REKLAMA
  1. bizblog
  2. Nieruchomości

Bańka mieszkaniowa pęka z hukiem. „Czeka nas globalny kryzys”

Ceny nieruchomości w błyskawicznym tempie spadają w wielu wysokorozwiniętych krajach, ale huk jako pierwszy rozległ się tam, gdzie rynek rozgrzał się najbardziej. Czyli w Kanadzie, Szwecji, Australii i Nowej Zelandii. Szkoda, że nie w Polsce, westchnie sobie pewnie wiele osób. Nasz kraj na liście potencjalnych naśladowców jest dość daleko, a wielu ekspertów jest zdania, że do pęknięcia bańki nie dojdzie, bo... nigdy jej nie było.

18.09.2022
8:41
Bańka mieszkaniowa pęka z hukiem. „Czeka nas globalny kryzys”
REKLAMA

Nie oznacza to oczywiście, że mamy w tej sprawie jednomyślność.

REKLAMA

Będziemy obserwować globalnie zsynchronizowany kryzys na rynku mieszkaniowym w 2023 i 2024 roku - twierdzi Hideaki Hirata, były ekonomista Banku Japonii.

Póki co prawdziwe przekłuwanie bańki mieszkaniowej ma miejsce w wybranych krajach. Spadki wartości nieruchomości sięgające 20, 30 a nawet 40 proc. widzimy na przykład w Sydney, Sztokholmie, Toronto i Auckland - wylicza Bloomberg.

Analitycy są zdania, że kryzys dopiero się rozkręca

Banki centralne na całym świecie próbują gasić inflację podnoszeniem stóp procentowych. Zwiększenie oprocentowania kredytów hipotecznych ma jednak oddziaływać na gospodarkę długofalowo, a efekt mrożący pojawia się najszybciej po kilku miesiącach od podjęcia decyzji. Pan Hirata dodaje zresztą, że sprzedawcy często nie dostrzegają pierwszych oznak malejącego popytu i obecne wyceny nieruchomości mogą nie odpowiadać ich realnej wartości.

Do wspomnianej listy lada dzień dołączą zapewne kolejne państwa. Holding HSBC pisze, że widmo kryzysu majaczy przed Wielką Brytanią. Zainteresowanie nieruchomościami na Wyspach ma w przyszłym roku spaść o około 2o proc. Goldman Sachs wieszczy w tym samym czasie mocne przeceny na rynku amerykańskich. Na większe lub mniejsze spadki szykują się praktycznie cały świat.

Gdzie w tym wszystkim jest Polska?

Ano dość daleko, przynajmniej jeżeli patrzeć na indeks obrazujący poziom rozgrzania rynków mieszkaniowych. Przed tegorocznymi wakacjami w 19 z 38 krajów OECD wskaźniki cen nieruchomości i ich najmu były w relacji do dochodów mieszkańców wyższe niż przed krachem z 2008 r.

Polska na tej liście jest na odległym 21. miejscu. Wskaźnik określający stosunek cen do zarobków osiągnął poziom 108.2, podczas gdy w gospodarkach, w których bańka pęczniała wynosił on 120-140.

Nadwiślańscy analitycy są generalnie dość zgodni, że polski rynek mieszkaniowy jest na tle świata dość stabilny, a szybkie wzrosty cen mają tak naprawdę dwie przyczyny:

Pod koniec 2021 roku można było szacować, że w Polsce było o około 1,5 mln mieszkań za mało, a fakt, że żyjemy coraz częściej samotnie, powodował, że w kolejnych latach potrzeby te mogły rosnąć. Dziś jednak – gdy polską granicę przekroczyło 2,5 miliona uchodźców, a kolejna ofensywa Rosjan może oznaczać kolejną falę migracji – powoli możemy się zastanawiać, czy braki mieszkaniowe nie zaczną zaraz opiewać na 2-3 miliony. To wszystko ma fundamentalny wpływ na poziom cen nieruchomości i ich cenową dostępność - podkreśla think tank HRE

Nie oznacza to oczywiście, że spadków w ogóle nie będzie. Tomasz Narkun analizując cykle w krajach OECD doszedł nawet do wniosku, że czekają nas dosłownie za chwilę. Szczyt cenowy ma przyjść w 2023 r.

Po nim wejdziemy w fazę recesji - przekonywał analityk.

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA