Wraz z początkiem września ruszyła tegoroczna kampania cukrowa – jedno z najważniejszych, po żniwach, przedsięwzięć rolniczych w Polsce. Historia pozyskiwania surowca na cukier jak w soczewce skupia losy polskiej gospodarki na przestrzeni dziejów. Przedwojenne hasło "cukier krzepi" zna każdy, a kartki na cukier stały się jednym z symboli PRL. Dla ówczesnych władz uprawa buraka była oczkiem w głowie, porównywanym nawet do górnictwa, którym "Polska stała". W zbiory angażowali się nie tylko rolnicy, ale też całe szkoły i okoliczne społeczności. Dziś wciąż jesteśmy europejskim potentatem w produkcji cukru, choć losy rynku po 1989 r. zdaniem wielu ujawniają też patologie transformacji ustrojowej.
- Dla II RP cukier był jednym z kół napędowych gospodarki i eksportu. Władza zarabiała na nim krocie, choć dla przeciętnego obywatela był droższy nawet niż teraz, po letnim "cukrowym wzmożeniu"
- Również władza ludowa ceniła przemysł cukrowy, bo świetnie ilustrował sojusz robotniczo-chłopski. I był cennym źródłem pożądanych przez nią dolarów. Niewydolność systemu spowodowała jednak, że zamiast symbolu uprzemysłowienia, cukier kojarzono przede wszystkim z kartkami, na które go sprzedawano
- Transformacja ustrojowa upłynęła pod znakiem zamykania zakładów i zwalniania pracowników z miejscowości, gdzie cukrownia była często największym pracodawcą. Z 78 cukrowni zachowano 17. Do dziś trwają debaty, czy dało się tego uniknąć
- Po perturbacjach polski cukier wyszedł na prostą. Pomimo likwidacji zakładów produkcja wzrosła. Plantatorzy to biznesmeni z coraz większymi areałami, posługujący się stawkami w euro podczas negocjacji z zagranicznymi partnerami
- Tegoroczna kampania będzie jednak słabsza od poprzednich, co może mieć wpływ na cenę produktu na sklepowych półkach
- Więcej takich informacji znajdziesz na stronie głównej Onet.pl
Dla wielu losy polskiego cukrownictwa to symbol patologii transformacji ustrojowej i upadku dziesiątek krajowych zakładów, przeprowadzonego przez zagraniczny kapitał. Dla innych przykład otwarcia na świat niewydolnej gospodarki planowanej, które po latach wyrzeczeń przyniosło efekt. Jak to się stało, że Polska stała się cukrowym potentatem i czy nadal nim jest?
II RP cukrem stała
Cukier był jednym z głównych surowców napędzających eksport odradzającej się po zaborach Rzeczypospolitej. Był to dość łatwy sposób pozyskiwania dewiz, bez znacznego uszczerbku na wydrenowanej przez zabory gospodarce państwa. Przed wojną polski cukier można było kupić w Wielkiej Brytanii, Austrii czy Rumunii. Wola eksportowania była tak wielka, że produkt trafiał na zagraniczne rynku często po dumpingowych cenach – znacznie niższych niż krajowe, które dla przeciętnych obywateli były wprost zaporowe. Kilogram słodkiego produktu potrafił kosztować ponad 1/4 robotniczej dniówki, a w odniesieniu do biedniejszych warstw nawet prawie całą.
Jak wynika z ówczesnych roczników statystycznych, wpływy budżetowe z cukru bardzo szybko rosły – w pierwszych latach osiągały ok. 60 mln zł, by z czasem stanowić nawet 6 proc. budżetu kraju (w 1936/37 r. przyniosły 122 mln zł) i przerosnąć wydatki ponoszone na utrzymanie i budowę dróg.
— Burak cukrowy uważany był za króla upraw. Choć wymagał dobrych gleb, to zapewniał wysokie dochody, a jednocześnie umożliwiał dokarmianie zwierząt wysłodkami buraczanymi. To dawało bezpieczeństwo i względną stabilizację gospodarstwom, które go uprawiały – mówi Rafał Strachota, dyrektor biura Krajowego Związku Plantatorów Buraka Cukrowego (KZPBC).
Czytaj także w BUSINESS INSIDER
Z powodu ogromnych zarobków państwo restrykcyjnie pilnowało obrotu słodkiego produktu. Naczelna Rada Przemysłu Cukrowniczego trzymała w ryzach ceny i chroniła interesy plantatorów. Sam cukier obarczony był natomiast wysokim podatkiem akcyzowym, a jego import do kraju utrudniano, podobnie jak wprowadzanie na rynek rozmaitych słodkich zamienników.
Cukrowa drożyzna nie przeszkadzała państwu, choć dziś brzmi to absurdalnie, usilnie reklamować cukru jako substancji zdrowej i pożywnej. Zwłaszcza gdy globalny kryzys spowodował światową nadprodukcję i znaczną część towaru kierowanego na zewnątrz trzeba było ulokować w kraju. To właśnie stąd wzięła się słynna kampania, na czele z hasłem "Cukier krzepi" wymyślonym przez pisarza Melchiora Wańkowicza.
