować. Największą bystrością umysłu wykazał się, cytowany przeze mnie do dziś, Zygmunt. My dziesiątki metrów nad ziemią. Wyżej niż wszystkie okoliczne drzewa i dachy. Biuro kierowników stało pomiędzy dwoma wysokimi już wtedy budynkami. Zygmunt wychodzi z biura i każe nam pracować, bo on wiatru nie widzi ….

Razu pewnego wiatr złapał nas pod koniec wylewki betonu. Z ogromnym trudem udało mi się dolać ostatnie kible. Sytuacji nie ułatwiał Emil, który na każdym kroku prosił się o śmierć i zamiast odsuwać się od szalejącego, ważącego trzy tony kibla z betonem, wchodził pod niego i próbował go złapać. W końcu jakimś cudem się udało. Odstawiam kibel do Mycia, Wuja mnie odpina i haki w górę. Kiedy wszystko było już zwinięte wiatruję żuraw i fajrant.

Wiatrowanie żurawia to czynność jaką robi się po zakończeniu prac. Podnosi to hamulec po to, by wysięgnik nie stawiał oporu i swobodnie się obracał niczym kura na dachu. Dzięki temu, kiedy w kabinie nie ma operatora który nad wszystkim czuwa, żurawie się nie przewracają. Wiatr sam obraca je tak, że wysięgniki nie stawiają oporu. Wiatrowanie to odruch, jak zaciągnięcie ręcznego na parkingu czy wrzucenie biegu. Człowiek to zwyczajnie robi i nawet się nad tym nie skupia.

Po zwiatrowaniu mój wysięgnik wystrzelił niczym ramię katapulty. Stoje na wieńcu wczepiony w iglicę i czekam, aż wysięg przestanie się obracać. Nie uśmiechało mi się wchodzić do kręcącego się młynka o masie pięćdziesięciu ton. Zerkam na kolegę Krystiana. Schodził już na dół po drabince. Pracował na identycznym żurawiu tylko niewiele niższym od mojego. Zaledwie gdzieś koło czterech metrów niżej. Jego wysięgnik stał. Bokiem do wiatru. "O kurwa. Krystian, stary wyga, zapomniał zwiatrować maszyny" Chcę iść do mojej kabiny, złapać za radio i mu o tym przypomnieć, ale Krystian był już w drodze w dół. "No trudno, powiem mu na dole" Mój wysięgnik bardzo szybko ustawił się tyłem, wieniec zatrzymany, schodzę. Śpieszyło mi się, żeby ostrzec kolegę. Miałem na tyle szczęścia, że akurat Krystian rozmawiał z Wujem pod moim dźwigiem. Podchodzę do niego:
- Krystian. Patrz na twój wysięgnik.
Krystian popatrzył. Jego wysięgnik pomalutku, bez pośpiechu, toczył razem z wiatrem.
- No wysięgnik. I co?
- Co jest? Myślałem, że go nie zwiatrowałeś.
- Pojebało cie?
Potem domysły jak to się stało, że mój wysięgnik tak wystrzeliło, a jego toczył się tak powoli, że zdążyłem zejść, a ten nie był nawet w połowie drogi. Wytłumaczenie było jedno. Te kilka metrów w różnicy wysokości zrobiło tak ogromną różnicę w sile wiatru. … a Zygmunt był zły, że nie pracujemy, bo on nie widział wiatru przed drzwiami biura...


     Dobra zmiana
Wreszcie zarobiłem na samochód. Chciałem ukryć to przed kierasami, ale podczas pierwszej jazdy autem do roboty uzmysłowiłem sobie. Że i tak w końcu się dowiedzą. Kiedy przekazałem radosną nowinę Swetrowi, ten zapowiedział nadgodziny i przedgodziny. Przyjazdy do roboty na szóstą rano.

Razu jednego przyjeżdżam o szóstej, włażę na górę i cisza. Nikt poza mną nie przyjechał tak szybko do roboty.

Inna razą przyjeżdżam na szóstą i i budowlańcy byli, ale nic nie chcieli. Koło siódmej zadzwonił poirytowany Sweter i pyta czemu nie pracowałem. Odpowiadam, że byłem w kabinie, ale nikt niczego nie chciał. W końcu Sweter dowiedział się, że budowlańcy nie wzięli radia. O dziwo nie wściekał się na mnie. Zdziwiło mnie to, bo zawsze, za wszystko winny jest operator. Tym razem winne było biuro kierasów. Zamknęli wszystkie radia w środku i zapomnieli je tym ludziom wydać.


Oczywiście za wszystkie te przygody miałem zapłacone. W tej branży wiele rzeczy jest do dupy, ale to jedno zawsze się zgadza. Operatora nikt nigdy z jego pracy nie okradł. Kiedyś jeden kieras próbował i ... :)


     Fachowiec 3

Pewnego razu przyjeżdżam na szóstą i wchodzę na dźwig. Ukraińcy siermiężnie zaczynają nawigować. Z trudem udało mi się zrozumieć, że chcą zaczepić wysuwnicę. Potem próbowali nawigować mnie w dziwny sposób. Na piętrze … przykładowo dziesiątym wystawała już jedna wysuwnica. Przez dłuższy czas z drugą wysuwnicą na hakach, nawigowany przez sygnalistę, zataczałem półokręgi wokół tej pierwszej. Potem … po kolejnych kilkunastu minutach spytali mnie, czy da się ułożyć jedną wysuwnicę pod drugą. … To tak jakby położyć balkon na piętrze drugim, a w następnej kolejności położyć balkon piętro niżej. Bez epitetów, ani śmieszkowania (byłem wtedy bardzo senny) powiedziałem, że nie. Nie da się tego zrobić póki nie ściągnie się wysuwnicy z wyższego piętra. Kolejne minuty trwały odłożenie podczepionej wcześniej wysuwnicy. Długo im tłumaczyłem, że mogą ją odłożyć gdziekolwiek, byle nie na warsztacie Wuja. W końcu wpadli na pomysł, żeby odłożyć ją tam skąd ją podczepili. Podjechałem po przeszkadzającą wysuwnicę z piętra wyżej. Manewr lądowania znowu zjadał czas gdyż znowu chcieli ją położyć na warsztacie Wuja. Odłożyliśmy wysuwnicę na zbrojenia. Kiedy ukraińcy zaczęli zaczepiać ponownie swoją wysuwnicę, zauważyłem, że podchodzi do nich Kaczorek. Coś tam do nich gada, nerwowo gestykukluje, po czym łapie za radio:
- Dżony! Co ty odpierdalasz? Czemu zdjąłeś mi wysuwnicę?
- A ja wiedziałem, że to twoja? Tak nawigowali to tak zrobiłem.
- Kurwa kacapy jebane. Włożą ją zaraz z powrotem. 
- Zygmunt nie będzie zachwycony.
- A mnie Zygmunt chuj obchodzi! Zdjęli to założą.
Cały ten cyrk z żonglowaniem wysuwnicami zjadł tyle czasu, że zdążyła się zjechać reszta budowy. Oczywiście Sweter zadzwonił. Po opisaniu zaistniałej sytuacji, przy czym nie ukrywałem rozbawienia, Nasza ukochany wielki brat bardzo się rozzłościł. Nie przypominam sobie, żeby potem męczyli mnie o przyjazd na szóstą. 


