Kup subskrypcję
Zaloguj się

Prezes Lux Med: inflacja nas dobija. Klienci będą musieli zapłacić więcej

Rosną koszty energii, szaleje inflacja. Ta związana z kosztami medycznymi jest jeszcze wyższa niż oficjalna i sięga 20 proc. Do tego dochodzi duża presja na podnoszenie wynagrodzeń w ochronie zdrowia. W efekcie musimy zapomnieć o pakietach opieki medycznej w cenie 60-70 zł na miesiąc. Podwyżki sięgną od 20 do nawet 40 proc. — zapowiada Anna Rulkiewicz, prezes Grupy Lux Med.

Usługi prywatnej służby zdrowia będą droższe
Usługi prywatnej służby zdrowia będą droższe | Foto: Mieczysław Włodarski / Reporter

Anna Anagnostopulu, Business Insider Polska: Obserwujecie zwiększoną liczbę zachorowań na COVID-19 w rozpoczynającym się sezonie jesiennym? Z danych ministerstwa zdrowia wynika, że notujemy obecnie około 6 tys. przypadków na dobę, ale wiemy, że oficjalne dane nie odzwierciedlają rzeczywistości.

Anna Rulkiewicz, prezes Grupy Lux Med, wiceprezes Konfederacji Lewiatan: COVID-19 jest cały czas wśród nas. Widzimy bardzo dużo zachorowań, ale też wiele osób testuje się samodzielnie i jeśli wynik jest pozytywny, po prostu zostaje w domu. Jesienią przypadków może być więcej, choćby ze względu na pogodę. Do tego dochodzi sezon grypowy. Dla nas pandemia trwa cały czas i tak funkcjonujemy. Nadal obowiązują maseczki, przeprowadzana jest pełna dezynfekcja. Różnica jest taka, że pacjenci wrócili do gabinetów, a my możemy pracować, nie jesteśmy sparaliżowani jak na początku pandemii. Wydaje się też, że obecne odmiany wirusa są łagodniejsze, o czym świadczy też fakt, że nie ma wielu hospitalizacji. Wygląda więc na to, że możemy spędzić jesień z wirusem w domach.

Pierwszy rok pandemii zamknęliście ze wzrostem przychodów i to mimo sporych inwestycji związanych m.in. z przejściem na telemedycynę. Jaki będzie ten rok?

Sytuacja jest gorsza niż kiedykolwiek, ale z zupełnie innych powodów niż pandemia.

Koszty energii wzrosły nam od kilkudziesięciu do kilkuset procent, a przecież szpitale muszą funkcjonować cały czas. Inflacja sięga już 16,1 proc. i słyszymy, że będzie gorzej. Do tego dobija nas inflacja medyczna, która jest dużo wyższa niż inflacja ogólna i wynosi około 20 proc. Składają się na nią przede wszystkim koszty wynagrodzeń, ale też na przykład utylizacji odpadów medycznych. W lipcu rząd ustanowił minimalne wynagrodzenie dla personelu medycznego i to z automatu wymusiło podwyżki także w sektorze prywatnym. Presja na wzrost stawek jest ogromna i nie ma innej możliwości niż przełożenie tych kosztów na pacjentów.

Anna Rulkiewicz prezes Grupy LUX MED
Anna Rulkiewicz prezes Grupy LUX MED | Lux Med

Już w lipcu podnieśliście ceny.

Niewiele, o kilka procent. Teraz mówimy o kwotach dwucyfrowych, w zależności od klienta rzędu 20, 30, a nawet 40 proc. Trwają renegocjacje z klientami korporacyjnymi i część pacjentów już odczuła wyższe ceny. Dotychczasowe stawki rzędu 60-70 zł miesięcznie są nie do utrzymania, kiedy jedna konsultacja kosztuje nawet 300 zł. Możemy myśleć o zmianie produktu, ale klient zazwyczaj oczekuje takiego samego pakietu usług, do jakiego jest przyzwyczajony. To się więc kończy podwyżkami.

