REKLAMA

Potrzebne są wysokie kary dla quadowców, bo inaczej zdewastują środowisko. Koniec, kropka

Dowodów na to, że quady niszczą środowisko jest aż nadto, a mimo to ich kierowcy są bezkarni. Wszyscy patrzą zmartwieni na Odrę, ale chyba czas spojrzeć szerzej i zobaczyć, co wyprawia się wokół nas - nie tylko z rzekami.

23.08.2022 07.28
quady
REKLAMA

"Ktoś jeździł quadem po unikatowym rezerwacie przyrody Wyspy Zawadowskie nad Wisłą. I to po jego najcenniejszej części, czyli piaszczystych łachach gdzie ptaki składają jaja" – zwróciło uwagę w weekend Miasto Jest Nasze.

REKLAMA

Wczoraj pojawiło się zdjęcie pokazujące jak wygląda teren po popisach i szaleństwach kierowcy.

Dodajmy, że w okolicy były tabliczki zakazujące wjazdu. Ale czy kierowcy quadów znakami się przejmują? Nawet z własnego doświadczenia mogę powiedzieć: nie sądzę. Lasy traktują jak prywatne place zabaw, mając w poważaniu to, że ich harce przeszkadzają przede wszystkim zwierzętom, ale też po prostu ludziom. Jedna maszyna wyrządza tyle hałasu, że odechciewa się spacerowania.

W przypadku kierowcy namierzonego przez Miasto Jest Nasze być może zostanie wyegzekwowana kara. Na nagraniu widać tablicę rejestracyjną, a sprawa została zgłoszona na policję. Aktywiści mieli sporo szczęścia, bo nie zawsze kierujący pojazdami mają zamontowaną tablicę. Sytuacji nie ułatwia fakt, że za to mają na sobie kask, co teoretycznie zapewnia pewną anonimowość.

Kara za wjazd na chroniony teren jest śmiesznie niska - kierowcy grozi mandat 500 zł.

Sprawa może być skierowana do sądu, wówczas ten może ukarać grzywną w wysokości do 5 tys. zł. Tylko jak złapać sprawcę, skoro jak mówią leśnicy ci nic nie robią sobie z prób zatrzymania i po prostu uciekają?

O bezkarności najlepiej świadczą przykłady demolowania przyrody przez quady. Niedawno kielecka TVP nagłośniła przypadek zniszczenia terenu, na którym przez dwa lata prowadzono prace nad odrodzeniem się populacji ślimaków.

Zatoczek łamliwy występuje w przyrodzie rzadko, więc jest objęty specjalną ochroną. Taki teren wyznaczono mu w zbiorniku w Umianowicach.  Naukowcy wytypowali akwen specjalnie dlatego, że woda pełna wapnia służy ślimakom.

Nie służy im jednak obecność quadów.

- Ślimaczek ma taką tendencje, że utrzymuje się przy powierzchni, więc jakiekolwiek falowanie spowodowane przejeżdżaniem quada, spowodowało, że został wyrzucony na brzeg i zginął – mówił Wojciech Sołtysiak z Zespołu Świętokrzyskich i Nadnidziańskich Parków Krajobrazowych.

Dopiero teraz teren będzie bardziej oznakowany. Można więc powiedzieć, że zawiodła komunikacja i brak ostrzeżeń, ale... to byłoby wierutne kłamstwo. Wystarczy zobaczyć, co quad robi z polną drogą, by domyślić się, jakie konsekwencje może wyrządzić poza spłoszeniem zwierząt. Zdrowy rozsądek powinien podpowiedzieć: jeździć trzeba wyłącznie na wyznaczonym terenie. Ale kto Polakowi zabroni?

Nikt, dlatego quady przejeżdżają przez potok w Roztokach, w miejscu, gdzie Chochołowski Potok łączy się z Kirową Wodą i powstaje Czarny Dunajec. Tygodnik Podhalański przypomina, że "część mieszkańców gminy Kościeliska od wielu miesięcy protestuje przeciwko wycieczkom na quadach", ale cóż – jak zwykle się nie da.

Cierpią więc te organizmy, które są zbyt małe, by ktokolwiek mógł przejąć się ich losem. Pisał zresztą o tym jeden z aktywistów, również od miesięcy walczący o to, aby służby coś zrobiły z dewastującymi teren quadowcami. Bezowocnie.

REKLAMA

Takich przypadków musi być w kraju co weekend wiele, bo tak jak i quadowców nie brakuje, tak i wyjątkowych miejsc jest u nas sporo. Szkoda, że są rozjeżdżane.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA