Rząd szuka węgla na starych hałdach. ''Bandytyzm. Nawet nie wiadomo, co tam dokładnie leży''

Milion ton węgla z pogórniczych odpadów, gdzie obok surowca leżą przemysłowe śmieci i niebezpieczne substancje - to nowy pomysł Jacka Sasina i rządu na ciepłą zimę. - To węgiel kiepskiej jakości. Brakuje nawet badań jak bardzo kiepskiej - mówią nam eksperci.

Informację jako pierwsza podała Rzeczpospolita. Z gazety dowiadujemy się, że pierwsze instalacje odzysku węgla z hałd miałyby zostać uruchomione jeszcze w tym roku - nad tym projektem Jacek Sasin kazał pracować kilka miesięcy temu. Każda z dziesięciu wytypowanych do projektu hałd ma dać 100 tys. ton węgla, a pierwsza umowa ma zostać podpisana w przyszłym tygodniu. 

Być może właśnie to miał na myśli Jarosław Kaczyński, który niedawno mówił, że trzeba palić wszystkim, czym się da. 

Palenie odpadem węglowym to bandytyzm i złamanie wszelkich norm. Wszyscy zapłacimy za to zdrowiem - mówi Gazeta.pl Andrzej Guła z Polskiego Alarmu Smogowego.

Węgiel hałdowy, bo o nim mowa, jest produktem ubocznym powstającym przy sortowaniu tego surowca. To, co zostaje, zamiast trafić z powrotem pod ziemię lub zostać zutylizowane, składuje się w Polsce na powierzchni.  

- Nawet nie wiadomo, co się dokładnie w takiej hałdzie znajduje. Musimy mieć świadomość, że to węgiel prawie najgorszej jakości. Gorsze są tylko muły i floty, pozostałości procesu obróbki węgla. A być może i one leżą na takich hałdach - mówi Mariusz Marszałkowski z BiznesAlert.pl.                                                                                                                                                    

Floty i muły to węgiel w proszku. Przypominają konsystencją cukier-puder i często zawierają duże stężenie metali ciężkich. Palenie nimi jest surowo zabronione. Na razie, bo rząd planuje znieść normy jakości węgla. 

- Węglem z hałd nie da palić w domu poza jakimiś ekstremalnymi przypadkami. Jeśli już, to być może taki węgiel dałoby się spalać w piecach szkół i przychodni w małych miejscowościach. Bo w dużych miastach instalacje do tego się już nie nadają - mówi Marszałkowski.

Guła dodaje, że na hałdach mogą zalegać niebezpieczne substancje, np. rtęć. O to, czy to możliwe, zapytaliśmy Jerzego Markowskiego, byłego wiceministra i dyrektora kopalni "Budryk", który w przeszłości sam odzyskiwał z hałd materiały budowlane i uważa, że pobieranie węgla z tych miejsc jest dobrym pomysłem. 

- Rtęć? Przyznam, że nie wiem - mówi Markowski.

Dowody znalazł natomiast Łukasz Adamkiewicz z Europejskiego Centrum Czystego Powietrza. - Rtęci w węglu z hałd jest dwa i pół razy więcej niż w ekogroszku - mówi Gazeta.pl Adamkiewicz, opierając się na danych z raportów Instytutu Chemicznej Przeróbki Węgla i Polskiej Akademii Nauk.

Zaznacza jednak, że to wstępna analiza, bo dobrych badań dotyczących spalania węgla z hałd brakuje - Może dlatego, że po prostu nikt na świecie po taki węgiel nie sięga? - zastanawia się Adamkiewicz.

Składowiska niebezpiecznych odpadów przemysłowych

Z raportu NIK wynika, że w 2019 r. w całej Polsce znajdowały się 153 hałdy węglowe. Tylko 2,2 proc. odpadów na nich składowanych było w jakikolwiek sposób wykorzystywane.

Hałdy stanowią zagrożenie: zanieczyszczają powietrze, glebę, wody podziemne i powierzchniowe. Kontrolerzy NIK sprawdzili dziewięć hałd, a także ich najbliższą okolicę. W trzech przypadkach stwierdzili przekroczenie kwasowości wód podziemnych i przekroczone stężenia cynku i ołowiu. Z kolei w wodach powierzchniowych za dużo było chlorków i siarczanów. 

Hałdy to również miejsca, gdzie często bez kontroli składuje się niebezpieczne odpady przemysłowe. Parę lat temu stwierdzili to w Bytomiu strażacy, którzy przyjechali gasić pożar, który wybuchł na jednej z hałd.

Ile węgla da się odzyskać z takiego miejsca?

- Jakiejś 8 proc. - mówi Markowski. - To węgiel mniej kaloryczny, o większej zawartości popiołu, ale i tak jest lepszej jakości od tego, co czasem przypływa z Mozambiku i Kolumbii - uważa Markowski.

Brakuje danych, żeby rozsądzić czy lepszej jakości jest węgiel pogórniczych odpadów, czy ten płynący wiele tygodni do Polski przez pół świata.

Znikąd pomocy, więc sięgnijmy po węgiel z hałd

Robert Tomaszewski, ekspert Polityki Insight zauważa, że z jakiegoś powodu to, co leży na hałdach, nie zostało wcześniej zebrane i wykorzystane. - Hałdy są narażone na oddziaływanie czynników atmosferycznych np. deszczu. Należy oczekiwać, że jakość i parametry węgla z nich odzyskanego, przełożą się spalanie. A potem na jakość powietrza. Sam fakt, że rząd decyduje się na takie rozwiązanie, pokazuje, jak w złej sytuacji się znaleźliśmy - mówi Gazeta.pl Tomaszewski. 

Dodaje, że palenie węglem odzyskanym z hałd może źle skończyć się nie tylko dla ludzi, ale też dla elektrowni. - Węgiel słabej jakości może spowodować szybszą eksploatację i awarię kotłów. Nie dowiemy się tego od razu, efekty mogą pojawić się po kilkunastu miesiącach. Sięgnięcie po węgiel z hałd odczytuję jako rozpaczliwe działanie w sytuacji, w której nie ma znikąd pomocy. 

Rzeczpospolita podaje, że instalacja do odzysku węgla z hałd będzie kosztowała ok. 150 mln zł, a kolejne 50-90 mln trzeba będzie płacić co roku za jej utrzymanie.  

Ale Markowski, który w kopalniach przepracował 27 lat, nie ma złudzeń - tej zimy węgla z hałd nie uda się pozyskać.

- Nie zdążą. Najpierw trzeba kupić urządzenia, uruchomić zakłady, dostać pozwolenie na eksploatację - mówi Gazeta.pl Markowski.

Tomaszewski zauważa, że jak na próbę pozyskania czegoś, czego jakości nikt nie jest pewien, koszty są gigantyczne.

To kolejny przykład obrazujący, jak w czarnym miejscu kryzysu energetyczno-paliwowego się znaleźliśmy - mówi ekspert Polityki Insight.

Guła dodaje, że to kolejny raz - po dodatku węglowym - kiedy rząd drenuje budżet państwa. - Rządzący działają w sposób absolutnie chaotyczny, nieprzemyślany i nieodpowiedzialny. To nie rozwiąże kryzysu energetycznego i zatrzyma wszystkie działania na rzecz czystego powietrza - mówi Gazeta.pl współzałożyciel Polskiego Alarmu Smogowego.

Przed tygodniem Sejm poparł możliwość zawieszenia norm jakości sprzedawanego węgla na dwa lata. 

Choroby układu oddechowego są w Polsce jednymi z najczęstszych przyczyn zgonów, a jakość powietrza należy do najgorszych w Europie.

- Ja wiem, że mamy trudne czasy, i że zbliża się zima, ale naprawdę dużo wysiłku włożono, żeby nauczyć ludzi dbania o środowisko. Tłumaczono jak i czym palić, żeby ograniczyć niebezpieczne emisje. A teraz mamy palić odpadami? - zastanawia się Marszałkowski.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.