     Wuja 4
Wuja bardzo szanował mój czas. Kiedy kończy się betonowanie operator podjeżdża uwalonym betonem kiblem do mycia. Zawisa nad wyznaczonym do tego miejscem i hakowy wężem ogrodowym zmywa resztki betonu z kibla. Kiedy kibel zostaje umyty, operator odstawia go na miejsce, hakowy odczepia, operator wciąga liny i fajrant. Wuja opracował system szybkiego mycia kibla … jakkolwiek by to nie brzmiało. Miejsce mycia kibla na beton stało się miejscem, gdzie kibel leżał. Ponadto nie musiałem trzymać kibla nad ziemią. Wuja tak układał kibel, że nie było to konieczne. Odkładałem brudny kibel na ziemię, Wuja mi go odpinał i mogłem od razu wciągać liny. Bez czekania aż hakowy umyje i jeszcze raz przestawi kibel. Razu pewnego nie Wuja nawigował pracą spod gruszki, tylko ktoś inny. Wuja zaznaczył, że wyszkolił tego kogoś jak czyścić kibel, żebym mógł te kilka minut szybciej zejść. Szkolenie musiało pójść źle, bo zamiast wylądować brudnym kiblem nad miejscem docelowym, wisiałem nim w powietrzu a sygnalista czyścił go starą szkołą. Kiedy kibel był już prawie czysty pojawił się Wuja. Opierdolił sygnalistę z góry na dół, oczywiście słyszałem każde słowo, potem zabrał mu radio i przeprosił w jego imieniu. Niedomytym kiblem kazał wylądować na ziemi, sygnaliście odpiąć haki i jeszcze opierdolił go za marnowanie Dżonemu czasu. No czy Wuja nie był zajebistym człowiekiem?


     Dzwonek jest dla nauczyciela
Wychowany w latach PRL Zygmunt pewnie pamiętał, że to co powie nauczyciel staje się prawem. Zapomniał tylko, że nadeszło nowe tysiąclecie, jak również to, że nie byliśmy w szkole. Nawet komuniści zapewniali robolom przerwę. Zygmuntowi pracy było mało. Chciał, żebyśmy tyrali i w przerwy.

Czasami zdarza się, że do przerwy nie uda dokończyć jakiejś roboty. Na przykład rozładunku samochodu. Nie wypada kazać sterczeć kierowcy na budowie. Dokańczamy robotę i zaczynamy przerwę później, żaden problem. Zygmunt jednak uroił sobie, że my operatorzy czasem obejdziemy się pracując bez przerwy. Obiecał nawet, że za te pół godziny pracy podczas przerwy, dopisze nam pół godziny do raportu. Dla mnie nie istnieje nic takiego jak pół godziny. Tak samo jak nie da się kupić polowy bułki. Mało tego, na Morence był taki zapierdol, że nie tylko nie miałem kiedy odpisać na SMS'a. Nie miałem kiedy go odczytać. Non-stop, cały czas, cały czas, bez chwili wytchnienia zapierdol. Poszczególni hakowi gapili się na mój dźwig i czekali tylko kiedy któryś odczepi łańcuchy, żeby coś sobie podać. Przy takim zapierdolu, gdzie byłem poganiany nawet podczas picia wody czy szczania do butelki … przerwa w ogóle nie była mi potrzebna bo operator przecież całymi dniami nic nie robi. Tylko siedzi w kabinie i tymi wajchami macha. Zadzwonił Zygmunt.
- Panie Dżony. Musi pan w przerwę popracować. Przyjechały okna pod rozładunek.
- To fajnie. Rozładuję po przerwie.
- … … Nie mógłby nam pan pomóc?
- A kiedy mam zjeść i się napić?
- No dlatego pytam, czy nam pan pomoże.
- Pomogę kiedy zjem.
- Czyli kiedy?
- Po przerwie.
- … … Niedałby pan rady coś w przerwę podać? Dopisałbym panu pół godziny do raportu.
- Jakie pół godziny? …. Dobra zróbmy tak. W 10 minut sobie na szybkości zjem, 20 minut popracuję, ale w raporcie będzie dodatkowa godzina.
- Cała godzina?
- Etam. Jak nie to nie. Ja wolę mieć przerwę.
- Dobrze. To będzie godzina.
- Dobra. To 10 minut przerwy, 20 minut pracy.
- Dobra … 5 minut przerwy, 25 minut pracy.
- 10 minut przerwy, 20 minut pracy!
- Dobrze. Niech pad podjedzie pod okna.
Wtedy już nagrywałem rozmowy z kierasami. Nauczyłem się kompletnie już nie ufać tym ludziom. Parę razy uratowało mi to tyłek kiedy mi kieras mówił jedno, a podczas skargi pierdolił co innego. Wszystkim operatorom gorąco polecam. ps. Nagrywanie okazało się niepotrzebne. Cała branża i szczerze pierdoli te ich pisemka. Wszyscy doskonale wiedzą, że kieraski pierdolą banialuki. Cóż, wtedy tego jeszcze nie wiedziałem.

Następnego dnia, jak co rano idziemy do biura podpisać raporty. Kiedy oczy Zygmunta zetknęły się z moimi, kierownik natychmiast wstał i opuścił biuro. Raport podpisał mi Sweter. Bez szemrania. Nagrana rozmowa nie była konieczna. Po budowlanej biurokracji wychodzimy z urzędu przed drzwi i zaczynamy poranne ploteczki. Po chwili mija nas powracający do biura Zygmunt. Wbrew temu co się wydaje nie było tok, że wszyscy go nienawidzili. Szanowaliśmy kierownika. Tylko w momentach kiedy utrudniał robotę goniliśmy go jak najdalej, ale na co dzień rano wszystko było w porządku. Z jakiegoś powodu nienawidzony był kieras Wojtas i nigdy nie dowiedziałem się dlaczego. Zatem kiedy Zygmunt minął naszą wesołą gromadkę operatorów i hakowych, wszyscy powiedzieliśmy mu serdeczne "dzień dobry". Zygmunt zwolnił kroku i rzekł tylko:
- Godzinę w raporcie za 20 minut pracy.
- Zgodził się pan.
- No tak. No tak …
I poszedł. Kolejne próby przekonywania mnie do pracy w przerwy podejmował Sweter. Też próbował mi wcisnąć pół godziny i jemu też się to nie udawało.


     Wuja 5

To, że operatorzy nic nie robią całymi dniami to rzecz jasna i oczywista dla wszystkich ... a przynajmniej wszystkich białych kasków. To całodniowe nic nierobienie w upalnej kabinie powodowało, że kiedy nadchodziła przerwa momentalnie zasypiałem. Opisywałem już jaki taboret miałem pod dupą i jak przestronna była moja kabina? Mimo to i tak usypiałem. Ze snu wyrywają mnie słowa.

- Ja stoję tutaj.

Koniec przekazu. Kto to był? Czego chciał? Gdzie był? Pojęcia nie miałem. Operatorzy, oprócz tego, że nic nie robią, to jeszcze czytają w myślach. Ja niestety jestem nieudacznikiem i do tego natrętnym, dlatego chwyciłem za radio celem pozyskania odrobiny więcej szczegółów. Wtem odezwał się tytan pracy, Wuja. Wuja chyba miał turbo precyzyjną klepsydrę z programów kosmicznych. Kiedy opadało ostatnie ziarenko, a wskazówka mojego zegarka przeskakiwała z 10:29,59 na 10:30,00 zaczynała się robota. Zaraz odezwała się wrzawa, że jak to tak? "Stojący Tutaj" był pierwszy! Ale wuja i na to miał ripostę.

- Kurwa! Nie wkurwiaj mnie gościu! Jak wołałeś to była przerwa!

- A kiedy miałem brać dźwig jak ty go cały czas masz?

- Ustaw się w kolejce! Dżony w przerwę robił za darmo nie będzie! Dawaj Dżony na warsztat. Beton dzisiaj. Dwie gruszki mamy!


To była czwarta część. Piąta ukaże się niebawem. Niedługo koniec porytej przygody na morence :)