Dźwigowy - WYOBRAŻENIA vs RZECZYWISTOŚĆ - Początkujący operator część 1

Dzony_012
Dzony_012

     Dźwigowy - WYOBRAŻENIA vs RZECZYWISTOŚĆ pracy operatora.

Prawdziwa historia Warszawa 2016 - Gdańsk 2017

Jak naprawdę wygląda codzienność na wysokościach czyli jak wystraszony świeżak stał się operatorem z piekła rodem. Część 1

     Giermek
W branży operatorów żurawi wieżowych każdy jakoś zaczynał i jakoś ją kończył. Jak się zaczęło u mnie? Jak to się stało, że zostałem zmorą pojebańców? Nazywam się Dżony i dziś opowiem wam jak z wystraszonego giermka stałem się najgorszym operatorem w trójmieście. Oto historia operatora z piekła rodem. Zapraszam :)

     Kurs
Bliski znajomy, nazwijmy go Blendzior, wybył za pracą do niemiec. Przypadkowo dostał fuchę jako operator. Nie mając żadnej wiedzy, ani uprawnień robił u polaka na zachodzie siedząc na dźwigu. Czemu by nie robić tego samego w naszym pięknym chujogrodzie? Zarabiamy trzy razy mniej, ale zawsze Polska. Poszedłem na kurs. Jak na tamte czasy był drogi i musiałem się zadłużyć. Kurs plus dojazd do łodzi, nocleg i wyżywienie. Za to sam kurs był krótki i bardzo rzetelny. Zaczął się tak, że po dzień dobry z instruktorem ten puścił nam kompilację filmików jak przewracają się żurawie, a potem przerwa na papierosa … było nas czterech … wszyscy zwątpili

     Trzy słowa do ojca prowadzącego
Trzydniowy kurs z egzaminem dnia czwartego był naprawdę dobry. Dostaliśmy materiały szkoleniowe, mieliśmy wykłady i praktykę na żurawiu. Nasz instruktor, nazwijmy go Karol, był doświadczonym operatorem. Odpowiadał na wszystkie nasze pytania. Wygłaszał nam prawdy objawione które pamiętam do dziś. Przykład. 
- Inspektor UDT (Urzędu Dozoru Technicznego) ma zawsze rację.
- Kiedy inspektor nie ma racji, patrz poprzedni punkt.
Potem Karol wskazał żółtą ścianę z zapytaniem:
- Jeden inspektor mówi, że ta ściana jest biała. Drugi, że jest czarna. Który ma rację?
Odpowiedź była prosta i oczywista. Obaj.

 Z biegiem wykładów Karol opisywał obowiązujące wówczas przepisy na przykładach własnych. Co i jak działa. Do czego służą i jak działają poszczególne elementy żurawia. Jak nasze zachowanie zostanie odebrane przez budowę. Jak przez budowlańców no i oczywiście jak przez kierowników … Już podczas kursu nasłuchaliśmy się o wielmożach w białych kaskach i ich sprawczości nad materią organiczną. Im dalej w las tym weselej. Wiatry, paskudny stan polskich maszyn, nadgodziny, popierdolone pomysły. Baliśmy się. Karol twierdził, że na budowach ma miejsce masa wypadków, tylko dopóki żuraw się nie przewróci to są one starannie tuszowane. Dodał też, że za większością wypadków stoi właśnie kierownictwo które ciśnie operatorów do robienia głupstw. Wcześniej pracowałem na budowach i słowa Karola nie pokrywały się z moimi doświadczeniami. Tyle, że nie byłem Operatorem. Razu jednego zapytałem co zrobić, jak kierownik będzie cisnął mnie o pracę w niebezpiecznych warunkach. Tutaj też odpowiedź Karola była banalna.
- Mówisz mu trzy słowa do ojca prowadzącego.
 
     Lęk wysokości
Do pracy na tak odpowiedzialnym stanowisku wymagane są badania psycho-techniczne. Nie znam nikogo kto by je oblał. A nawet jeśli, idziesz do innego lekarza i nigdy nie wracasz do poprzedniego. Praca na wysokościach z wykorzystaniem dwustutonowej maszyny jest niebezpieczna. Aby upewnić się, że możesz pracować, lekarz pyta cię czy boisz się wysokości. Niektórzy nawet każą stanąć na jednej nodze i zamknąć oczy. 

Pracodawca opowiedział mi o jednym ze swoich byłych Operatorów. Zrobił kurs, zdał egzamin, przeszedł badania i nawet popracował kilka dni na dźwigu. Trafił na inną budowę i z samego rana podczas wspinaczki zaciął się na drabince. Chłop nie mógł ruszyć się ani w górę, ani w dół. Półtora godziny później straż pożarna jakoś tego biedaka ściągnęła i skończyła się przygoda z dźwigami.

 Inny mistrz wytrzymał dłużej. Trafił na budowę w krakowie z której zniknął nagle podczas przerwy drugiego dnia. Nie odpowiadały telefony, maile, nic. Przepadł jak rozsądek w białym kasku. Chłop miał pojęcie i pracował dobrze, ale w toku poszukiwań wyszło na jaw, że poprzednie miesiące prześlizgał się tylko na żurawiach sterowanych z poziomu roboczego. Z tak zwanym joystickiem u szyi. Nagle dostał żuraw z kabiną i dopadła go taka trauma, że operator kompletnie zniknął na kilka miesięcy.

     Złowrogi pośrednik
Egzaminy poszły nam nieźle. Byłem obcykany. Po wykładach wracałem do hotelu i studiowałem żurawie i przepisy. Na podstawie notatek i materiałów sam wymyślałem pytania i wypisywałem odpowiedzi. Wyszło mi niecałe 200 pytań. W każdym razie cała wiedza świata nie nauczy panowania nad urządzeniem. Po zdanym egzaminie, nie mając jeszcze uprawnień w ręku, wrzuciłem w internety ogłoszenia, że szukam roboty. Telefon zadzwonił natychmiast. Jako świeży operator wybyłem z ciepłego kurwidołka u rodziców i dawaj na dźwig… Robić za darmo.

Jest kilka metod najmowania operatorów. Jednym z nich jest powszechnie znienawidzony złodziej, oszust i świniowulski pomazaniec samego diabła … pośrednik. Pośrednik zgarnia kontrakty operatorskie od firm które posiadają żurawie. Właściciel stawia dźwigi, pośrednik ogarnia operatorów. Właściciel płaci pośrednikowi, pośrednik odpala działkę operatorowi … część działki trafia do Morawieckiego i w ten sposób wszyscy są niezadowoleni. Zgodziłem się. Zatrudnił mnie złowrogi pośrednik. Nazwijmy go Dario

Tak to wygląda. Możesz pójść na kurs i płacić za naukę pracy na dźwigu, albo pracować na dźwigu za darmo :) Można też ogarnąć to inaczej, ale o tym potem. W każdym razie nie umiejąc kompletnie nic, musiałem podjąć tą decyzję. Zgodziłem się tyrać za darmo.

     Pierwszy raz na żurawiu
Dario postawił sprawę jasno. Miałem siedzieć u niego na dźwigu, na jego budowie. Ja tyrałem, on stał z tyłu, przyglądał się i oceniał. Jak długo miało to trwać? Od tygodnia do dwóch, albo dłużej gdybym okazał się beznadziejnym przypadkiem. Gdyby mnie źle ocenił i wysłał na budowę, a poleciałyby skargi, w tył zwrot do niego pracować za darmo dalej. Po dwóch dniach trafiłem na dźwig samodzielnie i już zarabiałem. Przyznam, że wtedy bałem się tych skarg. Jeszcze …

     Kierownik
Jeszcze podczas dwudniowej praktyki Dario bardzo dokładnie wytłumaczył mi z jakim elementem przyjdzie mi pracować. Co usłyszę i jak reagować na wyśmienite pomysły bystrzaków budowlanki. Nieudacznicy, debile, kretyni, barany … tymi słowy mój pracodawca opisywał mi ludzi, którzy kierują polskimi budowami. Koordynator właściciela żurawi też ciepło mówił o kierasach. Określił kierasów jako osoby z innej planety. Wtedy jeszcze się ich bałem. Ewentualne skargi mnie przerażały. Nie mogłem uwierzyć jak popierdoleni potrafią być osobnicy w kaskach bielszych niż nasienie dwugarbnego wielbłąda. 


Pierwszego dnia na praktykach tyram ciężko i przychodzi przerwa. Jezu jaka ulga. Nie miałem pojęcia, że praca na dźwigu potrafi być tak wyczerpująca. Rozwalam się na fotelu wypuszczając powietrze z płuc. Pracodawca Dario parzy wodę na herbatę. Wyczerpany pracą wstaję z fotela. Ekipa się rozeszła. Wtem w radiu słyszę jednego z kierasów.
- Daj no jeszcze tu pod rusztowanie. Przestawimy sobie.
Kurwa jego mać. Zmęczony jak pies po ruchaniu, herbata mi stygnie, ale co taki Giermek mógł zrobić? Zduszam w sobie wkurwa i pokorny świeżak siada za sterami.
- Dżony. Co ty kurwa odpierdalasz?
Odezwał się do mnie wódz Dario.
- No chcą rusztowanie przestawić.
- Przerwa jest. Wstawaj i kładź chuj.
- Nie można pracować w przerwie?
- Można, ale co będziesz idioty słuchał. Raz się zgodzisz i pożre całą rękę.
- Ale to kierownik.
- A chuj z nim. Powiedz mu, że jest przerwa i, że idziesz na herbatę.
Giermek nie posłuchał Daria. Pokornie pochyliłem się nad szybą i przestawiłem to rusztowanie. Wtem radio znowu się odezwało.
- Dziękuję operatorze. Doceniam, że poświęciłeś kawałek krótkiej przerwy. Przedłuż ją sobie o te kilka minut. Smacznej herbatki.
Myślicie, że kieras to powiedział? Serio?
- Daj teraz pod piłę, musimy ją przestawić.
Tak. To były jego słowa. Dario był za moimi plecami i go nie widziałem, ale przysiągłbym, że ma ze mnie niezły ubaw. Tym razem wyciągnąłem lekcję. Usłuchałem nauki pracodawcy. Chwytam za radio i mówię:
- Przerwa jest.
- Kurwa! Musimy to przestawić!
- Mam przerwę. Smacznego.
- Dawaj kurwa po tą piłę. Musimy ją przestawić.
- Po przerwie. Smacznego.
- Daj obrotem na lewo, wózkiem do siebie. Na lewo, na lewo, na lewo …
Osrałem kierownika, a że była piękna pogoda,  herbatkę wypiliśmy poza ciasną kabiną starego żurawia Jaso j85. Kieras się nie poddawał. Jeszcze kilka minut smęcił drąc ryja i radio szeleściło.
- Daj pod piłę! Po prośbie! Po prośbie!
Niestety. Wystraszony Giermek szybko się uczył :)

     Śmiać się czy płakać
Pierwsza samodzielna praca odbywała się w sobotę na wspaniałej maszynie Jaso j65mac. Nie jestem wstanie opisać cudownych wrażeń płynących z pracy na tym cudzie hiszpańskiej myśli technicznej. Kto nie miał okazji na tym pracować … nigdy tego nie zrozumie. W moim ubogim słowniku zwyczajnie brakuje słów. Wspomnę tylko, że w pewnym momencie przestał się obracać w prawo, a potem obrót zesrał się do końca. W rozmowie telefonicznej polecono mi znaleźć kij, wychylić się nad wieńcem i pierdolnąć kilka razy w krańcówkę obrotu. Pomogło.

Drugi dzień odbył się na innej budowie. Dario uprzedził mnie, że jeśli potrafię, to mam wziąć ze sobą grubą skórę. Ponoć tamtejsi cieśle mieli być strasznymi popierdoleńcami. Miałem drzeć ryja głośniej niż oni i nie dać sobie wejść na głowę. To była praca w kolizji na trudnej budowie. Nie wiedziałem wtedy kim są cieśle. Kojarzyłem, że chyba robią coś z drewnem. Na tej przejebanie ciężkiej budowie nikt jednak nie robił niczego z drewnem i na wszelki wypadek wydzierałem się na wszystkich. Podziałało.

Jeden z hakowych pobił rekord guinnessa. Do dziś, kiedy chcę przypomnieć sobie największego bystrzaka, wspominam trzeci dzień samodzielnej pracy. Hakowy stoi ręką sygnalizując "daj na dół" stoi z pionowo podniesioną paszczęką wpatrzony w opadające wprost na niego haki. Im niżej były, tym większy czułem niepokój. "Czy te łańcuchy nie lecą prosto na jego twarz?" Wmawiałem sobie, że hakowy widzi lepiej i skoro obserwuje haki i pokazuje "dołek" to nie będę mądrzejszy od niego. Opuszczam łańcuchy i hakowy wciąż pokazując "na dół" obrywa stalowymi hakami prościutko w zęby. Złapał się za twarz, zaczął się wić, wygrażać mi pięścią. Przestraszyłem się. Wkurwiony hakowy popchnął zawiesia. Łańcuchy bujnęły się … zawróciły… i drugi raz jebnęły go w łeb.

     Kierownik 2
Jeden z pierwszych wypadków z udziałem dźwigu zaliczyłem dzięki brzuchatemu kierasowi. Typowy janusz co wie wszystko najlepiej. Rozładowuję samochód i z jakiegoś powodu, w środku pracy, kieras łapie za pusty kosz na stemple. Nie korzystając z radia zaczyna się z nim szarpać … idąc tyłem … po placu budowy … mając za plecami rów. Trzymam ręce na sterownikach starając się nadążyć na tym geniuszem. Niestety, im szybciej jadę, tym mocniej kieras szarpie kosz. Jak nietrudno się domyślić potknął się i wypierdolił na plecy … szarpiąc przy tym stalowym koszem … Z racji tego, że kieras trzymał ten kosz, był on w zasięgu jego rąk, zatem kiedy biały kask rąbnął o glebę, szarpnięty uprzednio kosz zaczął szaleć tuż nad jego bebechem. Zgadnijcie komu przypisano winę za ten incydent?

     Becoming evil
W tłumaczeniu z angielskiego. "Stawanie się złym". Przez pierwsze dni skakałem po żurawiach. Codziennie na innej maszynie. Potem trafiłem na zastępstwo na żuraw Potain MC85B. Miałem tam spędzić dwa tygodnie w zastępstwie. Moja wiedza była wtedy tak ogromna, że kiedy żuraw sam się wyłączał, uważałem, że to ja robię coś źle. To był pierwszy raz kiedy trochę dłużej pracowałem z jedną ekipą. Pracowało się super do czasu kiedy stwierdzili, że spoko byłoby pracować bez radia. Darcie ryja pod dźwigiem zdarzało się coraz częściej i coraz częściej dostawałem od tego jasnej kurwicy. Stałem wtedy w kolizji z kolegą. Nazwijmy go Marcin. 

Praca w kolizji oznacza, że żurawie mają w zasięgu wysięgnika wspólny obszar pracy. Grozi zderzeniem wysięgnikiem niższego żurawia o liny wyższego. W każdym razie Marcin nie wiedział jak bardzo zerowe jest moje doświadczenie. Kiedy moja ekipa zaczęła pracować bez radia naskakiwali na mnie, że mam się nauczyć pracować. Cytując "pracuj jak każdy porządny operator". Wspomnieli też, że mam się uczyć od Marcina. Przełączam radio na kanał Marcina i mówię mu o zachowaniu moich gamoni. Marcin nie dał mi nawet dokończyć zdania.
Kurwa, miałem z tymi kretynami to samo. Osraj gamoni. Jak nie mają radia to haki w górę i wyjebane jaja aż nie znajdą radia.
Jak Marcin powiedział tak w końcu zrobiłem. Byli obrażeni, ale wreszcie się ogarnęli i zaczęli z radia korzystać. 

Dwa tygodnie minęły. Na potaina wrócił poprzedni operator … na dwa dni. Potem budowa poprosiła o powrót Dżonego. Niecałe trzy tygodnie pracy i ten kutas Giermek co się kłócił został zaproszony na wymianę doświadczonego operatora. No nie powiem. Ego urosło i Dżony powoli stawał się chujem.

     Zawał serca
Na budowie z potainem miałem wolne soboty. Jako Giermek chciałem robić jak najwięcej i w wolne soboty łapałem zastępstwa.
Każdy z nas oglądał kiedyś firm w którym miejsce miała następująca scena. Główny bohater przegrywa ważną walkę i kiedy sytuacja jest beznadziejna, na ekranie pojawia się komiksowa chmurka w której mentor cytuje wzniosłą sentencję. Tak miałem w międzyczasie po podnoszeniu sklejki kolejnym bardzo wysokim i bardzo starym Jaso j85. Jechałem za budynek aby podnieść sklejkę. Ile waży sklejka? Tyle, że podniesie ją pięciolatek? Co to jest dla urządzenia które dźwiga metr sześcienny płynnego betonu. Hakowy niestety nie powiedział mi, że za budynkiem zahaczył mi całą paczkę sklejki. Sporo ponad tonę ładunku. Zaczepił haki i woła:

- Góra. Góra … śmiało góra. Śmiało góra.
Wtedy pojawiła się chmurka z mentorem. Przypomniały mi się słowa Daria i serio usłyszałem je z echem.
- Pamiętaj. Kiedy ktoś ci powie "śmiało góra" znaczy to "jestem debilem, uważaj na mnie".
To były słowa Daria które mi się przypomniały. Co zatem zrobił świeżak kiedy dwukrotnie usłyszał "śmiało góra"? 
Pewnie sklejka nic nie waży. Pełną pizdą go w górę.

Żuraw tak się wygiął, że mało zawału nie dostałem. Czas stanął w miejscu i nieskończoną ilość czasu kontemplowałem własną śmierć. Po tysiącleciu w kabinie posypały się butelki po wodzie i z wodą zresztą też, śniadanie wylądowało na podłodze, plecak spadł z wieszaka i stolec był niebezpiecznie blisko spotkania z bawełną. Kiedy zawał ustąpił nie miałem już siły wkurwiać się na hakowego. Bardzo powoli podnosiłem ładunek, aż jaso przestał się odginać i dopiero wtedy przyspieszyłem wciąganie. Od tamtej pory wciąż pamiętam nauki Daria. Słysząc "śmiało" słyszę "ostrożnie, jestem debilem".