Dźwigowy - WYOBRAŻENIA vs RZECZYWISTOŚĆ na wysokościach 4

Dzony_012
Dzony_012

Dźwigowy - WYOBRAŻENIA vs RZECZYWISTOŚĆ na wysokościach 4


     Przebiśniegi

Zima. Wszystkie budynki które rosły pod moją maszyną zostały ukończone. Budowaliśmy całe osiedle i kilku budynków jeszcze nie było. Mój żuraw został rozebrany na części i postawiony kawałek dalej. Na tym samym osiedlu, ale pod placem budowy bunynku nr. … przyjmijmy numer 6. Stałem tam w kolizji ze Staszkiem i jego trupem j52ns. Oprócz budynku nr 6 wspólnymi siłami budowaliśmy też jakiś hotel. Pierwszy raz miałem zostać operatorem od samego początku, aż do końca. W poprzednim miejscu żuraw już trochę stał, a przez jego niekończące się awarie wciągarki, przewinęło się tam kilku wkurwionych operatorów. Na ten żuraw trafiłem mniejwięcej w połowie robót. Po przenosinach miało być inaczej i chciałem dać z siebie wszystko. Zima 2016-17 była chyba ostatnią zimą z tak dużymi opadami śniegu. Kiedy przyszły roztopy i topniejący śnieg zaczął zmywać warstwy liści i błota do okolicznej rzeczki, gościom zwiedzającym plac budowy ukazały się cudowne widoki. Mianowicie leżakujący od niewiadomo kiedy tuzin napęczniałych butelek z zawartością przypominającą herbatę bez cytrynki. W okolicach miejsca gdzie przed kilkoma miesiącami stał mój żuraw. Kto był odpowiedzialny za te wspaniałe okazy? Jako ostatni siedział tam Dżony zatem … telefon od kierasa. Kieras, nie kierownik.
- Dżony?
- Tak. To ja. Słucham
- Z tej strony kierownik budowy Jan Kowalski. Siedzisz na dźwigu?
- Siedzę.
- Powiedz mi co robicie kiedy zachce wam się lać?
Nie podejrzewałem niczego. Jak głupi wierzyłem, że chłop naprawdę jest ciekawy.
- Różnie. Jedni schodzą do tojek, inni leją do butelek, jeszcze inni potrafią wstrzymywać. Krążą też legendy, że najlepsi weterani sterują z pampersem na dupie. Jak Kubica.
- A ty co robisz?
- Ja leję do butelki.
- A z tymi butelkami później co?
- Do siateczki, znieść na dół i do kontenera.
- Albo?
- Co albo?
- Jak nie znosisz to co z nimi robisz?
Ton kierasa zmienił się na nieprzyjemny. Zacząłem coś podejrzewać.
- Wypijam kurwa. O co chodzi.
- Chodzi o to, że mieliśmy gości i kiedy ich oprowadzałem to znaleźliśmy butelki ze szczynami. Wstyd jak chuj.
- No. Pewnie mało elegancki widok.
- Kogo to szczochy?
- Nie wiem.
- Ty tam byłeś ostatni. 
- Byłem. No i?
- To twoje dojce?
- Nie.
- A niby kogo? Kto to pozbiera?
- Nie wiem.
- Mam zadzwonić do prezesa?
- A dzwoń se i do następcy tronu.
Koniec rozmowy. No cóż. Szykowała się awantura, dzwonię zatem do awantur. 
- Arek? Awantura jest.
- O co chodzi?
- Dzwonił do mnie kieras z biura. Znalazł butelki ze szczynami i chce, żebym posprzątał.
- Żebyś ty posprzątał?
- Tak.
- Czemu?
- Uroił sobie, że to moje.
- A leżą gdzie? Pod twoim dźwigiem?
- Nie. W okolicy, gdzie poprzednio stał mój dźwig.
- To było w zeszłym roku.
- Archeolog kurwa. Teraz znalazł.
- A kładź chuj. Pewnie jakiegoś robola.
- Nie no robole nie zwierzęta. Walą do tojek. Butelki to ewidentnie robota operatora.
- Ale co. To twoje? Złapał cię za rękę? Ma jakieś nagranie? Zdjęcia?
- Gdzie tam. Zadzwonił przed chwilą, że właśnie dokonali znaleziska.
- Dobra. Chuj z nim. Jak nie twoje to tam wyjebane miej.
- Okay rozumiem. Dzięki
Rozmowa z awanturami zakończona. Po jakimś czasie znów telefon od tego samego kierasa.
- Rozmawiałem z twoim szefem. Pójdziesz to posprzątać.
- Z kim? Z Dariem?
- Z Arkiem.
Kurwa ale baran. Czyżby jego uwadze umknęło, że niekoniecznie tylko on musi znać numer telefonu do koordynatora prac operatorów? Bysrzak.
- Arek nie jest moim szefem. Poza tym też z nim rozmawiałem.
- Posprzątasz to czy nie?
- Nie.
- To ja dzwonię do dyrektora.
- A dzwoń i do Watykanu.
Koniec rozmowy. Na wszelki wypadek zadzwoniłem do mojego pracodawcy.
- Cześć Dżony. Co tam u ciebie ciekawego słychać?
- Cześć Dario. Doszły cię najnowsze rewelacje?
- Nie.
- Kieras każe mi sprzątać butelki z nie moimi szczochami.
- A niech sobie każe.
- Dzwonił do Arka i mówi, że zadzwoni do dyrektora.
- Jak zadzwoni z tym do dyrektora to sam się ośmieszy.
- Okay. Czyli się nie przejmować tak?
- Tak. Wyjebane miej.
Koniec rozmowy … ach to były czasy :) W tej branży odwaliło się tyle gówna, że nic nikogo już nie dziwi i wszyscy na wszystko mają wyjebane. Kieras jednak się nie poddał. Po jakimś czasie naprawdę zadzwonił do mnie dyrektor.
- Pan Dżony?
- Tak. To ja. 
- Dyrektor firmy żurawiowej z tej strony.
- Dzień dobry.
- Tu kierownik do mnie dzwonił, że ponoć zostawił pan pod żurawiem butelki z moczem.
- Pod moim żurawiem nie ma ani jednej butelki. Znaleźli jakieś w miejscu gdzie ten żuraw stał poprzednim razem i ten gamoń twierdzi, że to moje.
- No wie pan. Pan tam trochę czasu spędził, a robole jednak do butelek nie szczają. No i widzieli pana jak pan znosi butelki z moczem na dół.
- Pewnie, że znoszę, a co innego mam z nimi robić? Magazynować? Odkładać do leżakowania? Nie byłem tam przecież jedynym operatorem. 
- To może zrobimy tak. Oni wezmą swojego człowieka, pan tam zejdzie i posprzątacie razem. Będzie i wilk syty i owca cała. Co?
- Nawet nie zbliżę się do żadnej z tych butelek. Ewentualnie jak chcą ocalić owcę to mogę przyglądać się ze stropu jak ich wilk będzie to zbierał. I to też w godzinach pracy. Podczas przerwy jem kanapki i robię drzemkę.
- Panie boże no co robić? Co robić?
- Wie pan co? Inaczej. Niech ten archeolog przejdzie się teraz pod moim obecnym dźwigiem. Jak znajdzie chociaż jedną butelkę to zgodzę się posprzątać tamte.
- Dobrze. Przekażę to kierownikowi.
Tutaj temat się urwał. Czy archeolog rozpoczął poszukiwania? Nie wiem. W każdym razie więcej mnie o to nie męczyli. Sytuacja była dziwna, ale schemat działań w gruncie rzeczy bardzo typowy. Idealnie obrazował jak działają puste łby.

