Kup subskrypcję
Zaloguj się

"Stres wodny" i miejsce wśród najgorszych w Unii. Na wsiach marnuje się nawet połowa wody pitnej

Eurostat przygotował najnowszy zestaw danych odnośnie zasobów wodnych w Europie. Wiadomości są złe, a dla Polski bardzo złe. Jesteśmy już na trzecim najgorszym miejscu na kontynencie po wyspiarskich i gorących Malcie oraz Cyprze. Statystyki były nawet o ponad jedną trzecią gorsze od poziomu "stresu wodnego". W tym roku trochę lepiej popadało, ale informacje i tak nie są wesołe. NIK zrobił kontrolę i wskazał na jedną z przyczyn niedoboru. Chodzi o tragiczne niedoinwestowanie i nagminne awarie w sieciach wodociągowych. Na wsiach marnuje się przez to nawet połowa wody pitnej. Zatrucie Odry może jeszcze bardziej skomplikować sytuację.

Takie widoki możemy oglądać coraz częściej. Zasoby wody w Polsce są coraz mniejsze.
Takie widoki możemy oglądać coraz częściej. Zasoby wody w Polsce są coraz mniejsze. | Foto: karolcichon.pl / Shutterstock

Najnowsze dane Eurostatu są za 2020 r., kiedy mieliśmy drugi rok suszy i opadów jak na lekarstwo. Później było już lepiej. Ale statystyki odnoszą się do wszystkich krajów Europy, a to u nas wody ubywa w największym tempie. No może poza Maltą i Cyprem, ale to przecież wyspy na Morzu Śródziemnym i zupełnie inny klimat.

Głęboki "stres wodny" w Polsce

Według standardów ONZ jesteśmy już w głębokim "stresie wodnym". Ten stres zaczyna się poniżej 1,7 tys. m sześc. na mieszkańca. Wtedy wody ma być za mało, aby zaspokoić potrzeby ludzi i środowiska albo woda jest niezdatna do picia – tak stwierdzili naukowcy w analizie dla ONZ. I według najnowszych danych Eurostatu, w 2020 r. jako kraj zasobów wody mieliśmy zaledwie 1,1 tys. m sześc. na osobę, czyli o 35 proc. poniżej "stresu wodnego". Rok wcześniej było jeszcze mniej, bo 1,09 tys. m sześc.

No dobrze, ale 2019-2020 to były lata suszy meteorologicznej w Polsce, a potem było już lepiej, przynajmniej z opadami. To prawda, ale wyliczona przez Eurostat średnia 20-letnia niewiele poprawia obraz sytuacji. Ta średnia wynosi 1,58 tys. m sześc. na głowę. To wciąż 7 proc. poniżej poziomu "stresu wodnego".

Dalszy ciąg tekstu pod materiałem wideo

Jak podaje Najwyższa Izba Kontroli, która pod kątem strat zasobów wody przebadała 20 przedsiębiorstw gospodarki wodnej w całym kraju, jeszcze w 1972 r. zasoby wody w Polsce wynosiły 1,8 tys. m sześc. Też bez rewelacji, ale zgodnie z zasadami ONZ zagrożenia jeszcze wtedy nie było. A teraz jest.

Trzecie najgorsze miejsce w Europie

Nasze zasoby wody pitnej na mieszkańca pogorszyły się w 2020 r. o 30 proc. względem średniej z 20 lat i gorszy wynik miały tylko Malta, gdzie ubyło aż 45 proc. i Cypr z ubytkiem o 31 proc. W sąsiednich Czechach, które zamieniły się z nami w 2020 r. miejscami wśród najgorszych w Europie pod względem dostępności wody pitnej, spadek był tylko 4-procentowy, na Słowacji 1-procentowy, a w Szwecji 5-procentowy. Spór o wodę z Czechami w kontekście kopalni w Turowie nie wziął się zresztą z niczego. U nich jest tak samo źle jak u nas.

Z Niemiec i Litwy Eurostat danych nie ma. Według ostatnich dostępnych danych dla Niemiec, w 2018 r. sytuacja była wtedy gorsza niż w Polsce, bo zasoby wynosiły 1,4 tys. m sześc. na osobę, a u nas 1,6 tys. Ale już Litwa dysponowała ponad siedmiokrotnie większymi zasobami na mieszkańca niż Polska.

Najlepiej w Europie pod względem dostępnej wody pitnej jest w Norwegii i Chorwacji. My jesteśmy na trzecim miejscu od końca za Cyprem i Maltą, a według średniej długoterminowej wyprzedzają nas jeszcze w tym negatywnym rankingu Czesi.

Marnowanie wody na wsiach na wielką skalę

W 2019 r. w najbardziej deszczowym przecież zwykle lipcu, spadło zaledwie 52 mm deszczu, licząc średnią dla 11 punktów pomiaru IMGW. Rok później było tylko 51 mm. To o połowę mniej niż w poprzednich latach. W ub.r. było już lepiej, bo średnio 97 mm, ale w tym roku średnia znów spadła do 81 mm.

