Kup subskrypcję
Zaloguj się

Firmy padają jedna po drugiej. "No to po co były te tarcze?"

Gdy rozpoczął się kryzys covidowy, rząd pospieszył z pomocą. Kolejne tarcze były szeroko dostępne i pomogły przetrwać dziesiątkom tysięcy firm. Teraz mamy do czynienia zapewne z dużo poważniejszym kryzysem, jednak przedsiębiorcy o rządowej pomocy nie słyszą. Efekt? Branża gastronomiczna już się zwija. – Rząd tym razem nie pomoże, nie ma jak – mówi ekspert. Choć dodaje po chwili, że pewien sposób na pomoc może i jest, ale wymaga zakończenia politycznych przepychanek.

Premier Mateusz Morawiecki podczas ogłaszania Tarczy Antyputinowskiej
Premier Mateusz Morawiecki podczas ogłaszania Tarczy Antyputinowskiej | Foto: Jacek Dominski/REPORTER / East News

"Z przykrością informujemy, że od 21 września Atrakcja będzie zamknięta na stałe" – to wpis znanej wrocławskiej restauracji. District Saigon, również z Wrocławia, też się zamyka. Azzurro z Gdańska też nie wytrzymała obecnej sytuacji, podobnie jak Wegarnik z Legnicy. Przykłady można mnożyć i mnożyć.

Restauracje zwykle "idą na pierwszy ogień" w czasie kryzysu. Tym razem sytuacja jest jeszcze trudniejsza – bo nawet jak jakiś lokal ciągle może liczyć na klientów, to gigantycznym wyzwaniem są rosnące w niesamowitym tempie rachunki za energię.

Jednak przecież dwa lata temu, na początku lockdownów, gastronomia została właściwie z dnia na dzień zamrożona, ale jednak reakcja rządu była niemal natychmiastowa. Od razu pojawiły się rządowe tarcze, a pomoc dla przedsiębiorców była całkiem hojna. Polski biznes przetrwał ten kryzys, choć nie bez strat. Bez tarcz mogłoby być inaczej.

Czytaj też: Ta ustawa będzie ważna dla firm. Chodzi o dopłaty do gazu i energii

"Idealny sztorm"

Czemu więc teraz rząd żadnych tarcz nie proponuje? Jest mowa co najwyżej o wsparciu firm energochłonnych, ale mali czy średni przedsiębiorcy czują się pozostawieni na pastwę losu. Zresztą nawet to wsparcie dla firm energochłonnych ma wynieść ok. 5 mld zł. Niewiele w porównaniu do ponad 230 mld zł, które wydano na tarcze covidowe.

– Rząd dziś jest pod ścianą – nie ma pomysłów, by skutecznie pomagać przedsiębiorcom – mówi Business Insiderowi dr Sławomir Dudek, główny ekonomista FOR. Jednak, jak dodaje, kluczowy jest też najbardziej prozaiczny powód: po prostu nie ma pieniędzy.

– Mamy inflację, wojnę w Ukrainie, kryzys energetyczny, wahania złotego – słowem, splot bardzo złych trendów, "perfect storm" ("idealny sztorm" w dosłownym tłumaczeniu), jak mówią Amerykanie. Obawiam się, że to może być kryzys porównywany do tego z lat 70. – dodaje ekspert.

O ile w 2020 r. rząd mógł jeszcze znaleźć środki na pomoc przedsiębiorcom, teraz spadły na niego niespodziewane wydatki. Po agresji Putina na Ukrainę Polska zaczęła się bowiem bardzo szybko zbroić. A to pochłania gigantyczne kwoty.

– Obawiam się, że wiele firm teraz będzie bankrutować, także tych, które dostały pieniądze z tarcz covidowych. Można więc powiedzieć, że stracimy na tym podwójnie. Trudne czasy niestety zawsze mają swoje ofiary, tak jak kryzys lat 70. pogrzebał paliwożerne samochody z wielkimi silnikami – dodaje ekonomista.

Jeden z przedsiębiorców, z którym rozmawialiśmy, też nie może pojąć tej polityki. – Wsparcie podczas covidu było hojne, w pewnym momencie dawali nawet 5 tys. zł przedsiębiorcom. No to po co były te tarcze, skoro teraz pozwalają firmom upadać? Przecież to nie ma żadnego sensu – mówi.

Zobacz także: W obozie władzy "spiskowa teoria o węglu". Ma stać za nią Jacek Sasin

Czy firmy mają szanse na pomoc?

Główny ekonomista Pracodawców RP Kamil Sobolewski przyznaje, że nastroje w polskim biznesie są fatalne. Zauważa, że w czasach początku pandemii było jeszcze przekonanie, że "kryzys jest szansą". Teraz, jak mówi, bardziej wyczuwalna jest desperacja czy wręcz oznaki kapitulacji. Można się więc spodziewać, że wpisów o zamykanych firmach – nie tylko restauracjach – będzie przybywać w lawinowym tempie.

Dalsza część artykułu znajduje się pod materiałem wideo

A może rząd jednak wyciągnie jakieś asy z rękawa? Sławomir Dudek wątpi. Jak mówi, rząd, w dużej mierze zadłużając się, potrafi znaleźć pieniądze, które pomogą przetrwać elektoratowi PiS.

– Mam tu na myśli wszystkie te tarcze inflacyjne, czternastki i tak dalej. Na to idzie jakieś 100 mld zł rocznie. Tyle że to wszystko leki przeciwbólowe, które nie uleczą prawdziwej choroby. Bo kryzys energetyczny nie skończy się za pół roku, on będzie pewnie z nami przez kilka lat – opowiada.

Jego zdaniem proste przekazanie pieniędzy przedsiębiorcom – analogiczne do tarcz covidowych – też obecnie mijałoby się z celem. Bo można jednorazowo pomóc firmie teraz, ale co z tego, jak za rok rachunki wzrosną jeszcze bardziej i firma i tak tego nie przetrwa.

Czy da się cokolwiek więc teraz zrobić? Dr Dudek z FOR uważa, że niezbędne jest inwestowanie – choć i tak spóźnione – w transformację energetyczną. Tylko to pozwoli płacić firmom w konsekwencji mniej za energię.

– Rząd powinien w tej chwili postawić na transformację energetyczną, a firmom mogłyby bardzo pomóc środki z KPO, tym bardziej że nie obciążyłyby budżetu. Jednak poważnej transformacji nie ma, pieniędzy z KPO też – uważa Dudek.

Krajowy Plan Odbudowy został już zaakceptowany przez Brukselę, ale wypłat ciągle nie ma. Problemem dla władz UE jest tu brak satysfakcjonujących — ich zdaniem — zmian w polskim systemie sądowym. By jednak takie zmiany przeprowadzić, musiałyby ustać konflikty w tej sprawie w Zjednoczonej Prawicy. Na to jednak się nie zapowiada.

Czy miliardy z KPO uratowałyby małe i średnie przedsiębiorstwa? To wątpliwe, ale jednak gigantyczny zastrzyk gotówki, jeszcze do tego przeznaczony za "zielone" inwestycje, mógłby dać sporo nadziei przedsiębiorcom. No i zapewne nieco ustabilizowałby kurs naszej waluty.

– Swoją drogą – rządzący mówią, że jako niemal jedyni w Europie przewidywali nieprzewidywalność Putina i spodziewali się, że wszystko może się skończyć kryzysem energetycznym. Czemu nas zatem na niego nie przygotowali? Czemu wstrzymywali OZE i nie reagowali na to, że uzależniamy się od węgla z Rosji? – zastanawia się Dudek.

Wrocławscy przedsiębiorcy zamykają restaurację, ale to nie koniec ich kłopotów

Przedsiębiorcy tymczasem mniej zastanawiają się nad wielką polityką. Raczej myślą, jak przetrwać. A są i tacy, którzy głowią się już tylko nad tym, jak spłacić zobowiązania. Właściciele restauracji Green Bus z Wrocławia musieli zamknąć lokal i teraz prowadzą zbiórkę, która ma pomóc im wyjść ze 150-tysięcznego długu. Na razie internauci wpłacili im już ponad 50 tys. zł.

Autor: Mateusz Madejski, dziennikarz Business Insider Polska