Interwencja policji wobec 16-letniego Kuby. "Miałem cel. Jak najszybciej wydostać syna z komisariatu"
Kuba Wojciechowski ma 16 lat, gdy policja zatrzymuje go, skuwa kajdankami i przewozi na komisariat. Podejrzewają, że to on strzelał z wiatrówki w okna jednego z mieszkań w Zabrzu. Nastolatek zaprzecza. Z jego relacji wynika, że policjanci próbują wymusić na nim zeznania: jeden z nich bije go pięścią w twarz, a potem – już na komisariacie – dusi do utraty przytomności. Prokuratorskie śledztwo w tej sprawie zostało umorzone. Kuba został uznany za niewiarygodnego. Wkrótce potem został przebadany wariografem. Badanie to przemawia na jego korzyść.
Interwencja policji wobec Kuby Wojciechowskiego miała miejsce 4 stycznia 2021 r. w Zabrzu
– Zaczęli mnie wyzywać od pedałów i kazali mi się zamknąć. Później ten policjant, który mnie uderzył w radiowozie, założył rękawiczki. Kazał mi się obrócić i znów skuł mnie z tyłu kajdankami. A potem zaczął mnie dusić – relacjonuje Kuba
Policjanci, którzy interweniowali wobec Kuby, twierdzą, że nie stosowali wobec niego przemocy
W pomieszczeniu, gdzie Kuba miał być duszony i stracić przytomność, nie ma kamer. Mundury policjantów także nie były wyposażone w kamery
W czerwcu tego roku Sąd Rejonowy w Bytomiu uznał, że Kuba nie strzelał z pistoletu pneumatycznego w okna budynku i sprawę umorzył. Kuba był też sądzony za kradzież alkoholu ze sklepu, do której doszło niemal rok przed interwencją w Zabrzu. W tej sprawie przyznał się do winy
Kuba ma 18 lat. Szczupły, ciemny blondyn, prawie 180 cm wzrostu. Z wyglądu to cały ojciec. Nie jest zbyt wylewny. Ma wąskie grono przyjaciół, z którymi się spotyka.
Od czterech lat mieszka z tatą w Bytomiu. Nauka idzie mu jak po grudzie. Gdy oblewa pierwszą klasę technikum ekonomicznego, przenosi się do liceum. W drugiej klasie rezygnuje jednak ze szkoły i rozpoczyna pracę przy produkcji części samochodowych.
Niedawno zapisał się do wieczorówki.
Poniedziałek, 4 stycznia 2021 r.
Około godz. 20 policja w Zabrzu otrzymuje zgłoszenie o strzałach z wiatrówki w okna jednego z mieszkań przy ul. Goethego. To trzypiętrowy budynek. Właściciel widzi z okna zarys trzech postaci. Na miejsce zostaje wysłany patrol.
Wersja Kuby
Kuba (ma wtedy 16 lat), Kacper i Anna piją piwo na terenie szkoły, jakieś kilkadziesiąt metrów dalej. Siedzą na ławce przy betonowym stole do tenisa stołowego i piłkarzykach. W niewielkim obniżeniu. Nie słyszą strzałów w okna. Nie uciekają, gdy widzą światła radiowozu, a potem dwóch policjantów, którzy zmierzają w ich stronę i otaczają ich. Szybko za to wyrzucają butelki po piwie do kosza.
Policjanci podchodzą do nich.
– Kazali nam powyciągać wszystkie rzeczy z plecaka i kieszeni. Przeszukali nas, ale niczego nie znaleźli. Mimo to jeden z policjantów kazał mi dać wtedy ręce do tyłu i skuł mnie. Potem zaprowadził mnie do radiowozu – mówi Kuba Wojciechowski, gdy proszę go, by opisał, jak wyglądała interwencja policji.
Policjanci nie interesują się pozostałą dwójką. Nawet ich nie legitymują. Puszczają ich wolno. Skupiają się na Kubie. Chłopcu w dresach i czarnej kurtce nakładanej przez głowę.
– Nie wiem, dlaczego mnie zatrzymali – mówi Kuba.
"Gdzie jest gazówka?" – słyszy Kuba od policjanta, który siedzi obok niego w radiowozie. Pada też pytanie, czy strzelał w budynek. Zaprzecza. W tym czasie drugi z policjantów jest na zewnątrz i rozmawia z właścicielem mieszkania od wybitego okna. Gdy wraca i otwiera drzwi, jak twierdzi chłopak, rzuca mu w nogi pistolet pneumatyczny – z którego rzekomo miał strzelać – i dwa razy uderza go pięścią w szczękę. Później zabiera pistolet i kładzie go na przednim siedzeniu.
Aparat na zęby rozcina Kubie dolną wargę. Z lewej strony. Znajomi Kuby nie widzą tego momentu. Przed odjazdem radiowozu, podchodzą do policjantów i pytają, czy wypuszczą Kubę. Tak się jednak nie dzieje.
W drodze na komisariat Kuba pyta, dlaczego jeden z nich go uderzył. Wtedy też słyszy: "Powinieneś dostać bardziej". "Należało ci się".
"Znów skuł mnie z tyłu, a potem zaczął mnie dusić"
Po wejściu do budynku komisariatu przy ul. Trocera w Zabrzu policjanci prowadzą Kubę do jednego z pierwszych pokoi po lewej stronie. Na parterze. W środku nie ma nikogo. Nie ma tam też kamer monitoringu. Sadzają go na krześle obok okna. Zdejmują kajdanki.
Według Kuby próbują na nim wymusić, by przyznał się, że strzelał w okna budynku, bo "to i tak wyjdzie". Odmawia. Do niczego się nie przyznaje. Wtedy policjanci jeszcze raz go przeszukują. Nie śledzi ich wszystkich ruchów, bo jest przekonany, że i tak niczego nie znajdą.
– Jeden policjant sprawdzał mi plecak, a drugi otwierał magazynek z broni, z której wyleciały kulki. Zaczął je zbierać. A później jedna kulka śrutu jakimś cudem znalazła się w moim plecaku – mówi Kuba.
Jest pewny, że mu ją podrzucili. Śmieje się. Mówi policjantom, że to nie jego kulka. Znów pyta, dlaczego został uderzony w twarz i co w ogóle robi na komisariacie.
– Zaczęli mnie wyzywać od pedałów i kazali mi się zamknąć. Później ten policjant, który mnie uderzył w radiowozie, założył rękawiczki. Kazał mi się obrócić i znów skuł mnie z tyłu kajdankami. A potem zaczął mnie dusić – mówi Kuba.
Czuje, jakby wokół szyi zaciskała mu się pętla. Kilka sekund później traci przytomność.
Nie wie, po jakim czasie odzyskuje świadomość. Gdy się budzi, dalej ma z tyłu kajdanki. Leży na brzuchu, twarzą do podłogi. Ciężko oddycha. W pokoju jest już więcej policjantów. Jeden z nich zacznie go wkrótce przesłuchiwać.
Najpierw jednak podnoszą go z podłogi i wyprowadzają na korytarz, a następnie wpuszczają do niego ojca, który czeka w holu.
"Miałem cel. Jak najszybciej wydostać syna z komisariatu"
Dariusz Wojciechowski ogląda telewizję, gdy odbiera telefon z komisariatu i dowiaduje się, że jego syn został zatrzymany. Słyszy: "Proszę przyjechać".
Wyłącza telewizor. Narzuca na siebie kurtkę i wybiega z domu. Chwilę potem jest już za kółkiem. Samochodem na komisariat to od niego jakieś 15-20 minut drogi.
Wchodzi do budynku policji. Kiedy w okienku dyżurnego pyta, co się stało, słyszy, że chodzi o zniszczenie mienia. "Akt wandalizmu". Policjant każe mu czekać. Siada więc na jednym z krzeseł w holu. Obok nie ma nikogo.
Tuż za nim do komisariatu wchodzi mężczyzna, który znika za służbowymi drzwiami. To on będzie później przesłuchiwał Kubę.
Kiedy w holu pojawiają się jacyś policjanci, ojciec słyszy, jak mówią: "Kur.., takie rzeczy się zdarzają". Nie zna jednak kontekstu tych słów.
Jakieś 15 minut później w holu zjawia się nieumundurowany policjant. Ten, który wchodził za nim na komisariat. To z jego ust Wojciechowski słyszy: "Proszę mi obiecać, że nie dojdzie z pana strony do rękoczynów. Inaczej pana nie wpuszczę. Nie interesuje mnie, czy bije pan w domu syna, czy nie".
– Zatkało mnie. Nie wiedziałem, o co chodzi. Powiedziałem mu, że jestem spokojnym człowiekiem – mówi Dariusz Wojciechowski.
Pan Dariusz wchodzi za policjantem na korytarz, w którym jest Kuba. – Był skuty kajdankami. Cały czerwony na twarzy. Miał dziwny wzrok i ciemne ślady na szyi, jakby odcisk kilku palców – opisuje ojciec.
– Nie skomentowałem tego w żaden sposób. Nie robiłem awantury. Wiedziałem, że coś się stało. Miałem cel. Jak najszybciej wydostać syna z komisariatu. Nic innego mnie nie interesowało – dodaje.
Przy ojcu policjanci zdejmują Kubie kajdanki. Potem wszyscy idą na górę. Na przesłuchanie.
reklama
Znów padają pytania o strzelanie w okna budynku. Kuba się nie przyznaje. Przesłuchanie kończy się niedługo po tym, jak chłopak pyta, dlaczego policjant dwa razy uderzył go pięścią w twarz i dusił na komisariacie.
Ojciec nie komentuje tego. Chce, tylko by Kuba powiedział, czy trzymał w tym dniu jakąkolwiek broń. 16-latek zaprzecza.
Policjanci badają Kubę alkomatem. Ma 0,45 promila i tyle też wpisują do protokołu. Kiedy Wojciechowscy go podpisują, opuszczają komisariat i wsiadają do auta.
Gdy Kuba mówi w samochodzie, że go pobili i dusili, ojciec odbiera telefon z komisariatu. Każą mu wracać, bo nie wziął dokumentu potwierdzającego wydanie nieletniego.
Gdy parkuje i pali papierosa przed wejściem do komisariatu, wychodzi do niego policjant, który – z relacji Kuby – miał go uderzyć i dusić. – Trzymał w ręku kwitek, po który wróciłem. Zaczął mnie wypytywać o Kubę, czy był już karany. Nic mu nie powiedziałem – mówi pan Dariusz.
Wojciechowski bierze kwitek i odchodzi. Nie mówi policjantowi, że rok wcześniej Kuba ukradł alkohol ze sklepu i czeka na sprawę w sądzie.
Jeszcze tego samego dnia jadą do szpitala w Zabrzu. Kuba skarży się na ból szyi, na której nie widać już żadnych śladów. Lekarka po badaniu rentgenem odcinka szyjnego nie stwierdza zmian pourazowych. Zauważa za to niewielką ranę na dolnej wardze. Zaleca odpoczynek i obserwację.
Następnego dnia ojciec z synem jadą na obdukcję do Zakładu Medycyny Sądowej w Katowicach. Podczas wywiadu – podobnie jak w szpitalu – Kuba mówi, że został uderzony pięścią w twarz przez policjanta, a potem był duszony. Pokazuje zranioną wargę.
reklama
W ocenie medyka rana wargi faktycznie mogła powstać dzień wcześniej. W opinii czytamy: "Stwierdzone obrażenie mogło powstać od urazu zadanego narzędziem twardym, tępym, w czasie i okolicznościach podanych w wywiadzie przez badanego".
Wersja policji
Z relacji rzecznika zabrzańskiej policji wynika, że podczas interwencji w rejonie szkoły mundurowi zatrzymali Kubę, a dwie inne osoby, które z nim były, uciekły. Tymczasem w dokumencie prokuratury na temat śledztwa można przeczytać, że policjanci przeszukali nie tylko Kubę, ale też jego kolegę i koleżankę.
Pistolet pneumatyczny policjanci mieli znaleźć przy jednym ze śmietników.
– Podczas późniejszych czynności w plecaku tego chłopaka znaleziono amunicję do tej broni, dlatego też policjanci byli przekonani, że to on strzelał w kierunku okien – mówi Onetowi mł. asp. Sebastian Bijok, rzecznik Komendy Miejskiej Policji w Zabrzu.
Nie jest jednak w stanie określić, kiedy dokładnie policjanci znaleźli w plecaku Kuby metalową kulkę: podczas przeszukania na terenie szkoły czy już na komisariacie.
– Nie odpowiem szczegółowo na to pytanie. Nie przesłuchiwałem policjantów i nie znam ich bezpośredniej relacji. My w tej sprawie nie prowadziliśmy postępowania wyjaśniającego przeciwko policjantom, bo nikt nie złożył zażalenia na sposób przeprowadzenia interwencji – wyjaśnia rzecznik zabrzańskiej policji.
Interwencja policji nie została zarejestrowana, bo mundury zabrzańskich funkcjonariuszy nie są wyposażone w kamery.
– Co istotne, chłopak był nietrzeźwy. Z dokumentów sporządzonych przez policjantów wynikało, że zachowywał się wobec nich lekceważąco, opryskliwie i nie podobała mu się w ogóle ta interwencja – mówi Sebastian Bijok.
