Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wiadukt jest za niski i nikt tu nie jest winny... Będą podwyższać podpory

Jacek Zemła
Jacek Zemła
Grzegorz Gałasiński
Urzędnicy miejscy zgodnie twierdzą, że za zaistniałą sytuację nikt nie ponosi winy. To się po prostu zdarzyło i już, dlatego nie ma mowy o żadnej karze, a tym bardziej o zwolnieniu kogokolwiek. Jeżeli już ktoś miałby tu być winny, to wyłącznie kolej.

Wiadukt nad torami w ciągu ulicy Przybyszewskiego spędza sen z powiek miejskim urzędnikom odpowiedzialnym za inwestycje. Nie dość, że okazał się za niski, by mogły pod nim przejeżdżać pociągi, to liczba brakujących centymetrów rośnie jak na drożdżach. Z pierwotnych 7 po kilku dniach zrobiło się 18, a wczoraj projektant obiektu przyznał, że trzeba go będzie podnieść nawet o 30 cm!

Wszystkiemu winne braki w dokumentacji, którą miasto przekazało inwestorowi. Błędnie oznaczono w niej tzw. niweletę torowiska, czyli mówiąc krótko wysokość na jakiej znajdują się szyny. To spowodowało, że prześwit między torowiskiem a sklepieniem wiaduktu był zbyt mały, aby zmieścił się tam pociąg. Na szczęście wykonawca w porę spostrzegł problem i wstrzymał budowę, bo gdyby nie jego przytomność doszłoby do prawdopodobnie do rozbiórki gotowego obiektu. A tak - trzeba będzie „tylko” podwyższyć filary, na których spocząć mają belki sklepienia wiaduktu.

Jak doszło do posłużenia się błędną dokumentacją na budowie? Ano tak, że urzędnicy użyli starych planów i nie wpadli na to, aby je zaktualizować. Tymczasem w międzyczasie kolej wykonywała remont torów prowadzących z Widzewa na Chojny i z powrotem, przy okazji podnosząc ich niweletę, czyli podwyższając je o ok. 20 cm.

– Dokumentacja na przebudowę wiaduktu powstała w 2013 roku, później była kilkakrotnie aktualizowana – tłumaczy Agnieszka Kowalewska-Wójcik, dyrektor Zarządu Inwestycji Miejskich. – Jednak o zmianie wysokości torowiska kolej nas nie poinformowała i tej zmiany w dokumentacji nie uwzględniono. Nie czuję się winna temu, nie wskazuję też winnych w jakiejkolwiek innej instytucji. Po prostu zabrakło komunikacji między PKP, a miastem.

Szczęściem w nieszczęściu jest to, że wiaduktu jeszcze nie zbudowano. Nie trzeba będzie go burzyć ani, jak to mówią budowlańcy „tracić robót”, czyli robić dwa razy tego samego. Miasto poprosiło projektanta o naniesienie poprawek i przeprojektowanie wiaduktu tak, aby zrobił się wyższy. Projektant podjął rękawicę i na nowo rysuje na desce konstrukcję na Przybyszewskiego.

– Założenia są takie, że nie ruszamy tego co już zrobiono, nie obniżamy też torów kolejowych ani sieci trakcyjnej – mówi Piotr Gosławski, projektant. – Jedynym rozwiązaniem jest więc podniesienie wysokości wiaduktu nad torami o około 30 cm, bo tyle licząc z pewną rezerwą brakuje. To spowoduje konieczność podniesienia także pozostałych sekcji, ale te będą już podwyższane o mniejsze wartości. Nie będzie trzeba w ogóle poprawiać wiaduktu tramwajowego ani podwyższać nasypu, na którym biegnie jezdnia. To oznacza, że nakład prac nie będzie duży, a koszty ograniczą się do minimum.

Jak będzie podwyższany wiadukt? Otóż do już istniejących podpór zostanie „dorobiony” kolejny odcinek. Do wystających z nich prętów zbrojeniowych dowiązane zostaną kolejne, a następnie całość zostanie zalana betonem. Na wierzch pójdą płyty, które będą stanowiły podbudowę przyszłej jezdni. Wiadukt będzie wyższy. Czy to jednak nie osłabi konstrukcji?

– Zdecydowanie nie ma takiego niebezpieczeństwa – zapewnia Piotr Gosławski. – Beton zawsze jest wylewany warstwami, te warstwy wiążą się ze sobą tworząc monoblok. Nie ma znaczenia czy warstw jest więcej czy mniej, beton i tak zwiąże i będzie wytrzymały.

Pozostaje jeszcze kwestia opóźnień. Budowa stoi a czas nagli, bo wiadukt budowany jest z unijnym dofinansowaniem. Jeśli nie uda się go ukończyć w terminie, czyli do końca przyszłego roku, dofinansowanie może zostać wstrzymane. Wtedy brakujące środki będzie musiało wyłożyć miasto, a mogą to być miliony złotych.

– O problemie poinformowaliśmy wojewodę, jesteśmy w kontakcie z instytucjami dzielącymi unijne fundusze – mówi Agnieszka Kowalewska-Wójcik, dyrektor Zarządu Inwestycji Miejskich. – Jestem jednak przekonana, że opóźnienia w budowie nie będzie. Staramy się maksymalnie przyspieszyć wszystkie procedury i działania związane z wydawaniem i zatwierdzaniem nowych dokumentów. Wykonawca prowadzi w tym czasie prace na innych odcinkach inwestycji, jak tylko będzie gotowa nowy projekt przystąpi do budowy północnego wiaduktu.

Urzędnicy miejscy zgodnie twierdzą, że za zaistniałą sytuację nikt nie ponosi winy. To się po prostu zdarzyło i już, dlatego nie ma mowy o żadnej karze, a tym bardziej o zwolnieniu kogokolwiek. Jeżeli już ktoś miałby tu być winny, to wyłącznie kolej.

– Problem z podporami wiaduktu północnego pojawił się w momencie przekazania przez PKP projektantowi błędnych danych geodezyjnych, które nie uwzględniały podniesienia torowiska. Na tej podstawie projektant sporządził dla Zarządu Inwestycji Miejskich projekt przebudowy wiaduktów – przekonuje Agnieszka Kowalewska-Wójcik. – Został on zaakceptowany przez PKP, co potwierdzają stosowne dokumenty. PKP nie wniosły również żadnych zastrzeżeń do zezwolenia na budowę wydanego w 2016 roku.

od 7 lat
Wideo

Uwaga na Instagram - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Wiadukt jest za niski i nikt tu nie jest winny... Będą podwyższać podpory - Express Ilustrowany

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki