Skąd zatrucie Odry? Tropy w kilku miejscach, nagrania ścieków lecących do rzeki [WIDEO]

Mijają dwa tygodnie, od kiedy służby po raz pierwszy zaalarmowano ws. śniętych ryb w Odrze. Sprawą zajmuje się już prokuratura, ale wciąż nie ma informacji do co miejsca ani przyczyny możliwego skażenia. Wcześniej problem ginących ryb pojawił się w Gliwicach. Z kolei w Oławie, na granicy woj. dolnośląskiego, od lat mieszkańcy alarmują na temat ścieków przemysłowych zrzucanych do kanału Odry.

Setki śniętych ryb, martwe bobry, szkody dla ekosystemu trudne do oszacowania - to obraz katastrofy ekologicznej na Odrze. Nasz reporter Dominik Szczepański relacjonuje, że mieszkańcy nigdy nie widzieli takę klęski. I w rozmowach przewija się pytanie: kto jest winny? 

W czwartek prokuratura wszczęła śledztwo w tej sprawie. Służby odpowiedzialne za środowisko zapewniają, że prowadzą prace, badają jakość wody. Ale ludzie mieszkający nad Odrą - i to w niejednym miejscu - sami wskazują na przypadki potencjalnego trucia rzeki.

Kto zatruł Odrę?

Jak pisaliśmy, pierwsze informacje o śniętych rybach dotyczą jazu w miejscowości Lipki - na granicy województw dolnośląskiego i opolskiego. "Zanieczyszczenie wody, jak i śnięte ryby w Odrze występowały od jazu Lipki, co wskazuje, że źródła zanieczyszczenia należy identyfikować na wcześniejszych odcinkach Odry (przed granicą województwa dolnośląskiego)" - informował wrocławski Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska.

Niektóre informacje o potencjalnym skażeniu znacznie powyżej tego miejsca dotyczą Gliwic. W maju wędkarze zaczęli zauważać w Kanale Gliwickim wiele śniętych ryb - pisał portal kk24.pl. Przyczyny nie ustalono. W lipcu ponownie zauważono śnięte ryby w kanale. Jak pisała "Gazeta Wyborcza", zarządcy kanału i Wody Polskie zapewniają, że obecne skażenie Odry nie ma związku z tym, co działo się w kanale.

Kolejny trop to Oława. Marek Drabiński, społecznik, wędkarz i działacz PO uważa, do możliwe skażenie rzeki w jego mieście przyczyniło się do katastrofy na Odrze. Co prawda pierwsze śnięte ryby miały pojawić się w Lipkach - a więc 7 km w górę rzeki od Oławy. Jednak już w kolejnym mieście, Brzegu, problemu nie było. A pomiędzy nimi Odra płynie przez pola. Z kolej w samej Oławie działają zakłady przemysłowe, w tym dwie papiernie. Drabiński powiedział w rozmowie z nami o wieloletniej historii problemów z tymi zakładami i zrzucaniem ścieków przemysłowych do kanału, który wpada do Odry. 

- Śnięte ryby po raz pierwszy zauważono 28 lipca. Mamy zdjęcia z tego dnia. Kolega naliczył ich około 30. Dzień później było 500, a kolejnego dna już była tragedia. Do teraz z kanału żeglugowego Odry w Oławie wyłowiono ponad 6-8 ton ryb - jak na razie najwięcej w jednym miejscu na całej rzecze. Mamy też opinię ichtiologa o tym, że wieloletnia degradacja w tym kanale zaszkodziła tym rybom - powiedział Drabiński i dodał: - Coraz więcej wskazuje, że całą ta tragedia zaczęła się w Oławie. Czekamy na wyniki badań ryb - to będzie bardzo istotne. 

"Wzrost zanieczyszczeń (odkładanie się osadu zakładów papierniczych przez wiele miesięcy zdegradowały kanał żeglugowy w Oławie" - czytamy w opinii ichtiologa, którą otrzymał Drabiński. Ekspert ocenił, że kanał to cenne przyrodniczo miejsce, które może być zimowiskiem ryb. Stwierdził, że wieloletnie zanieczyszczanie może skończyć się brakiem tlenu w przypadku niskiego stanu wody i wysokiej temperatury.

Ścieki do rzeki?

Jak powiedział Drabiński, już w 2008 roku "był pierwsze sytuacje zrzutów ścieków celulozowych do rowu odwadniającego, który bezpośrednio wpada do kanału żeglugowe Odry". - Za każdym razem wzywano służby, ale Straż Pożarna była w stanie badać tylko bezpośrednie zagrożenie dla życia i zdrowia - i tego nie stwierdzano, więc sprawa na tym się kończyła - stwiedził. 

Firmą zajmowała się posłanka Zielonych Małgorzata Tracz, która w ubiegłym roku skierowała interwencję poselską do WIOŚ i burmistrza Oławy. Pisała o przypadkach wylewania ścieków od 2009 roku. "Zaangażowani w sprawę mieszkańcy i mieszkanki sami pobrali też próbki zanieczyszczonej wody, ale WIOŚ odmówił ich przyjęcia, bo próbki musi pobrać pracownik. Problem w tym, że WIOŚ nie pracuje w godzinach i dniach, kiedy ścieki są wylewane" - pisała. 

W ostatnim czasie Drabiński i inni mieszkańcy obserwowali możliwe nowe przypadku pozbywania się ścieków do kanału Odry - w tym pod koniec lipca. Sprawę opisywały lokalne media, w tym portal tuolawa.pl.

- Cały czas jest w budowie zakładowa oczyszczalnia ścieków, co zostało negatywnie zaopiniowane przez Sanepid i Wody Polskie, bo nawet te oczyszczone ścieki będą miały negatywny wpływ na faunę i florę. Mimo tego samorząd dał zielone światło na budowę - powiedział Drabiński.

Według jego relacji "wykorzystując budowę oczyszczalni, zaczęto spuszczać ścieki. Do kanału trafiała biała ciecz - mogą to być odpady poceluluzowe. Po kontroli WIOŚ pojawił się wąż strażacki, który schowany w krzakach prowadził z terenu firmy do rzeki. Na nagraniach widać, że była w nim biała substancja. Nie wiemy, jak długo mogło trwać spuszczanie nim ścieków". Te i nowsze przypadku widać na nagraniach, które udostępnił nam Drabiński:

Zobacz wideo Nagrania możliwego zrzutu ścieków do kanału Odry w Oławie

 - Na budowie są wykopy i mają zgodę na odprowadzanie z nich wód gruntowych. Ale na nagraniach z drona widać, że te wykopy bywają kompletnie suche. W końcu jest susza, wody gruntowe opadły. A mimo tego zrzucana jest woda mająca pochodzić z tych wykopów. Raz ta woda jest przezroczysta, raz biała, jak całkiem ciemna. I w czasie, kiedy zaczęły pojawiać się śnięte ryby, leciała całkiem ciemna woda - powiedział i dodał: - Koszt utylizacji odpadów to 50-70 zł za m3. To może oznaczać koszty ponad 4 mln zł w skali roku

Zadzwoniliśmy do opisywanej przez Drabińskiego firmy z prośbą o rozmowę z prezesem. Poproszono nas o wysłanie pytań na maila. Czekamy na odpowiedź.

Więcej niż jedna przyczyna katastrofy?

Jak mówił w rozmowie z Gazeta.pl ekohydrolog dr Sebastian Szklarek, możliwe, że na katastrofę na Odrze - szczególnie w takiej skali - złożyło się kilka czynników.

Jedną z możliwości jest to, że susza skumulowała poziom zanieczyszczeń. - Przy wyższych stanach wody zanieczyszczenia mają szansę zneutralizować się przez rozcieńczenie. Nie wykluczam zupełnie, że przy tak niskich stanach wody, jakie mamy, mógł pojawić się efekt kumulacji zanieczyszczeń - powiedział. 

Jednak w takim wypadku - powiedział - zagrożony byłby raczej krótszy odcinek i w mniejszej skali. - Spodziewam się, że doszło raczej do celowego zanieczyszczenia. Może być tak, że do zupy zanieczyszczeń, powstałej z powodu niskiego stanu wody doszła dodatkowa substancja, co w połączeniu spowodowało tę katastrofę - ocenił. 

 Jeśli za zniszczenie ekosystemu odpowiada kumulacja zanieczyszczeń, ogólnego złego stanu wody i dodatkowej substancji, to "ciężko będzie znaleźć sprawcę i udowodnić mu, że akurat to, co on zrzucił, przeważyło szalę".

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.