I teraz popatrzmy na budżet Narodowego Funduszu Zdrowia na 2023 r. Ma wynieść 144 mld zł. To wzrost w porównaniu z obecnym rokiem, ale wzrost zjadany przez inflację. A pieniądze w większości idą na wynagrodzenia, a nie na świadczenia. Faktycznie widać postęp w diagnostyce obrazowej ambulatoryjnej, w programach lekowych i w leczeniu zaćmy. Do tego dochodzi podstawowy problem, jakim jest brak lekarzy i pielęgniarek.

Dalsza część artykułu poniżej materiału wideo:

Lux Medem kieruje pani od 15 lat. Przypomina sobie pani równie trudny moment na rynku?

Pamiętam spowolnienie gospodarcze z 2008 r., ale wtedy nie było wojny i szalejących cen energii, nie było też pandemii. Koronawirus spowodował ogromny dług zdrowotny. Ci, którzy byli chorzy, są chorzy jeszcze bardziej. Dotychczas zdrowe osoby często borykają się z powikłaniami po COVID-19. A wszystko to kosztuje.

Jednocześnie wojna za naszą granicą i miliony uchodźców w Polsce spowodowały w nas naturalny odruch serca i dzięki wsparciu naszego właściciela, BUPA, zapewniliśmy już opiekę medyczną ponad 125 tys. Ukraińców. To także wymaga od nas wyjątkowej koordynacji.

Czego oczekiwałaby pani od rządzących? Jako przedstawicielka segmentu ochrony zdrowia, a jednocześnie prezes firmy zatrudniającej 20 tys. osób.

Ważne są teraz szybkie i odważne decyzje, które pozwolą w jakimś stopniu ograniczyć wzrost inflacji. Tymczasem wydaje się, że trwa już kampania wyborcza i zaczęło się granie na emocjach.

Muszą być dopłaty do energii. Dopłaty dla odbiorców indywidualnych nie wystarczą, firmy potrzebują wsparcia, inaczej część biznesów, przede wszystkim tych małych i średnich, padnie. Już słyszę, że zaczęły się zwolnienia w branżach mocno uzależnionych od energii. Ważne, by nie dopuścić do bezrobocia, bo pójdziemy w kierunku recesji.

A w obszarze ochrony zdrowia?

Najbardziej palący jest problem braku lekarzy. Powinniśmy iść w kierunku poszerzania kompetencji zawodów wspierających — pielęgniarek, ratowników medycznych, co już się dzieje. Ale można więcej i włączać inne zawody medyczne. Z drugiej strony należy wydawać pozwolenia na pracę lekarzom ze wschodu. Lepszy jest lekarz mówiący słabiej po polsku niż brak lekarza.

Należy też odciążyć szpitale. To nie one powinny być miejscem, w którym wykonywana jest największa liczba procedur. Powinna je zastąpić tańsza opieka ambulatoryjna. Ważne, by była skoordynowana, żebyśmy wiedzieli, co się z pacjentem dzieje i by nie trafiał z jednym problemem w pięć różnych miejsc.

Należy płacić nie za procedury, a za efekt leczenia. Dziś wielu świadczeniodawców idzie w kierunku liczby wykonanych procedur, by NFZ za nie płacił. Mamy sieci szpitali, które mają płacony ryczałt i kiedy ten się kończy, nie robią nic. W końcu konieczne jest dużo lepsze wykorzystanie sektora prywatnego, który ma zasoby i sprzęt.

Pieniędzy w systemie jest za mało, więc państwo powinno działać jak najbardziej efektywnie. A nie w taki sposób, że każdy szpital w mieście musi mieć własny rezonans, tomograf, zamiast korzystać z istniejącej infrastruktury, także prywatnej. Leczymy tego samego pacjenta.

Postuluje pani także zerwanie z całkowicie darmową opieką medyczną i wprowadzenie dodatkowych ubezpieczeń zdrowotnych.

Koszyk świadczeń na pewno trzeba zreformować, ale trzeba to zrobić mądrze, by zapewnić pacjentom bezpieczeństwo. Najważniejsze procedury, ratujące życie, kardiologia, onkologia, zawały powinny być w koszyku. Podobnie najbiedniejsi powinni móc korzystać z jak największej liczby procedur. Ale ci, których na to stać, muszą współfinansować system. Oni i tak płacą lekarzom prywatnie.

