Bunt mieszkańców osiedla. Nie na takie warunki się umawiali

Bunt lokatorów spółdzielni mieszkaniowej Ujeścisko w Gdańsku. Ich osiedle oddano do użytku z kilkuletnim opóźnieniem, wyglądem odbiega on od projektu, a mieszkania mają usterki. Teraz mieszkańców spotkał kolejny cios. Zażądano od nich horrendalnych dopłat do lokali sięgających nawet blisko 200 tys. zł! Tym, którzy nie chcą płacić, spółdzielnia grozi pozwami.

Przez 15 lat Alicja Lipińska z Gdańska pracowała w Wielkiej Brytanii. 45-latka wyjechała z kraju, by zarobić na wymarzone mieszkanie. Gdy już za nie zapłaciła - ponad sto trzydzieści tysięcy złotych – okazało się, że nie może w nim zamieszkać. Klucze do lokalu otrzyma, gdy opłaci tajemniczą fakturę - prawie 200 tysięcy złotych.

- Ja nabyłam lokal w systemie spółdzielczo-lokalowym, więc spółdzielnia wzięła kredyt na moje mieszkanie. Wyglądało to podobnie jak w banku. Zapłaciłam 15 proc. wpłaty. Reszta wpłat miała być na kredycie. Czyli miałam płacić do spółdzielni. Z przyczyn leżących po stronie spółdzielni, przez zaniedbania spółdzielni budowa opóźniła się. W styczniu tego roku miałam dostać mieszkanie - opowiada.

- Pani Alicja ma dokonywać wpłat, ale nigdy nie otrzymała żadnego harmonogramu. Wskazujemy, że jest to roszczenie bezpodstawne, ale spółdzielnie nie reaguje w żaden sposób - zaznacza Marcin Szyling, pełnomocnik mieszkańców bloku.

- W zeszłym tygodniu dostałam fakturę, bez żadnego pisma przewodniego, na 189 tysięcy złotych - dodaje pani Alicja.

Dwa lata temu po raz pierwszy interweniowaliśmy w spółdzielni mieszkaniowej Ujeścisko. Wtedy mieszkańcy czekali na zakończenie budowy bloku, a prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie działalności prezesów spółdzielni.

ZOBACZ: Napad na konwojenta. Kulisy jednego z największych rabunków ostatnich lat

- Czekamy od listopada 2017 roku. To już trzecia wigilia, nie wiadomo czy mój mąż tego dożyje. On już mówił, że prezesa będzie straszył, jak umrze. Myślał, że będzie siedział w ogródku na parterze - opowiadała wówczas jedna z mieszkanek.

- Ta sytuacja jest przejściowo trudna, bo mamy zablokowane konta przez komornika. W naszej ocenie on bezpodstawnie dokonuje egzekucji - mówił Grzegorz H., były już prezes SM Ujeścisko, który później usłyszał zarzuty przywłaszczenia znacznej ilości pieniędzy.

- Łącznie obaj podejrzani mają zarzuconych około 400 czynów zarówno na szkodę spółdzielni, jak również na szkodę nabywców lokali. W tym dotyczące utraty mienia znacznej wartości - informowała Grażyna Wawryniuk, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Gdańsku.

Blok przy ulicy Przemyskiej miał wyglądać inaczej niż obecnie. Miała być sala fitness… i solidne deweloperskie wykończenie.

- My stoimy ogólnie na polu do badmintona. Pompa ciepła, za którą zapłaciliśmy nie wiem nawet czy kiedykolwiek dojechała. Dachówka miała być inna. Materiały w ścianach miały być inne - mówi Miłosz Floriański, mieszkaniec bloku.

- Tarasy są wadliwie zbudowane. Zaciekają nam ściany. W jednym miejscu wychodzi, co jakiś czas, grzyb - opowiada Aleksandra Motyl, mieszkanka bloku.

ZOBACZ: Nielegalnie wycięto ponad stuletnie drzewa? Sprawa w prokuraturze

Mimo licznych usterek spółdzielnia mieszkaniowa, która budowała blok, wypowiedziała lokatorom wojnę. Zażądała od nich ogromnych dopłat za mieszkania. Wszystko pod groźbą pozwów sądowych, a nawet eksmisji.

- Generalnie roszczenia spółdzielni są na kwotę około 9 milionów złotych W moim przypadku jest to 157 tysięcy złotych - zaznacza Miłosz Floriański, mieszkaniec bloku.

- Straszą, że wpiszą mnie do Krajowego Rejestru Długów. Ja zapłaciłam pełną kwotę i dopłaciłam 500 złotych do metra, żeby ten budynek został dokończony. Mam 68-metrowe mieszkanie, chcą prawie 87 tysięcy dopłaty - mówi Aleksandra Motyl, mieszkanka bloku.

Mieszkańcy do dziś nie wiedzą z czego wynikają kolosalne dopłaty. Próbowaliśmy się tego dowiedzieć na zebraniu spółdzielców. Niestety wyproszono nas z niego. Następnego dnia w siedzibie spółdzielni prezes również odmówił wystąpienia przed kamerą.

Odpowiedzi na nasze pytania dostaliśmy mailowo.

"Zapraszamy każdego nabywcę Inwestycji Przy Oczkach, który jeszcze nie zawarł ugody do Spółdzielni, aby omówić jej warunki. (…) w przeciwnym wypadku Spółdzielnia zmuszona będzie wystąpić na drogę postępowania sądowego czego oczywiście chcemy uniknąć. Całość dokumentacji związanej z przedmiotową inwestycją jest w Spółdzielni, każdy członek ma więc do niej dostęp."

ZOBACZ: Nie wiedzieli, że uczestniczą w nowatorskiej terapii?

- Myślę, że oni chcą obarczyć nas kwotami, które gdzieś się ulotniły - ocenia pan Czesław, mieszkaniec osiedla.

- Za winy poprzedniego zarządu nowy zarząd postanowił obarczyć nas. Za to, że były wyprowadzane pieniądze z budowy, mamy zapłacić my - dodaje kolejny mieszkaniec Miłosz Floriański.

Lokatorzy nie zamierzają opłacać wystawionych przez spółdzielnię faktur. Nie składają broni. Liczą, że ich problemem zajmie się prokuratura i sąd.

- My naprawdę straciliśmy zdrowie. Ludzie są po zawałach tutaj, a nam się teraz mówi, że jesteśmy bandytami. My jesteśmy ofiarami tych bandytów - zaznacza Miłosz Floriański.

Oglądaj inne reportaże tego reportera

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX