Płace idą w górę.
Płace idą w górę.

Polska. Najbardziej lewicowy kraj w Europie

Rafał Woś Rafał Woś Rafał Woś Obserwuj temat Obserwuj notkę 68
To niesamowity paradoks, że w mediach (krajowych i zagranicznych) Polska uchodzi za miejsce rządzone przez prawicę. Prawda jest jednak taka, że nie ma dziś w Europie krajów prowadzących równie lewicową politykę, jak Warszawa. Nie wierzycie?

Płaca minimalna ma w przyszłym roku znów mocno wzrośnie. Od stycznia będzie wynosiła 3383 złote brutto. Czyli 22,10 zł za godzinę. A od lipca zaś 3450 zł, czyli 22,50 zł stawki godzinowej.

I jest to sprawa absolutnie fundamentalna. Tak z politycznego jak i gospodarczego punktu widzenia. Zatrzymajmy się tutaj i wyjaśnijmy parę rzeczy. 

Płaca minimalna. Ile wyniesie w 2023? 

Płaca minimalna - dlaczego ważna 

Płaca minimalna w gospodarce służy kilku celom. Pierwszy to zapewnienia ludziom godziwych warunków życia. Żeby było tak, że jak pracujesz to nie klepiesz biedy. Niezależnie od tego, czy jesteś stróżem nocnym, sekretarką czy kimkolwiek innym. Z tym był w Polsce przez lata wielki problem - a wołające o pomstę do nieba stawki 3,5 zł albo 5 zł za godzinę jeszcze parę lat temu zdarzały się nagminnie.

Ale płaca minimalna to przecież nie tylko polityka socjalna albo odruch dobrego serduszka. To także mechanizm mądrej lewicowej polityki ekonomicznej. Polityka ta ma (a przynajmniej powinna mieć) na celu ograniczanie nierówności dochodowych (a co za tym idzie także majątkowych). Albo przynajmniej niedopuszczanie do tego, żeby te nierówności rosły. To ważne z wielu powodów. Od praktycznych (żeby społeczeństwo nie było targane nadmiernymi konfliktami na tle społecznym) po moralne (równościowa ideologia to wspólny mianownik chrześcijaństwa oraz demokracji). W końcu już Platon pisał, że nie jest dobrze, gdy bogacz na więcej niż trzy razy tyle, co najbiedniejszy obywatel polis.

Tak czy inaczej, płaca minimalna należy do tych mechanizmów polityki ekonomicznej, które mogą w praktyce zapewniać społeczną spójność. Stanowiąc rodzaj bezpiecznika, który nie pozwala, by nożyce nierówności nadmiernie się rozwierały. Miarą, która pokazuje nam to rozwarcie jest stosunek płacy minimalnej do średniego wynagrodzenia w gospodarce. Im bardziej nierówna struktura płac (a więc i całe społeczeństwo) tym odsetek płacy minimalnej względem średniej będzie niższy.  

Von der Leyen bije się w pierś. "Trzeba było słuchać Polski ws. Putina"

Płaca minimalna w Polsce i zachodniej Europie 

Pokażmy to na przykładzie Polski. A potem dzisiejszej Europy. W Polsce średnia krajowa wyniesie w roku 2022 między 6200 a 6600 zł brutto. Dlaczego przywołuję przedział, a nie jedną wartość? Robię to, żeby zadowolić tych wszystkich, którzy uważają, że podawana co miesiąc przez GUS średnia płac w sektorze przedsiębiorstw jest nierealistyczna i zbyt wysoka (bo obejmuje tylko większe firmy, które raportują strukturę swych płac dokładniej). Zdaniem krytyków, trzeba raczej pokazywać średnią dla gospodarki narodowej (która to miara uwzględnia wszystkich pracujących). Macie więc i jedną i drugą wartość.

Nieważne jednak czy weźmiemy średnią przedsiębiorstw (6600) czy średnią narodową (6200). I w jednym i w drugim przypadku polska płaca minimalna w roku 2023 przekroczy 50 proc. średniej. I wyniesie odpowiednio 51proc. (jeśli weźmiemy płace z sektora przedsiębiorstw) albo nawet 55 proc. (średnia w gospodarce narodowej). Najlepsze jest jednak to, że te 51 i 55 proc. to bardzo bardzo dużo. Zwłaszcza jak na współczesną Europę. Fakty są bowiem takie, że powyżej lub w okolicach 50 proc. płacy minimalnej do średniej są dziś tylko Słowenia (51 proc.) i Francja (49 proc). W pozostałych zaś krajach płaca minimalna wynosi: 45 proc. (Niemcy), 39 proc. (Holandia), 36 proc. (Irlandia). Albo 34 proc. (Łotwa).

Oznacza to tyle, że struktura płac należy u nas do najbardziej płaskich i równych w Europie! W przypadku Polski warto jeszcze zwrócić uwagę na tendencję. Od 33 proc. w roku 2000. Przez 41 proc. w 2015. Do dzisiejszych 51-55 proc.

Ale to jeszcze nie wszystko. Nie chodzi przecież tylko o równość dla samej równości. Ale także o to, że wzrost płac stanowi też (a może przede wszystkim) znakomity sposób na napędzanie silnika całej gospodarki. Koncepcję tę ekonomiści nazywają „wzrost przez płace” (ang. wage led growth). Opiera się ona na podstawowych założeniach starej dobre szkoły Keynesowskiej. Uzupełnionej o teorię efektywnego popytu najsłynniejszego polskiego ekonomisty Michała Kaleckiego. 

Węgierskie kobiety posłuchają bicia serca płodu przed aborcją

Ignorowany wzrost płac 

Przekaz wygląda w uproszczeniu tak: jeżeli pozwolimy na to, by szerokie masy społeczne zarabiały nieźle, to wyzwalamy w ten sposób drzemiący w gospodarce potencjał wzrostu. Przejawi się on nam w popycie na rozmaite dobra i usługi. Ten popyt zaś sprawi, że będą powstawały dobrze płatne miejsca pracy ten popyt obsługujące. I odwrotnie. Jeżeli w gospodarce rosną nierówności to sprawia, że szerokie masy pracowników nie mają za co konsumować dóbr i usług. W efekcie gospodarka buksuje na jałowym biegu.

Zdaniem większości ekonomistów właśnie to ostatnie (jałowy bieg) przydarzyło się gospodarkom kapitalistycznym w epoce neoliberalizmu. A koncepcja „wzrostu przez płace” miała być antidotum na tego typu zblokowanie. Ekonomiści mówią o tym przynajmniej od kryzysu roku 2008. Niestety w większości krajów kapitalistycznych na gadaniu i publikowaniu książek się skończyło. A wśród nielicznych krajów, które „wage led growth” zastosowały w praktyce, jest właśnie Polska.

Obiektywnie rzecz biorąc takie podejście nazywać trzeba po imieniu. Czyli po prostu lewicowym. A nasi deklaratywni lewicowcy winni na ten model chuchać i dmuchać. Przynajmniej jeżeli uznać, że fundamentalna lewicowość polega na równości czy wolności od opresji ekonomicznej.

Rzeczywistość jest jednak zupełnie inna. Współcześni lewicowcy (u nas i za granicą) ten polski „wzrost przez płace” po prostu ignorują. Udając, że nic takiego nie miało miejsca. Więcej nawet. Współczesna „lewica” reaguje na takie przypomnienia jej - podstawowych przecież - celów alergicznie i agresywnie. Udają, że tego nie widzą? Naprawdę nie dostrzegają? Nic ich to nie obchodzi? Mam na ten temat swoje zdanie. To już oczywiście jest temat na zupełnie inną rozmowę.

Rafał Woś 

Rafał Woś
Dziennikarz Salon24 Rafał Woś
Nowości od autora

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka