Gdzieś w motoryzacji zgubił się sens produkcji nowych samochodów. Zamiast robić je dla klientów, firmy od kilku lat projektują je pod kolejne regulacje. W efekcie auta podrożały i nie są takie, jakich byśmy oczekiwali. Czy jest sposób, aby to powstrzymać?
Samochody elektryczne, przy wszystkich swoich zaletach, są przede wszystkim znacznie droższe niż spalinowe i mają kilka istotnych wad, które stoją na drodze upowszechnieniu tego typu środka transportu. Mowa między innymi o zasięgu, mało rozbudowanej infrastrukturze a ostatnio także o niestabilnych cenach prądu. Samochody hybrydowe są niepotrzebnie skomplikowane, bo muszą mieć dwa kompletne zespoły napędowe, co podraża koszty produkcji i zwiększa ich wagę. W efekcie i elektryki i hybrydy są drogie. Jeździ się przyjemnie, ale jakim kosztem?!
Z powodu regulacji z ofert producentów znikają znane, popularne i lubiane silniki. Sztandarowy 2.0 HDi w Stellantis (dawniej PSA) można dzisiaj zamówić tylko w Peugeot 5008 a i to w krótce się skończy. Oferty napędów benzynowych też już się zmieniają i dzisiaj jako jednostki podstawowe i średnie mamy małolitrażowe 1.0 czy 1.2 o mocach do 155 KM. Chciałoby się jednak trochę więcej. Podobnie jest z większymi napędami do osobówek, 1.6 czy 1.8 zdaje się być szczytem marzeń.
Te mniejsze silniki mają świetne parametry i dobrze sobie radzą, ale klient przynajmniej chciałby mieć wybór a w zasadzie go nie ma, bo ograniczenie możliwości do 2-3 jednostek w ewentualnie różnych wersjach to jednak trochę mało na tle tego co było. W oszczędnościach poszliśmy już chyba za daleko.
Kiedyś te upodobania klientów były w jakiś sposób brane pod uwagę. Dzisiaj bierze się pod uwagę gusta i oczekiwania względem kształtu nadwozia, przestrzeni, ale silnik gdzieś zniknął z tej listy priorytetów i producenci z uporem maniaka ograniczają nasze możliwości. Hybrydy są zbyt drogie by masowo się upowszechniały a elektryki to już w ogóle inna liga cenowa. Co stoi na przeszkodzie, by zrobić coś pośrodku? Kasa. Producenci tak zapędzili się w pogoni za pieniędzmi, że przestali nawet produkować auta, bo bardziej im się opłaca przestój.
Pieniądze wpływają z programów rządowych a marże rosną. Przy ograniczeniu podaży ceny nowych aut poszły do góry, rosną też zyski. Gdzie tu klient? Mają go… gdzieś?
Diesle trzymają się jeszcze w zasadzie tylko w autach dostawczych. Tam producenci nie próbują sztuczek, bo wiedzą, że firmy potrzebujące transportu nie są w stanie zaakceptować nic innego. Dlaczego więc rynek osobówek tak się zmienia? Nie można wszystkiego sprowadzać do kasy: firmy pracują dla pieniędzy, ale powstały by realizować potrzeby klientów a nie swoje zachcianki. A czasem można odnieść wrażenie, że owe korporacje myślą tylko o sobie samych. O nas już zdążyły zapomnieć. Samochód sprzedany – do widzenia.
I chyba czas powiedzieć stop.
Najnowsze komentarze