Na krawędzi śmierci. Jeanna Giese jest jedyną znaną osobą na świecie, która przeżyła wściekliznę bez szczepionki

Wścieklizna ma najwyższy wskaźnik śmiertelności ze wszystkich znanych zakażeń - umiera 100 procent pacjentów, u których doszło do rozwoju choroby. Kluczowe jest szybkie podanie szczepionki. Znany jest tylko jeden przypadek wyleczenia z pełnoobjawowej wścieklizny u osoby, której nie podano szczepionki.

26 marca 2016 roku Jeanna Giese-Frassetto, pierwsza znana na świecie osoba, która przeżyła wściekliznę bez pomocy szczepionki zapobiegawczej, została mamą. W tym dniu urodziła bliźnięta, którym dała imiona Carly Ann i Connor Primo. Ale jej droga do normalności, zdrowia i rodziny, nie była wcale prosta.

Była zwykłą nastolatką, której przydarzyły się rzeczy niezwykłe. Gdy miała 15 lat została ugryziona przez nietoperza. W ten sposób zakaziła się wścieklizną, która niemal ją zabiła. Jeanna była wrażliwym dzieckiem i zawsze kochała zwierzęta. Dlatego, gdy tylko zobaczyła na podłodze w kościele w jej rodzinnym mieście Fond du Lac w stanie Wisconsin ledwo ruszającego się nietoperza, postanowiła mu pomóc i wynieść na zewnątrz. Zwierzę chwilę wcześniej wtargnęło do budynku, gdy trwało tam jeszcze nabożeństwo. Mężczyźni próbowali go przegonić. W końcu jeden z nich uderzył czapką na tyle mocno, że nietoperz padł ogłuszony.

Ranne zwierzę próbowało się bronić i ugryzło dziewczynkę w palec. Początkowo nic nie wskazywało, że dojdzie do tragedii. Rodzice polali ranę wodą utlenioną i zabandażowali rękę. Nikt nie pomyślał, aby zgłosić się do lekarza. Wścieklizna w ogóle nie przyszła im do głowy. Trzy tygodnie później pojawiły się pierwsze oznaki choroby, takie jak ogromne zmęczenie, podwójne widzenie, wymioty i mrowienie w lewym ramieniu. Na szczepionkę przeciw wściekliźnie było już jednak za późno.

Gdy wścieklizna się już rozwinie, umiera 100 procent chorych

Nie mamy leku na wściekliznę. To wirusowa choroba odzwierzęca (wywołuje ją wirus RNA z rodziny Rhabdoviridae, z rodzaju Lyssavirus), która powoduje postępujące zapalenie mózgu i rdzenia kręgowego, co nieuchronnie prowadzi do śmierci. Wyodrębnia się dwie formy kliniczne wścieklizny. Pierwsza to tak zwana wścieklizna mózgowa, która charakteryzuje się nadpobudliwością i halucynacjami, druga postać to wścieklizna porażenna, objawiająca się paraliżem i śpiączką.

Zdecydowanie częściej zdarza się wścieklizna mózgowa. Chory jest nadmiernie pobudzony, zdezorientowany, ma omamy. Potem pojawiają się drgawki, ślinotok (dawniej mówiło się, że chory "toczy pianę z ust"), hydrofobia, czyli strach przed wodą, czasem też aerofobia (strach przed przeciągami lub świeżym powietrzem). Do tego dochodzą zaburzenia połykania, wzmożona potliwość i rozszerzenie źrenic. Śmierć następuje po kilku dniach.

Druga postać choroby, wścieklizna porażenna, rozwija się u mniej więcej jednej piątej zakażonych. Tutaj przebieg choroby jest mniej dramatyczny, chociaż prowadzi do tego samego, czyli do śmierci. Stopniowo dochodzi do porażenia mięśni. Paraliż zaczyna się od miejsca ugryzienia i postępuje dalej, chory zapada w śpiączkę, z której już się nie budzi.

Do zakażenia wścieklizną dochodzi w wyniku ugryzienia przez chore zwierzę. Czasem jednak wystarczy polizanie uszkodzonej skóry lub błon śluzowych (np. oka). Wirusa przenoszą dzikie zwierzęta, ale także domowe, w tym psy i koty. Wśród dzikich zwierząt wściekliznę spotyka się głównie wśród zwierząt drapieżnych oraz nietoperzy, rzadziej chorują sarny czy wiewiórki i inne małe gryzonie. Okres wylęgania się wirusa wynosi od 1 tygodnia do 1 roku, ale zwykle trwa to 2-3 miesiące. 

Nie umiemy leczyć wścieklizny, możemy jej tylko zapobiegać poprzez profilaktyczne szczepienia ochronne przeciwko wściekliźnie i szczepienia poekspozycyjne, czyli po kontakcie z chorym zwierzęciem.

