Kraj

Nadchodzi fala strajków, a rząd chce przetrącić kręgosłup związkom zawodowym

Do związku zawodowego należy przekonanie pracowników, że warto strajkować, a nie udowodnienie kolejnym instytucjom, że w ogóle można – a do tego zmierza zaproponowana przez rząd nowelizacja ustawy o strajkach. Rozmowa z Katarzyną Rakowską, związkowczynią i badaczką sporów zbiorowych.

Katarzyna Przyborska: Dlaczego akurat teraz rząd wziął się za nowelizację ustawy o sporach zbiorowych i strajkach?

Katarzyna Rakowska: Moment jest kluczowy. Mamy bardzo duże roszczenia płacowe, które prawdopodobnie skończą się protestami. Mają one dwa źródła. Dzięki działaniom osłonowym rządu pandemia okazała się dla pracodawców łagodna, w 2021 roku osiągnęli oni rekordowe zyski, które jednak nie przełożyły się na płace pracowników. Do tego mamy właśnie rekordową od dwóch dekad inflację, która sprawia, że nasze płace już są o 14–15 proc. mniej warte niż rok temu, że możemy za nie mniej kupić.

Niezadowolenie widać w ZUS-ie, Krajowej Administracji Skarbowej, nauczycieli też nie satysfakcjonują ostatnie zmiany w wynagrodzeniach. Na ogół budżetówka.

Związki zawodowe wchodzą w coraz więcej sporów zbiorowych, planowane są protesty, widać ogromne niezadowolenie. A to administracja publiczna i spółki skarbu państwa mają najwyższe uzwiązkowienie. Jednocześnie to tam rządowi najłatwiej szukać oszczędności, bo po prostu może zamrozić budżetówce płace, tak jak to się stało po kryzysie roku 2008, kiedy w budżetówce zamrożono płace na prawie 10 lat. To zamrożenie może czekać nas w przyszłym roku ze względu na przewidywaną 18-procentową inflację.

Ale niezadowolenie nie ogranicza się do tzw. budżetówki. W tym roku obserwowaliśmy strajki także w sektorze prywatnym, od kilku lat coraz częściej strajkuje kluczowy nowy przemysł – automotive. Dlatego ograniczenie możliwości związków zawodowych jest teraz dla rządu priorytetowe.

ZUS: milion sześćset tysięcy nadgodzin i groźba ubóstwa

To nie jest nowa polityka. Pracodawcy i pracownicy wciąż są ustawiani przeciw sobie, choć dobra kondycja przedsiębiorstw jest w interesie jednych i drugich.

Pracodawcy i pracownicy nie są ustawiani przeciwko sobie. Są na innych, konfliktowych pozycjach z powodów strukturalnych – tego, jak zorganizowana jest gospodarka kapitalistyczna. To, jak wygląda prawo, zależy od tego, która ze stron ma większy wpływ na funkcjonowanie państwa. Od 30 lat państwo walczy ze związkami zawodowymi. Logika jest wciąż ta sama od 1982 roku, kiedy pierwsza ustawa o strajku została wprowadzona po stanie wojennym. W 1991 roku została niemal w całości przepisana po to, żeby przeprowadzić przyspieszoną prywatyzację i wprowadzić plan Balcerowicza. I nadal obracamy się w logice, w której kapitał i pracodawca są na pierwszym miejscu, a organizacje pracowników na dalszym.

Jak państwo chce zapobiec fali strajków? Ustawodawca chce np. wspólnej reprezentacji.

To odświeżony po trzydziestu latach pomysł na to, jak zwalczać mniejsze związki zawodowe. Proponowana zmiana polega na tym, że w sporze zbiorowym musi uczestniczyć organizacja reprezentatywna. Oznacza to, że mniejsze związki zawodowe, jeżeli nie dogadają się z organizacją reprezentatywną, nie będą mogły same tego sporu prowadzić. Mniejsze związki zawodowe są w Polsce często bardziej radykalne, powstają w odpowiedzi na niezadowolenie z działań dużych związków, częściej podejmują walkę w zakładach pracy i chodzi o to, by je po prostu „wykosić”. Ten trend został zapoczątkowany w 2019 roku, kiedy w ustawie o związkach zawodowych został podniesiony próg reprezentatywności, a od niej zależy wiele uprawnień organizacji pracowników. Teraz jest krok następny: w sporach zbiorowych i strajkach będzie musiała uczestniczyć organizacja reprezentatywna.

Czyli jeśli strajkuje jeden zakład pracy, gdzie jest jeden związek zawodowy, to problemu nie ma? Bo ten jeden jest reprezentatywny? A w większym?

Związek zawodowy zrzeszony w centrali ogólnopolskiej, jak OPZZ, Solidarność czy FZZ, będzie miał większe uprawnienia niż związek zawodowy, który do tej centrali nie należy. Związki należące do central w danym zakładzie pracy muszą zrzeszyć mniej osób, by zostać uznane za reprezentatywne – wystarczy 8 proc. pracowników. Inicjatywa Pracownicza, Związkowa Alternatywa czy Sierpień ’80 muszą zrzeszyć więcej, bo 15 proc. załogi.

Do tej pory reprezentatywność miała znaczenie przy ustalaniu na przykład regulaminów wynagradzania, ale spór zbiorowy, czyli protest przeciwko warunkom pracy, mógł prowadzić każdy związek zawodowy. Zgodnie z nowym projektem pracodawca może podpisać porozumienie kończące spór z organizacją reprezentatywną, a organizacje, które się na to nie zgadzają, nic nie będą mogły na to poradzić, będą zmuszone podporządkować się reprezentatywnym związkom zawodowym.