     Schematy myślowe białego kasku
Doświadczając kolejnych przygód z kierasami udało mi się opracować ich schematy myślowe.
1. Kieras spostrzegł coś co mu się nie spodobało.
2. Uroił sobie wizję utopijnego świata
3. Zaczął szukać przyczyny problemu
4. Zaczął szukać kozła ofiarnego
5. Znalazł kozła ofiarnego
6. Kieras wywiera presję na koźle ofiarnym
7. Kozioł ofiarny przekazał trzy słowa do ojca prowadzącego.

Tutaj zaczyna się rozgałęzienie.

Wariant A:
8. Kieras strzela focha.
9. Koniec tematu

Wariant B: cofnięcie działań do punktu 6.

Jest też wariant jednorożec. 
8. Kieras wyzbywa się urojeń
9. Koniec tematu.

Niestety jak to jednorożce. Krążą legendy, że ktoś kiedyś widział.

Tak to w tej branży wygląda. Najgorsze jest to, że tylko trzy osoby mogą zapanować przed świetnymi pomysłami kierasków. W pierwszej kolejności operator, następnie główny kierownik, potem pracodawca operatora. Kiedy te trzy drogi zawiodą, operatorzy zamieniają się miejscami. Wtedy pozostaje mieć nadzieję, że kierasowi nie przyjdzie znów do głowy jakiś kretynizm. Inaczej cykl zacznie się od nowa. I tak do usranej emerytury… albo zmiany fachu.

Szczynowe urojenia to nic strasznego. Co najwyżej śmiech na sali. Gorzej kiedy kieras nie widzi szalejącej dookoła wichury. A zdarza się to częściej niż bym sobie tego życzył.

     Pierwszy huragan
Parę wietrznych dni miałem już za sobą. Obecne przepisy zabraniają pracy przy porywach powyżej 15 metrów na sekundę. Wtedy 20m/s. Nie marudziłem, pracowałem choć nikt mnie do niczego nie zmuszał. Mój tępy umysł giermka pozbawiony resztek wyobraźni uznał silne wiatry za fajne urozmaicenie. Czy mój żuraw miał wiatromierz? Nie. Czy wtedy przepisy wymagały wiatromierza? Nie. Czy wiedziałem ile to 20m/s? Nie. Czy sprowadzałem niebezpieczeństwo? Tak. Czy groziła katastrofa? Tak. Czy powinni odebrać mi świeżo zdobyte uprawnienia? Z całą pewnością. Czy ktokolwiek zwrócił uwagę na mój kretynizm? Nie. 


Razu pewnego nadszedł wyjątkowo wietrzny dzień. Szalunki tańczyły makarenę. Zrobiło mi się ciepło, ale skoro staszek szalał na swoim jaso j52ns to co? Ja na potainie nie dam rady? Wtem nagle przypierdolił taki huragan … że ja pierdole. Wyrywam haki z podczepionym szalunkiem pod wieżę i każę chłopakom wypierdalać spod żurawia. Kabina huczała pod ostrzałem deszczu. Z jakiegoś powodu zachciało mi się szczać. Spróbowałem otworzyć drzwi. Chuja. Na zewnątrz panował rozpierdol jakiego w życiu nie widziałem. Zwiatrowanym żurawiem wyłączonym z pracy rzucało z lewa na prawo i z góry na dół. Kabina trzęsła się niczym jadący po wertepach opel z wybitymi resorami. Butelki podskakiwały po podłodze. Co zrobił bystry giermek Dżony? Nowym telefonem nagrał relację na messenger. Nie byłem wstanie otworzyć drzwi kabiny ale co tam. Jest jazda! Po kilkunastu minutach nawałnica ustąpiła i znów pizgał poprzedni wiatr. Po chwili wypierdoliło się drzewo … na mojej budowie … na moich oczach … wysokości podobnej do mojego żurawia … dwadzieścia metrów od mojego wysięgnika … drzewo. Przewróciło się pierdolone drzewo. Kiedy spostrzegłem, że na tym osiedlu jest od chuja drzew, które rosną z zapuszczonymi w ziemi korzeniami, a tuż obok mnie stoi wyższy od mojego wrak j52ns … 

Od tamtego czasu ochota na wygłupy w akompaniamencie wiatru jakoś mnie opuściła. Po raz pierwszy w życiu Dżony opuścił kabinę przed zakończeniem prac. Giermek umierał. Zbliżały się narodziny operatora z piekła rodem. 

     Niewolnik
Razu pewnego zadzwonił do mnie wódz Dario. Chciał się dowiedzieć która szkoła zrobiła mój kurs. Miał kolegę któremu chciał ogarnąć uprawnienia. Nazwijmy go Zbyszek. 

Zbyszek wyobrażał sobie, że praca operatora to cud, miód i orzeszki. Siedzenie na dupie w ciepłej kabinie w ciszy i spokoju gdzie od czasu do czasu coś tam się wajchami pomacha. Można powiedzieć, że Zbyszek tyle wiedział o tej robocie ile stereotypowy kierasek xD. Podałem Dariowi wszystkie dane, koszta itd. Nawet sam zadzwoniłem do Zbyszka. Był podekscytowany. Szczerze cieszył się, że zostanie operatorem i nie mógł się tego doczekać. Liczył na to, że kiedyś się spotkamy na piwo, a być może Dario ogarnie nam jedną budowę.

Kilka tygodni później Zbyszek mi się przypomniał. Dzwonię do Daria i pytam co u nowego giermka. Wkurwiony Dario jebał na niego równo. Opłacił mu kurs, a ten po dwóch dniach zrezygnował z dźwigów. Spokojny i opanowany zazwyczaj Dario był tak poirytowany, że sam zadzwoniłem do Zbyszka. Ten powiedział mi, że pierdoli jebanie na dźwigu. Że wkurwia go trzeszczące radio. Że może czasem zgodzi się przyjść raz na jakiś czas na zastępstwo, ale nie będzie tyrał tak codziennie. Spuentował ten fach tymi słowy:
Kurwa Dżony, tyle godzin zapierdalać tam na górze? Siedzieć zgarbiony i dopraszać się przerwy, żeby móc odlać się do butelki? Pierdole takie niewolnictwo.


ciąg dalszy niedługo :)