Ekspert: System kontroli nie działa. Mieliśmy systemowe tolerowanie zrzutu nieczystości do polskich wód

Minęły trzy tygodnie od pierwszych obserwacji martwych ryb w Odrze, a nadal nie wiadomo, co spowodowało katastrofę ekologiczną w tej rzece. - Tak czy inaczej, stoi za tym człowiek - mówi Piotr Nieznański, który stanem rzek zajmuje się od lat. - System kontroli oczyszczalni i ścieków jest dziurawy - podkreśla. I wymienia inne nasze główne grzechy wobec polskich wód. Podaje też przykłady, w tym z niemieckiego Renu, na których moglibyśmy się uczyć.

Z Piotrem Nieznańskim, doradzającym w WWF Polska, a także współinicjatorem Koalicji Ratujmy Rzeki i Koalicji Czas na Odrę, rozmawialiśmy we wtorek 16 sierpnia po południu. Nieco później pojawiła się informacja ze strony Ministerstwa Środowiska o tym, że żadna z dotąd przebadanych próbek z Odry nie wykazała obecności substancji toksycznych. Nadal więc nie wiemy, co się stało. 

Maria Mazurek, Gazeta.pl: Spróbujmy na początek podsumować - z zastrzeżeniem, że sytuacja może się zmienić - czego jeszcze nie wiemy na temat katastrofy w Odrze, a co udało się ustalić?

Piotr Nieznański, Doradca Zarządu ds. Środowiskowych Fundacji WWF Polska: Zacznę może od tej drugiej kwestii. Wiemy, że na kilkuset kilometrach rzeki przez dwa tygodnie wyławiane były martwe ryby w ogromnych ilościach - to były prawdopodobnie setki tysięcy ryb - i inne organizmy wodne. Wiemy, jak wyglądała akcja ratunkowa, która odbywała się w zasadzie w formie wyławiania tych martwych ryb z rzeki i sprzątania ich  z brzegów, a potem oddawania ich do utylizacji. I wiemy, i że w pierwszych dwóch tygodniach było to akcja społeczna, woluntarystyczna, bez systemowego wsparcia państwa. Wiemy, że zapanował absolutny chaos i dezinformacja po stronie służb publicznych, bałagan, który próbuje się przykryć teraz działaniami PR-owymi. Nie uruchomiono żadnego systemu ostrzeżeń, komunikacji ze społeczeństwem, szczególnie adresowanych do mieszkańców terenów nadodrzańskich. Państwo nie poinformowało również na czas naszych sąsiadów, czyli strony niemieckiej, o zagrożeniu. Wiemy też, że na Odrze mieliśmy bardzo niski stan wody i jednocześnie bardzo wysoką temperaturę, co mogło jeszcze spotęgować problem.

Czego nie wiemy? Przede wszystkim tego, jaka konkretnie substancja wywołała śmierć w Odrze. Nie wiemy tego, ponieważ pomimo pierwszej obserwacji masowej śmierci ryb już 26 lipca, nie podjęto natychmiast działań diagnostycznych i zaradczych i od razu, pierwszego dnia, nie pobrano próbek. Od początku oprócz samej wody należało też badać osady, to, co jest w dnie rzeki i na jej brzegach, zbierać próbki tkanek martwych zwierząt. Te badania są już teraz prowadzone, ale nie wiemy, jakie są ich wyniki, do tej pory nie opublikowano danych z wszystkich próbek. Informacje były podawane w sposób bardzo lakoniczny, nieprecyzyjny, nieusystematyzowany, niezrozumiały dla społeczeństwa.

Dlatego jest teraz mnóstwo spekulacji i pseudoekspertyz, przypuszczeń o rtęci, amoniaku, chlorze, zasoleniu. Bardzo trudno nam to zweryfikować. Natomiast to, czego możemy być pewni, to że zanieczyszczenie Odry i to zaobserwowane załamanie się odporności ekosystemu Odry, jest w stu procentach wynikiem działalności człowieka. Być może chodzi o działania długotrwałe, jak połączenie zasolenia, zanieczyszczania i prac regulacyjnych, a może był to zrzut toksycznych substancji chemicznych, który wytruł tam życie - tak czy inaczej, stoi za tym człowiek. Wiemy za to, że rzeka naturalna, nie dotknięta przez człowieka, bardzo dobrze potrafi sobie poradzić z różnymi zanieczyszczeniami naturalnymi - i w tym kierunku powinniśmy zmierzać przy odbudowie odporności ekosystemów rzecznych.

Jesteśmy przerażeni zdjęciami i nagraniami ogromnych ilości martwych ryb, domagamy się działań. A jak wyglądała kwestia zanieczyszczania Odry "na co dzień", zanim pojawiła się ta katastrofa ekologiczna?

Odra jest nadal stale zanieczyszczana wodami przemysłowymi, zasolonymi wodami z kopalń, a prawdopodobnie także ze zbiornika opadów poflotacyjnych z Głogowa [związanych z wydobyciem miedzi, to największy tego typu zbiornik w Europie - red.]. Do Odry przez jej dopływy bardzo często trafiają ścieki niedoczyszczone, system kontroli oczyszczalni i ścieków jest dziurawy. Zresztą, cały system kontroli nie działa i tu nie chodzi o pojedyncze przypadki, tylko o systemowe tolerowanie przez ostatnie lata zrzutu nieczystości do polskich wód i brak dbałości o poprawę stanu ekologicznego polskich rzek.

Co dalej stanie się z rzeką? Czy jest w stanie naturalnie się oczyścić?

Odra sama w tej chwili ma bardzo ograniczone zdolności samooczyszczania. W dużej części jest to rzeka silnie zmieniona. Warto sobie uświadomić, że obecny problem, masowa śmierć ryb, zaczął się na jej fragmencie, który jest skanalizowany, na którym zbudowano ponad 20 stopni wodnych - to zmieniło dynamiczną rzekę w ciąg zbiorników zaporowych, często z niemal stojąca wodą. Nawet w tej chwili trwają prace regulacyjne na środkowej i dolnej Odrze. Na odcinku od Koźla do Malczyc to nie jest naturalna, dynamiczna rzeka, która potrafi szybko się oczyścić. Myślę, że będzie trzeba jej w tym bardzo pomóc. Powinien natychmiast powstać rządowy program odbudowy ekosystemu Odry, na który powinny być przeznaczone pieniądze już z tegorocznego budżetu.

Jeśli pyta pani, co dalej, to przede wszystkim trzeba spojrzeć na polskie rzeki w zupełnie inny sposób, niż na nie często patrzono do tej pory. A patrzono na nie czysto gospodarczo. To nie są kanały do odprowadzania zanieczyszczeń do Bałtyku ani miejsca do rozwoju żeglugi towarowej. Teraz ludzie, widząc dramatyczne zdjęcia Odry, uświadomili sobie, jak ogromne korzyści daje im rzeka - korzyści, których często nawet nie zauważają. Myślę, że to pewien moment przebudzenia dla administracji publicznej, urzędników, ale także dla społeczeństwa.

Uważam, że po tym co stało się na Odrze, kiedy zobaczyliśmy, co dzieje się w momencie przekroczenia odporności ekosystemu rzeki, należy zweryfikować wszystkie programy rządowe dotyczące regulacji rzek, prac utrzymaniowych, budowy stopni wodnych, zamiany rzek na drogi wodne. Takie właśnie prace prowadzą do niszczenia odporności rzek, również ich odporności na zmiany klimatyczne i na zanieczyszczenia. Pieniądze, które miały być przeznaczone na prace inżynieryjne na rzekach - a my liczymy, że na samą żeglugę byłoby to 200 mld zł - powinny być przeznaczone na odbudowę ekosystemów rzecznych w Polsce. Obywatele chcą czystej wody i dostępu do czystych rzek, a nie sztucznych zbiorników i zamiany rzek w kanały.

Mówimy teraz dużo o zanieczyszczeniu, a jakie są inne nasze grzechy, jeśli chodzi o korzystanie z rzek? Wymieni pan pewnie regulowanie.

Tak, i chciałbym zwrócić szczególną uwagę na to, co stało się w 2019 roku. Zarządzanie wodami, czyli także dbałość o kondycję polskich rzek, odebrano wtedy resortowi środowiska i przekazano Ministerstwu Infrastruktury. Minister Marek Gróbarczyk został sekretarzem stanu i pełnomocnikiem rządu do spraw gospodarki wodą. Od tej pory trwają głównie prace regulacyjne na rzekach, pojawiły się plany budowy kolejnych stopni wodnych i dróg wodnych, niemal zupełnie brak projektów rewitalizacji i poprawy stanu ekologicznego rzek. Widać więc, że to ministerstwo, z niezrozumiałych dla mnie względów, stawia na wielką infrastrukturę na rzekach, a nie na poprawę stanu środowiska.

Kontynuowanie regulacji rzek i nieodpowiedzialne prowadzenie "prac utrzymaniowych" na mniejszych rzekach to, poza stałym ich zanieczyszczaniem, jeden z naszych grzechów głównych. Rzeki są regulowane, prostowane, czasami betonowane, umacniane są sztucznie ich brzegi, budowane sztuczne betonowe progi, zapory, zbiorniki wodne. To wszystko pogarsza ich stan ekologiczny i obniża zdolności samooczyszczania. Obniża tez odporność tych ekosystemów na susze i zanieczyszczenia.

Nie zwracamy uwagi na odporność ekosystemu, być może ta odporność została teraz właśnie przekroczona. Podam przykład, dla mnie niebywały: na Odrze zbudowano stopień wodny Malczyce, na 300. kilometrze biegu rzeki. Minister Gróbarczyk przyjechał na polityczne otwarcie tej inwestycji, a ona nie miała nawet wykonanej decyzji środowiskowej - formalnie zapewne do dziś jest w budowie. Tam po prostu nie dotrzymano warunków wydanych w decyzji środowiskowej. I mówi się już o budowie kolejnych stopni wodnych, tymczasem stopnie wodne to degradacja rzeki.

Wielkim problemem jest też to, że nie potrafimy zatrzymywać wody w całych zlewniach. Często się jej po prostu szybko pozbywamy - bo taki jest efekt betonowania rzek, melioracji odprowadzających wodę i budowania sztucznych zbiorników na rzekach i płytkich zbiorników retencyjnych, w których mnożą się zakwity sinic i z których woda szybciej paruje.

Co można zrobić, żeby podobne katastrofy ekologiczne się nie nam nie przytrafiały?

Możemy uczyć się na innych przykładach z Europy - np. na Renie. W latach 80. ubiegłego wieku w Niemczech podczas gaszenia pożaru fabryki wypłukano chemikalia prosto do tej rzeki, zniknęło z niej wtedy życie biologiczne. Natychmiast jednak podjęto akcję ratunkową i informacyjną. Co ważniejsze, państwa, przez które Ren przepływa, zobowiązały się też do sfinansowania programu odbudowy ekosystemu Renu. Udało się doprowadzić do tego, że kilkadziesiąt lat później do rzeki wróciły łososie. Do ogromnego zatrucia doszło też w 2000 roku w Rumuni i na Węgrzech, gdzie do rzeki Cisy dostały się odpady i zanieczyszczone cyjankiem wody ze zbiornika przy kopalni złota. Możemy przecież poprosić o pomoc międzynarodowych specjalistów, którzy brali udział w odbudowie tych ekosystemów, choć też i u nas jest wielu ekspertów, którzy znają takie przykłady rewitalizacji rzek. Teraz trzeba wykorzystać ich wiedzę i stworzyć plan odbudowy ekosystemu Odry.

To są, wydaje się, duże rzeczy, ale niezbędne. Musimy liczyć się przecież także ze zmianami klimatycznymi, które powodują bardzo długie niżówki, czyli okresy z niskim stanem wód i jednocześnie mamy długie okresy bardzo wysokich temperatur, a nawet fal upałów. W takich warunkach zanieczyszczenia wprowadzane regularnie do rzek mają wyższe stężenie.

Warto wiedzieć, że mamy rozpoznanie, gdzie i jakie działania rewitalizacyjne są potrzebne, żeby poprawić jakość wód, podnieść zdolności samoczyszczania wód i zbudować większą odporność rzek na zmiany klimatu. Powstał Krajowy Program Renaturyzacji Wód Powierzchniowych, zamówiony przez rząd, który pokazuje, gdzie dokładnie jakie działania należy wdrożyć, żeby poprawić stan wody. Ten program leży w szufladzie. Trzeba go wyjąć i zacząć realizować w trybie pilnym. Wszystko zależy od woli politycznej. Jeśli sprawa będzie zamiatana pod dywan, wkrótce może wydarzyć się kolejna podobna katastrofa.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.