Nie twierdzę, że system publicznej ochrony zdrowia jest zły. On powinien zostać. Nikt nie mówi o budowaniu całkowicie komercyjnego systemu. Żyjemy w Europie, w kraju, w którym programy socjalne się rozbudowują, i dobrze. Ale potrzebny jest dobry balans. Kiedy będziemy dopłacać do leczenia, będziemy też efektywniej system wykorzystywać. Jeśli będę musiała dopłacić 10 zł do wizyty czy do badania, to zastanowię się, czy na pewno są mi potrzebne.

Lux Med wyszedł na rynek z ubezpieczeniami szpitalnymi.

Przestaliśmy liczyć na jakiekolwiek decyzje ministerstwa zdrowia i zdecydowaliśmy się na budowę własnego produktu na własnej infrastrukturze, by zaoferować kompleksową opiekę. Stąd duże inwestycje w sieć szpitali. To oferta inna niż dotychczas dostępna na rynku, bo obsługujemy nie tylko procedury planowe, ale też pomoc nagłą. Koordynujemy też cały proces i nawet jeśli jakieś świadczenie nie może być wykonane u nas, pomagamy w przekierowaniu pacjenta do innej placówki. Nie zostawiamy go bez pomocy. Nasz produkt szpitalny kosztuje 200 zł miesięcznie, a pokrywa 80 proc. procedur medycznych, które mogą wystąpić w życiu.

Spowolnienie gospodarcze nie wydaje się dobrym momentem na wychodzenie na rynek z nową ofertą. Notujecie już spadek popytu na swoje usługi?

Na razie nie, wszyscy patrzą, co się wydarzy. Pytanie, w jakim stopniu ludzie będą oszczędzali na własnym zdrowiu. Sektor ochrony zdrowia zawsze był bardziej odporny na spowolnienie gospodarcze. Z drugiej strony to nie oznacza, że nas ono nie dotknie. Czarny scenariusz to redukcje etatów. Obsługujemy przede wszystkim klientów korporacyjnych i jeśli oni zaczną zwalniać, spadnie liczba pacjentów. Na razie jednak nie widać redukcji i wydaje mi się, że rząd będzie chciał za wszelką cenę obronić miejsca pracy.

Jak obecna sytuacja rewiduje wasze plany rozwoju?

Teraz rozmawiamy głównie o wzroście cen. Nadal jednak chcemy otwierać nowe przychodnie i rozwijać sieć szpitali i na dziś tych planów nie weryfikujemy. Szykujemy się jednak na plan A i plan B. W tym pierwszym idziemy, jak planowaliśmy, stabilizując koszta, a plan B zakłada mniej otwarć i rozwoju.

Mamy też długofalowe plany związane z rozwojem profilaktyki, well beingu, utrzymania pacjenta w zdrowiu. Ale well being jest na dobre czasy. Na złe jest ratowanie życia.

Gdzie jest na tej skali miejsce opieki psychiatrycznej?

To kolejny ważny element. Po pandemii psychiatria i psychologia zyskały na znaczeniu i mocno się rozwijają, także u nas. Przy kryzysie taka opieka będzie jeszcze bardziej potrzebna. Nas zawsze będzie limitował personel medyczny. Odpowiedzią na problem braku lekarzy jest coraz większa digitalizacja. Będziemy digitalizować procesy, ale też oddawać sporo odpowiedzialności w ręce pacjenta. Z jednej strony to wypełnienie wywiadu online, by nie musiał tego robić lekarz w gabinecie kosztem czasu dla pacjenta, z drugiej edukacja i prewencja, by pacjent wiedział, jak dbać o swoje zdrowie zawczasu.

Cały świat pójdzie w digitalizację. Żyjemy coraz dłużej, medycyna się rozwija, pacjenci będą potrzebowali częstszego kontaktu z lekarzem. Żeby sobie z tym poradzić, będziemy musieli odmiejscawiać usługi, monitorować zdalnie stan zdrowia pacjenta, diagnozować pewne problemy zdrowotne, tak by do lekarza trafiał wtedy, kiedy rzeczywiście jest taka konieczność.

Po burzy zawsze wychodzi słońce. Trzeba robić swoją robotę, przetrzymać co się da. W trudnych sytuacjach powstają nowe rozwiązania. Pandemia przyniosła digitalizację, wierzę, że czas kryzysu też wygeneruje pozytywne zmiany na rynku.