Są jednak rzeczy, na które wpływ mamy i te, na które nic nie poradzimy. Problem w tym, co robimy, żeby tej niewielkiej ilości wody pitnej, jaką dysponujemy, nie tracić. Nie chodzi przy tym o nasz wpływ na klimat i emisję CO2 do atmosfery, ani o zatrucia wody, jak to ostatnie w Odrze, czy wcześniejszą awarię rur prowadzących do oczyszczalni Czajka w Warszawie. Okazuje się, że marnotrawstwo wody pitnej jest gigantyczne i nagminne. Właściwie można napisać, że "gminne", bo wodę marnuje się na potęgę w niedoinwestowanych wiejskich sieciach wodociągowych.

Jak już wspomnieliśmy wyżej, NIK przeprowadził kontrolę w 20 sieciach wodociągowych w Polsce na terenie pięciu województw: kujawsko-pomorskiego, lubuskiego, mazowieckiego, opolskiego i pomorskiego. Kontrole przeprowadzono w latach 2019-2021. Przedstawione właśnie wnioski są przytłaczające.

W okresie objętym kontrolą przedsiębiorstwa wodociągowe odnotowały straty o łącznej wielkości prawie 5,3 mln m sześc. wody

– napisał NIK w raporcie.

W Gminnym Zakładzie Komunalnym w Łącku niedaleko Płocka, z siedzibą w bliskim sąsiedztwie Jeziora Łąckiego Dużego i 15 km od Wisły marnowało się dziennie przeciętnie 6,4 m sześc. wody na jeden kilometr sieci wodociągowej.

Wśród liderów w stratach wody pitnej były jeszcze: zakład w Łysomicach niedaleko Torunia oraz Park Technologiczno-Innowacyjny w Przyworach w pobliżu Opola, niedaleko Odry, a około 70 km w górę rzeki od miejsca, gdzie odnajduje się obecnie martwe ryby. W tych dwóch przedsiębiorstwach wodociągowych marnuje się ponad 4 m sześc. wody pitnej na kilometr wodociągów dziennie.

| NIK

Nawet ponad połowa wody na straty

"W ponad połowie jednostek straty wody w okresie objętym kontrolą przekroczyły 30 proc. wody wyprodukowanej i wtłoczonej do sieci. W 45 proc. objętych kontrolą przedsiębiorstw straty wody odpowiadały ponad połowie objętości wody sprzedanej, a w sześciu jednostkach straty wody przekraczały 60 proc. tej objętości" – czytamy w raporcie NIK.

W raporcie wskazano przy tym, że przedsiębiorstwa podejmowały działania naprawcze. Ale awarii było całe mnóstwo. W okresie objętym kontrolą awarii odnotowano w tych 20 jednostkach aż 1,8 tys. W przeliczeniu na kilometr sieci awarii było od 0,03 do 3,7 u rekordzisty, czyli w ZGK Górzyca, niedaleko Kostrzyna nad Odrą.

Zobacz też: Skażenie Odry w Polsce. Niemcy reagują

"Awarie sieci wodociągowych były spowodowane głównie przez ich zły stan techniczny, zużycie i wiek sieci wodociągowej, a także uszkodzenia w trakcie prowadzenia robót" – komentuje NIK. Podkreśla, że awarie choć liczne, to nie były długotrwałe i szybko je naprawiano, a przeciętna awaria trwała cztery godziny.

Skutecznie zapobiegały awariom te zakłady wodociągowe, które założyły monitoring, ale 65 proc. z nich nie miało środków, żeby go zainstalować. Co więcej, aż 14 na 20 zakładów w ogóle nie prowadziło kontroli sieci, a jedno przeprowadziło ją na zaledwie 1 proc. długości sieci. Tu też tłumaczono się brakiem środków.

"Brak informacji na temat wieku sieci"

Zły stan techniczny sieci wodociągowych jest związany z ich wiekiem. "Większość sieci (ok. 67 proc.) miała od 20 do 60 lat. Co ciekawe, 40 proc. jednostek nie miało informacji na temat wieku ich sieci, a ponad jedna trzecia przedsiębiorstw nie wiedziała, z jakiego materiału są wykonane" – alarmuje NIK.

Wskazuje, że choć narzekano na brak środków, to "kierownicy skontrolowanych jednostek nie pozyskiwali, w okresie objętym kontrolą, żadnych środków zewnętrznych (krajowych czy europejskich) na realizację zadań związanych ze zbiorowym zaopatrzeniem w wodę. W 2019 r. tylko jedna spółka pozyskała 25 tys. zł środków zewnętrznych, przeznaczając je jednak na zakup samochodu osobowego" – czytamy w raporcie.

W raporcie wskazano też na kwestię jakości wody. Aż 80 proc. zakładów miało problemy z jej utrzymaniem, a w jednej czwartej inspekcje sanitarne zakwestionowały co najmniej jedną na pięć próbek wody. W jednym zakładzie zaledwie połowa ocen wydanych przez inspekcję sanitarną potwierdzała przydatność wody do spożycia. W innym przypadku woda nie była przydatna do spożycia przez pięć miesięcy, a w innym była przydatna, ale "pod określonymi warunkami" od 2013 r.

NIK wykazał nieprawidłowości w kontrolowaniu jakości wody w aż siedmiu na 20 zakładów. Nie sprawdzano wszystkich parametrów wody lub przekazywano z opóźnieniem informacje o przekroczeniu parametrów do inspektorów sanitarnych.

Autor: Jacek Frączyk, dziennikarz Business Insider Polska