– Dla mnie to jest dziwne, że tutaj miało dojść do jakiegoś rzekomego duszenia, a lekarz żadnych śladów na szyi tego chłopca nie stwierdził – dodaje.
reklama
Stanowisko policjantów, którzy interweniowali wobec Kuby, jest takie, że nie stosowali wobec niego przemocy.
Wojciechowscy nie składają skargi na policjantów, którzy interweniowali wobec Kuby. Kierują za to zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez funkcjonariuszy do Prokuratury Rejonowej w Zabrzu. Piszą w nim m.in. o niesłusznym zatrzymaniu, próbie wymuszenia zeznań, biciu i duszeniu.
Sprawą ostatecznie zajmuje się Prokuratura Rejonowa w Rudzie Śląskiej, która pod koniec 2021 r. umarza postępowanie. Policjanci zaprzeczają wersji Kuby. Jego relację co do tego, że nie strzelał z pistoletu w okna, został uderzony i był duszony przez policjanta, śledczy uznali za niewiarygodną.
"Przedstawiał on alternatywną, własną wersję, która nie znajduje odzwierciedlenia w pozostałych dowodach" – czytamy w dokumencie o umorzeniu śledztwa. Dla prokuratury zeznania Kuby to jego linia obrony w związku z przedstawieniem mu zarzutu uszkodzenia mienia.
– Prokurator bawił się nie w prokuratora, tylko obrońcę policji – uważa Dariusz Wojciechowski.
Kuba z ojcem
Wariograf
Na początku tego roku Kuba zostaje zbadany wariografem w Instytucie Badań Wariograficznych w Katowicach. Zostają mu zadane cztery pytania: "Czy w dniu 4 stycznia 2021 r. miałeś w rękach jakąkolwiek broń?", "Czy w dniu 4 stycznia 2021 r. zostałeś uderzony w twarz przez policjanta w radiowozie?", "Czy w dniu 4 stycznia 2021 r. zostałeś ponownie skuty w kajdanki na komisariacie?", "Czy w dniu 4 stycznia 2021 r. na komisariacie, kiedy byłeś skuty kajdankami, policjant zastosował wobec ciebie technikę obezwładniającą, zakładając na szyję chwyt od tyłu?".
reklama
Na pierwsze pytanie Kuba odpowiada "nie", na trzy pozostałe "tak". Po udzieleniu odpowiedzi na każde z czterech pytań widnieje taki zapis: "uzyskano wynik: NDI (nie stwierdzono wprowadzania w błąd) – co oznacza, że osoba badana na zadane pytanie zareagowała w sposób, w jaki typowo reagują osoby prawdomówne".
Wynik z badania wariografem Wojciechowscy załączają do zażalenia na umorzenie postępowania przez prokuraturę. Sąd Rejonowy w Zabrzu utrzymał jednak w mocy decyzję prokuratury.
– Sąd uznał, że badanie wariografem to żaden dowód, że ma ono tylko charakter pomocniczy i jest bez znaczenia – mówi Kuba.
Winny i niewinny
Kuba był sądzony za kradzież alkoholu ze sklepu i strzelanie z pistoletu pneumatycznego w okna mieszkania. 3 czerwca Sąd Rejonowy w Bytomiu na posiedzeniu niejawnym uznał winę Kuby w sprawie kradzieży, do której się przyznał. Z ustaleń sądu wynika jednak, że nastolatek nie brał udziału w zdarzeniu z bronią. Sprawa została umorzona.
Ojciec Kuby chce, by śledczy jeszcze raz dokładnie sprawdzili, czy policjanci interweniujący wobec jego syna nie przekroczyli uprawnień i wyjaśnili kwestię próby wymuszenia zeznań, bicia i duszenia. W tej sprawie Dariusz Wojciechowski zwrócił się m.in. do Komendy Głównej Policji, Prokuratury Krajowej i Kancelarii Prezydenta RP.
Komendant Miejski Policji w Zabrzu dopiero przed tygodniem polecił wyjaśnić interwencję podjętą wobec Kuby Wojciechowskiego.
reklama
reklama
Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca. Subskrybuj Onet Premium. Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.
Chcesz, żebyśmy opisali Twoją historię albo zajęli się jakimś problemem? Masz ciekawy temat? Napisz do nas! Listy od czytelników już wielokrotnie nas zainspirowały, a na ich podstawie powstały liczne teksty. Wiele listów publikujemy w całości. Wszystkie znajdziecie tutaj.