Oręż w sojuszu robotniczo-chłopskim
Dla władz w czasie Polski Ludowej cukier stał się idealnym narzędziem uprzemysłowienia rolnictwa. Nic zatem dziwnego, że cukrownie szybko stawały się nieodłącznym elementem krajobrazu tzw. Ziem Odzyskanych. W ciągu trzech lat 1945-1947 na zachodzie i północy kraju otworzono 26 cukrowni.
Tym samym łączna liczba zakładów w Polsce sięgnęła 76. Po powstaniu dwóch kolejnych zakładów liczba 78 cukrowni nie zmieniła się aż do 1997 r., gdy nastąpiła likwidacja znacznej części z nich.
Kampanie buraczane były rokrocznie celebrowane zarówno w zakładach, jak i środkach masowego przekazu. Przykładem może być załączony poniżej materiał z "Dziennika Telewizyjnego" z 1984 r. poświęcony wynikom kampanii.
Połączenie plantacji z działającymi blisko fabrykami stanowiło wymarzony ideologicznie przykład robotniczo-chłopskiej współpracy w budowie socjalizmu. Przemysł cukrowy bardzo szybko "uspołeczniono" w ramach bitwy o handel. Tak jak wcześniej, dawał nadzieję na stały dopływ dewiz do centralnie planowanej gospodarki. Eksportowano nie tylko cukier, ale też gotowe cukrownie – odpowiedzialna była za to wyspecjalizowana spółka "Cukroprojekt".
Kartki na cukier symbolem PRL
Właśnie z powodu eksportowych zysków, a także niskiej efektywności krajowych zakładów, pomimo "buraczanej potęgi" po latach zwiększania krajowej konsumpcji, z czasem ograniczano napływ cukru na krajowy rynek.
Na początku lat 80. krajowa produkcja cukru się załamała – na skutek niekorzystnych warunków pogodowych i złej polityki prowadzenia upraw, spadła o ok. 35 proc. Efektem tego są wspominane do dziś zakupy cukru "na kartki". Władza liczyła, że mniejsze zużycie produktu będzie miało również korzystne skutki dla społeczeństwa – utrudni choćby powszechne wówczas bimbrownictwo. Z drugiej strony władza została pozbawiona części tak potrzebnych dewiz – jak szacuje prof. Stanisław Wykrętowicz badający dzieje polskiego cukrownictwa, ówczesne załamanie eksportu pozbawiło PRL ok. 160 mln dol.
Bolesna transformacja
Po upadku PRL stało się jasne, że utrzymanie ówczesnej struktury cukrownictwa w Polsce jest niemożliwe.
— Wiele cukrowni było nierentownych, przestarzałych i bez szans na unowocześnienie. Znaczna część działała skrajnie nieefektywnie, przerób był minimalny. Co więcej, w okresie transformacji zniszczono monopol cukrowy. Nagle pojedyncze, słabe cukrownie stały się podmiotami niezależnie konkurującymi o klientów. Tym samym stały się jeszcze bardziej nieefektywne kosztowo, a mimo to wciąż zaniżano ceny czy podkupywano klientów. Można przypuszczać, że gdyby do tego nie doszło, niektóre zakłady dałoby się uratować – zauważa Rafał Strachota.
Sytuacja w Polsce szybko zainteresowała największych światowych graczy, którzy wkroczyli do gry. Do końca ubiegłego stulecia, zagraniczne koncerny przejęły 49 krajowych cukrowni. — W Europie produkcja cukru był stabilna i zacementowana, trudno było nagle zdobyć dużą przewagę. To dlatego dla zagranicznych firm otwierająca się na inwestorów Polska była dużą szansą. Mogli wejść na duży, lecz dopiero tworzący się rynek, który jednocześnie może się pochwalić długimi tradycjami cukrowniczymi – tłumaczy dyrektor biura Krajowego Związku Plantatorów Buraka Cukrowego.
Część z tych przejęć do dziś cieszy się złą sławą. Szybko bowiem doszło do likwidacji wielu zakładów i zwolnień odbywających się w atmosferze burzliwych protestów. Do historii polskiej polityki przeszło natomiast ekscentryczne zachowanie w Sejmie polityka Gabriela Janowskiego występującego w roli obrońcy upadających zakładów. Jego zdaniem celowo podano mu wówczas środki odurzające.
Jak wylicza Marcin Niemczak w swojej pracy "Przemiany struktur polskiego przemysłu cukrowniczego jako efekt procesu restrukturyzacji", w 2001 r. zamknięto pięć pierwszych cukrowni. W 2004 r. zlikwidowano 14 zakładów. Łącznie w latach 2001-2005 zamknięto 36 polskich cukrowni. Nie wszystkie zamykane były jednak przez zagraniczny kapitał – dziewięć zamknęła bowiem Krajowa Spółka Cukrowa, która dziś kontroluje 40 proc. krajowego rynku. Tempo i sposób ich likwidacji do dziś wzbudza jednak kontrowersje wśród polityków i publicystów.
— Przemiany na rynku były bardzo bolesne, często cukrownie były największymi pracodawcami w swoich regionach. Rolnicy, którzy dostarczali im buraki od dekad, również znaleźli się w kłopocie. Jednak oskarżanie zagranicznych firm o to, że celowo niszczyły polski przemysł cukrowy, jest zdecydowanie na wyrost. Większość z nich wciąż działa na polskim rynku i inwestuje w tutejsze zakłady, które są dziś jednymi z najnowocześniejszych w Europie. Jednocześnie Krajowa Spółka Cukrowa, a dziś Krajowa Grupa Spożywcza, to wciąż jeden z wiodących producentów. Nie jest to więc biznes pozostający wyłącznie w zagranicznych rękach – wskazuje Rafał Strachota.
Pozostajemy potentatem
Na poparcie swej tezy wskazuje poprawę efektywności. – Skupiono się na modernizacji, obniżano koszty, dopasowano logistykę. Choć zlikwidowano dziesiątki zakładów, okazuje się, że produkujemy więcej cukru niż w czasach sprzed likwidacji. British Sugar przejął 10 cukrowni, finalnie została jedna (Glinojeck, dziś w Pfeifer&Langen Polska), ale z wyższym przerobem niż wcześniejsza dziesiątka – opisuje Rafał Strachota.
I faktycznie, w najlepszym w czasie PRL 1983 r. w 78 cukrowniach wyprodukowano 1,98 mln ton cukru. W ostatnich latach natomiast przekroczono próg 2,3 mln ton, choć pracuje już zaledwie 17 cukrowni. Jednocześnie eksport w ostatnich latach również był rekordowo wysoki.
I wciąż pozostajemy w europejskiej czołówce pod względem produkcji.
Plantatorzy-biznesmeni
Rzeczywistość gospodarcza zmieniła nie tylko cukrownie, ale też podejście samych rolników. Na początku PRL znaczną część swojego wynagrodzenia otrzymywali w cukrze, który mogli sprzedać po tzw. cenach plantatorskich. Dziś plantatorzy to biznesmeni, twardo negocjujący z dużymi koncernami.
— Większość cen składowych faktycznie negocjowana jest w euro, a kurs przeliczeniowy jest dobierany według Europejskiego Banku Centralnego, NBP czy Bloomberga. Zazwyczaj bierze się pod uwagę ten wrześniowy bądź średni całoroczny. Plantatorzy muszą zatem świetnie orientować się w realiach światowej gospodarki – tłumaczy Rafał Strachota.
— Plantatora przede wszystkim interesuje cena gwarantowana, jaką otrzyma za buraki, ale też bierze pod uwagę ogólną koniunkturę. Ważną częścią składową jest bowiem wynagrodzenie wynikające z ceny cukru. Jeśli wzrośnie powyżej pewnego poziomu, to możemy liczyć na dodatkowe środki – opowiada.
Inflacja zmienia negocjacje
— Często się zdarza, że wynegocjowane pierwotnie kwoty z czasem nie są satysfakcjonujące – tak było ostatnio, gdy skoczyły ceny nawozów. Przez nie, koszty uprawy buraków cukrowych wzrosły o ok. 50 proc. w porównaniu do zeszłego roku – kontynuuje Strachota.
Tłumaczy jednak, że ostatnie znaczne podwyżki cen cukru w sklepach to nie "zasługa" rolników. — Ceny cukru ostatnio wzrosły, ale wzrost cen buraków nie ma na to wpływu. Cukier sprzedawany w lipcu czy sierpniu, gdy ceny wystrzeliły, był produkowany jeszcze w ubiegłym roku. Teraz ceny buraków są wyższe, więc udział kosztowy będzie większy, ale cena cukru będzie podyktowana przede wszystkim przez inne czynniki takie jak popyt czy energia, a w dużej mierze też trendy na światowych rynkach – dodaje.
Tegoroczna kampania
W obecnej kampanii ceny wahają się w okolicy 1100 zł za zbiór z hektara. Wiele wskazuje na to, że polskiego cukru po najbliższej kampanii będzie jednak zauważalnie mniej. — To był bardzo trudny rok, suche lato. Buraki nie dostały tyle deszczu, ile potrzebowały, a korzenie nie rosły w odpowiednim tempie. Pod względem produkcyjnym będzie więc średnio – prognozuje Strachota. W efekcie KOWR szacuje, że zamiast ubiegłorocznych 2,3 mln ton, uda się o 200 tys. ton cukru mniej.
Zdaniem analityków, w najbliższym czasie cukier już nie powinien mocno drożeć. — Podwyżki cen cukru w sierpniu miały charakter incydentalny. Wywołane były wzmożonym popytem konsumenckim. Mijająca panika na rynku może wskazywać jednak na spadki dynamiki cen tego produktu w kolejnych okresach. Za takim scenariuszem przemawiają również zmiany cen na rynkach międzynarodowych. Według FAO indeks cen cukru na świecie w sierpniu ukształtował się już na poziomie niższym niż przed rokiem, co wynikało m.in. ze wzrostu światowej podaży cukru i obniżek cen na rynkach paliw – mówi Mariusz Dziwulski, ekspert ds. rynków rolnych w PKO BP.