Obserwuj w Google News

Leśnik ratował bieliki, dostawał nagrody. Nadleśnictwo go zwolniło. "To dla mnie szok"

5 min. czytania
12.09.2022 21:29
Zareaguj Reakcja

Mariusz Urban, wieloletni pracownik Nadleśnictwa Kłodawa (woj. lubuskie), który ratuje bieliki i inne chronione ptaki, został zwolniony z pracy. Dlaczego pozbyto się pracownika, którego wcześniej nagradzano? Urban zgłosił wycinkę na terenie gniazdowania bielika. - To totalne bezprawie - mówi w rozmowie z portalem RadioZET.pl. Według nadleśnictwa prace leśne przeprowadzono zgodnie z przepisami. Sprawę rozstrzygnie sąd pracy.

Mariusz Urban
fot. Nadleśnictwo Kłodawa/Na zdjęciu Mariusz Urban z uratowanym bielikiem

Mariusz Urban przepracował w lasach 17 lat. Jak mówi, w tym czasie nigdy nie dostał żadnych nagan. Wręcz przeciwnie – za swoje zaangażowanie otrzymywał nagrody i wyróżnienia. 30 czerwca został jednak zwolniony z Nadleśnictwa Kłodawa, w którym był strażnikiem leśnym. - To jest dla mnie szok, że nagle wręczono mi wypowiedzenie - mówi portalowi RadioZET.pl. 

Urban jest pasjonatem przyrody i dzikich zwierząt. Należy do Komitetu Ochrony Orłów i w wolnym czasie ratuje ptaki, a także kontroluje strefy, w których występują chronione gatunki, takie jak bieliki. W podcaście Lasów Państwowych "Między drzewami" opowiadał o obrączkowaniu chronionych gatunków ptaków. Dlatego trudno mu uwierzyć, że spotkała go kara. Jak do tego doszło?

Redakcja poleca

Mariusz Urban walczył o ochronę bielików w Nadleśnictwie Kłodawa

Urban od kilku lat toczył batalię o ochronę bielików w lasach podlegających Nadleśnictwu Kłodawa. - Jeszcze takiej sytuacji nie miałem, żeby leśniczy, który ma leśnictwo 30 lat i miał bielika, rzekomo nic o nim nie wiedział. Musiał mieć świadomość, że on tam był - mówi nam Urban. - W roku 2014 czy 2015 bielik został zauważony i zgłoszony. Powołano strefę ochrony, ale ona się długo nie utrzymała. Gniazdo spadło, mimo to ptaki tam cały czas się kręciły - zaznacza Urban i dodaje, że bieliki mają w tym rejonie dogodne warunki do życia. - Są stawy hodowlane, więc to jest jedno wielkie żerowisko. One nigdy tego miejsca nie opuszczą - mówi nam były pracownik Nadleśnictwa Kłodawa. Strefa ochrony została ostatecznie zlikwidowana w 2020 roku. Mariusz Urban nie zgadzał się z tą decyzją i poinformował o tym współpracowników w nadleśnictwie.

Ta strefa została bezmyślnie zdjęta. Ktoś błędnie uznał, że ptaków nie ma, a trzeba było obserwować, czy nie wyprowadzają lęgu. To należy robić z dużą ostrożnością. Zdjęcie strefy nie miało żadnego sensu - Mariusz Urban, były pracownik Nadleśnictwa Kłodawa

W listopadzie 2020 roku Urban zgłosił koleżance z pracy na WhatsAppie, że odkrył w okolicy bieliki i obserwuje, czy będą lęgi. Nadleśnictwo nie przywróciło jednak strefy i rozpoczęło wycinkę. Według Urbana był to błąd, ponieważ można było przeprowadzić ją w innym miejscu lub zupełnie z niej zrezygnować, by chronić ptaki. Wycinki są co prawda ujęte w 10-letnim planie urządzania lasu, ale leśniczy może je przełożyć na inny termin lub odwołać. Nie musi również obawiać się, że z tego powodu ucierpią finanse nadleśnictwa. - Jest coś takiego jak fundusz leśny i w związku z tym nie trzeba być samowystarczalnym finansowo - podkreśla nasz rozmówca.

Mariusz Urban
fot. Facebook/Mariusz Urban

Zdaniem Urbana decyzja o wycince jest “totalnym bezprawiem”. - Wiosną to wycięli. Ja tam znowu przyjechałem w marcu i stwierdziłem, że zostało wycięte gniazdo. A obok zauważyłem, że bielik z innego gniazda się podrywał - mówi nam Urban i dodaje, że nie rozumie decyzji o wycince, bo pojawienie się ptaków jesienią oznacza, że wróciły i “są lęgowe”, czyli przygotowują się do złożenia jaj.

Redakcja poleca

"Zostałem bezprawnie zwolniony"

To właśnie przeprowadzona w marcu 2021 roku kontrola została wymieniona jako jeden z powodów rozwiązania umowy o pracę z Mariuszem Urbanem. Nadleśniczy Tomasz Kalembkiewicz stwierdził, że Urban w karcie kontroli stanowiska podał nieprawdziwe informacje, “które wpływają negatywnie na wizerunek Nadleśnictwa Kłodawa”. I zacytował fragment notatki Urbana: “12 marca 2021 roku wysiadująca samica, w pobliżu samiec. W okolicy ok. 100 m od gniazda wykryto wycięte gniazdo na rębni IIIB. Maszyny zrębowe oraz ludzie pracowali w bezpośrednim sąsiedztwie zajętego gniazda, z przerwami, przez okres dwóch miesięcy”. Natomiast nadleśniczy w wypowiedzeniu stwierdza, że “w rzeczonym dniu żadne prace nie były wykonywane (jak również przez kolejne miesiące od dnia wszczęcia procedury uznania strefy ochronnej dnia 15 marca 2021 roku)”.

Według nadleśniczego informacje zawarte w notatce Urbana miała też zakwestionować starsza specjalistka służby leśnej. Kalembkiewicz zarzucił Urbanowi, że sporządził notatkę bez jej wiedzy i zgody, choć jest ona obserwatorem gniazda bielika wyznaczonym przez nadleśnictwo. W wypowiedzeniu nadleśniczy zarzucił również swojemu pracownikowi, że naruszył prawo używając w czasie kontroli drona bez uzyskania zgody od Regionalnego Dyrektora Ochrony Środowiska w Gorzowie Wielkopolskim.

Dalsza część artykułu pod zdjęciem.

Wypowiedzenie
fot. Mariusz Urban

Urban twierdzi jednak, że zgłaszał specjalistce informacje o bieliku. - Pani specjalistka powiedziała, że nie wiedziała o kontroli, była oburzona. A przede wszystkim zaczęła zaprzeczać, że jej cokolwiek zgłaszałem. Dokonałem więc dokumentacji prywatnym dronem. Ptak i tak już został spłoszony - tłumaczy. Urban mówi nam, że ptaki wysiadywały jaja, ale były cały czas płoszone z powodu trwających w okolicy prac leśnych.  

Jak dodaje, nie mógł przymknąć oka na tę sprawę. - Notatkę złożyłem do nadleśnictwa. Powiedziałem, że jest to niedopuszczalne. Czułem się zobowiązany, bo wykonuję monitoring od wielu lat - mówi nasz rozmówca. Dlaczego nadleśnictwo zdecydowało o wycince, mimo zgłoszenia, że mogą tam być chronione ptaki? - Myślę, że to jest zaniedbanie, być może samowola leśniczego lub specjalistki – stwierdza były pracownik Nadleśnictwa Kłodawa.

Spór rozstrzygnie sąd pracy

Po zgłoszeniu sprawy Urban poczuł, że w nadleśnictwie stał się “persona non grata”. - Ostatnim akcentem było to, gdy pani specjalistka pokazała jakiś dialog między mną a nią (przeprowadzony na WhatsAppie – red.), gdzie według niej nazywam szefa w sposób obraźliwy. Rozmowa prawdopodobnie jest sfabrykowana – stwierdza były pracownik Nadleśnictwa Kłodawa. W wypowiedzeniu Urbanowi zarzucono, że nazwał pracodawcę “starym idiotą” i “jołopem”. Czytamy również, że inni pracownicy mieli zgłaszać niewłaściwe zachowanie Urbana wobec nich. 

Mariusz Urban nie zgadza się z tymi zarzutami. Złożył już pozew do sądu pracy, który wyznaczył pierwszą rozprawę na październik. - Chcę udowodnić, że zostałem niesłusznie zwolniony - mówi. Uważa również, że w jego sprawie nie popisały się związki zawodowe. Związkowcy mieli przed nim ukrywać, że nadleśnictwo szykuje “bezprawne zwolnienie”.

Nadleśnictwo Kłodawa stoi na stanowisku, że wycinka w miejscu, w którym Urban zgłosił występowanie bielików była przeprowadzona zgodnie z prawem i obowiązującymi procedurami. Powiadomiony został również RDOŚ. - Poczekajmy do sprawy sądowej. Ja nawet nie jestem upoważniony do ocen. Nie było żadnego nadużycia i nieprawidłowości ze strony nadleśnictwa - powiedział nam nadleśniczy Tomasz Kalembkiewicz. 

Bez względu na to, jak orzeknie sąd, ze słów Urbana wynika, że w sporze tym zderzyły się dwie wizje funkcjonowania nadleśnictwa. - Tu chodzi o filozofię wewnętrzną leśniczego, że musi wiecznie wycinać według planu, chociaż świat się nie zawali, jeśli tego nie robi. To nie jest obligatoryjne - podkreśla Urban. W jednym z wpisów na Facebooku były pracownik Nadleśnictwa Kłodawa wyłożył własną filozofię: "Jako leśnicy zarządzamy majątkiem Skarbu Państwa, ale nie możemy traktować lasów jak nasz prywatny folwark".

NAPISZ DO NAS

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś intrygującego lub bulwersującego? Chcesz, żebyśmy opisali ważny problem? Napisz do nas! Informacje, zdjęcia i nagrania możesz przesłać nam na informacje@radiozet.pl.

RadioZET.pl