Zobacz wideo Miliony wirusów krążą nad naszymi głowami

Jedyna osoba na świecie, która przeżyła wściekliznę bez szczepionki

Trzy tygodnie po ugryzieniu przez nietoperza Jeanna Giese została przyjęta do szpitala Children's Wisconsin. Dziewczyna miała wyraźne symptomy zakażenia układu nerwowego. Nie mogła mówić, siedzieć ani stać, straciła przytomność i musiała być zaintubowana. Uznano, że najprawdopodobniej nie przeżyje do końca dnia.

Zanim pojawią się objawy, osobie pogryzionej przez zwierzę podaje się pięć zastrzyków zawierających niewielkie ilości martwego wirusa (chyba, że była wcześniej szczepiona, wtedy wystarczą dwie dawki),  w tym zastrzyk z immunoglobuliną (przeciwciałami), aby wesprzeć układ immunologiczny w walce z wirusem. Ale zarówno szczepionkę, jak i przeciwciała, trzeba podać najpóźniej do pięciu dni po ugryzieniu.

Jeanna była już praktycznie skazana na śmierć, gdy lekarze zdecydowali się na eksperymentalną terapię, nazywaną protokołem z Milwaukee. Została wprowadzona w stan śpiączki farmakologicznej, aby dać organizmowi czas na walkę z wirusem i podano jej leki przeciwwirusowe, w tym rybawarynę i amantadynę. Po tygodniu zauważono, że jej układ immunologiczny radzi sobie z wirusem. Przez około sześć miesięcy po wybudzeniu ze śpiączki podawano jej również związek zwany tetrahydrobiopteryną (odpowiada m.in. za w metabolizm neuroprzekaźników, takich jak serotonina i dopamina, potrzebnych do wykonywania czynności motorycznych, mowy i innych rutynowych funkcji organizmu). To związek chemicznie podobny do kwasu foliowego.

Dziewczyna przeżyła, chociaż na początku nie umiała ani chodzić, ani mówić. Jednak stopniowo odzyskiwała sprawność ciała i umysłu. Większość funkcji poznawczych powróciła po roku intensywnej rehabilitacji. Wróciła do szkoły, potem zrobiła prawo jazdy i skończyła biologię na Uniwersytecie Mariańskim w Fond du Lac. Wyszła za mąż i urodziła dzieci. Dotąd jednak nie odzyskała pełni sił fizycznych, przestała więc aktywnie uprawiać ulubione sporty. Nie gra już w siatkówkę, koszykówkę i softball, jak kiedyś.

Terapia, która uratowała jej życie (protokół z Milwaukee, którego twórcą jest dr. Rodney Willoughby Jr, ) została zastosowana jeszcze kilkakrotnie, w tym w Stanach Zjednoczonych, w Peru, Kolumbii, Brazylii, Chile i Katarze. Niestety, bez sukcesów. Jeszcze trzy osoby, leczone zgodnie z protokołem z Miwaukee przeżyły objawową wściekliznę, jednak okazało się, że jeszcze przed wystąpieniem objawów otrzymały szczepionkę przeciwko wściekliźnie, co prawdopodobnie je uratowało. Jeanna Giese nadal pozostaje jedyną znaną osobą na świecie, która przeżyła wściekliznę bez przyjęcia szczepionki.

„Jedno zdrowie, zero śmierci"

Wścieklizna zabija rocznie 59 tysięcy ludzi w 150 krajach. To jedna osoba co dziewięć minut każdego dnia, z czego 40 proc. są to dzieci mieszkające w Azji i Afryce - czytamy na stronie Światowej Organizacji Zdrowia (WHO). 28 września 2022 roku obchodzimy 16. Światowy Dzień Wścieklizny. W tym roku tematem przewodnim jest „Jedno zdrowie, zero śmierci". Celem jest promocja szczepień zwierząt domowych, przede wszystkim psów.

Mamy szczepionki, leki, narzędzia i technologie zapobiegające umieraniu ludzi z powodu wścieklizny wywołanej ugryzieniem przez psa. Stosunkowo niskim kosztem można przerwać cykl chorobowy i uratować życie

- piszą eksperci WHO, nawołując do masowego szczepienia psów. To właśnie ataki psów odpowiadają za prawie wszystkie przypadki wścieklizny u ludzi.

- Chociaż wszystkie ssaki mogą zarazić się wścieklizną, 99 procent ludzkich zgonów z powodu wścieklizny jest spowodowanych przez zainfekowane psy - podaje "The New York Times".

- Ludzi można uratować nawet po ugryzieniu, a współczesne zastrzyki przeciw wściekliźnie nie są bolesne. Chorobę można natomiast ograniczać poprzez masowe szczepienia psów - przypominają eksperci.

Źródła: WHO, NEJM, Childrenswi.org, The New York Times,

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.