Z niedawnych doświadczeń pracowników ZUS-u czy skarbówki wiemy, że duże związki zawodowe często trzymają stronę pracodawców…

Jak najbardziej. Pracodawca będzie miał dzięki takim zmianom mniejszą pulę związków zawodowych, z którą ma negocjować, a rzeczywiście zdarza się tak, że część związków zawodowych jest związkami żółtymi. „Żółty związek zawodowy” to określenie ukute przez związkowców już lata temu na związek ugodowy, który współdziała z pracodawcą. Były związki czerwone − klasowe, ale związki żółte nie mają tego klasowego wymiaru.

Czy drogą dla nich nie byłoby utworzenie własnej centrali?

Wchodzimy tu w dość skomplikowaną sferę reprezentatywności, na poziomie i ogólnopolskim, i zakładu pracy. Na poziomie zakładu pracy porozumienie między związkami może być skuteczne, by uzyskać reprezentatywność, natomiast na poziomie ogólnopolskim, bo przy tak niskim uzwiązkowieniu, nie ma teraz możliwości, by powstała czwarta centrala związkowa. Trzeba dosięgnąć progu 300 tysięcy osób. Mamy zakonserwowany układ, a uzwiązkowienie spada.

Skarbówka ostrzega: wyższe pensje albo paraliż

Kolejna sprawa to ograniczenie czasu trwania sporu zbiorowego.

Prowadzę badania nad sporami zbiorowymi i rzeczywiście, osoby, z którymi rozmawiam, mówią, że podstawową strategią pracodawcy jest przedłużanie sporu, to znaczy odmawianie negocjacji, nieprzychodzenie na rokowania, niepodpisywanie protokołów rozbieżności. Ta strategia sprawdza się u większości pracodawców. W omawianym projekcie ustawy usankcjonowano mechanizmy, które związki zawodowe już stosowały, by zdynamizować spór, np. jednostronne podpisanie protokołu rozbieżności, czego pracodawcy odmawiali. Brak protokołu rozbieżności po rokowaniach sprawia, że nie można przejść do mediacji, brak protokołu po mediacjach sprawia, że nie można przeprowadzić referendum. Ten projekt stara się to zmienić. Propozycja zawarta w projekcie z jednej strony ma skrócić spory zbiorowe, ale czy zmniejszy ich skuteczność, czy będą po prostu wygasać po dziewięciu miesiącach?

Jest jeszcze sądowe badanie ważności referendum.

To jest bardzo niebezpieczny pomysł. Wprowadza nowe terminy: 7 dni na protest pracodawcy, następnie sąd ma 14 dni na zbadanie tego referendum, potem pracodawca na apelację 7 dni i kolejny sąd ma 14 dni. To sprawia, że termin strajku odsuwa się nam o co najmniej sześć tygodni. Po drugie musimy pamiętać, jak działają polskie sądy, czy zostanie dotrzymany termin dwóch tygodni? Ja w to nie wierzę. Liczba zażaleń na bezczynność sądów jest ogromna, po covidzie są zakorkowane, można pisać zażalenia, ale nie przyspieszą one procedowania.

Po trzecie mamy coś takiego jak klimat orzeczniczy w danym okresie. Nie możemy wierzyć, że sądy pracy będą po stronie związkowców. Mamy wiele przykładów na świecie i w Polsce, że kiedy np. dochodzi do prywatyzacji zakładu pracy, a w grę wchodzi poważna spółka skarbu państwa, to sądy orzekają na rzecz pracodawcy. Tak było też np. w sprawie reprywatyzacji nieruchomości. Klimat orzeczniczy dawał pierwszeństwo prawu własności prywatnej przed prawem do mieszkania. Oba to prawa człowieka i któreś trzeba było wybrać.

Kogo bronić przed inflacją, czyli lekcja Balcerowicza

Mamy orzeczenia, szczególnie te zakazujące strajku w pierwszej instancji, kiedy sądy mówią o ochronie prawa własności prywatnej i ochronie zysku. Kontrola sądowa jest wprowadzaniem kolejnego, piątego etapu sporu zbiorowego, którego wyniku związki zawodowe nie mogą być pewne.

Ustawodawca powołuje się na art. 59 Konstytucji RP, który gwarantuje wolność zrzeszania się w związkach zawodowych i w organizacjach pracodawców. Uznaje, że związkom zawodowym przysługuje prawo do organizowania strajków pracowniczych i innych form protestu w granicach określonych w ustawie. Wydaje się, że te granice określone w ustawie interesują go najbardziej.

Widzimy postępującą biurokratyzację procesu sporu zbiorowego. Coraz więcej potrzeba jest dokumentów, związki zawodowe przez rok − powiedziane jest w tym projekcie − będą musiały trzymać wszystkie dowody na przeprowadzenie referendum. Przed referendum muszą przesłać regulamin referendum pracodawcy, chyba tylko po to, by mógł je zaskarżyć do sądu. To logika, w której o prawa musimy się wystarać, udowodnić je i udokumentować, że mamy prawo do strajku, i jeszcze udowodnić to przed sądem.

Zanim zaczniemy w ogóle zajmować się płacami i warunkami pracy.

To postępowanie zgodne z logiką, w której wolności i prawa obywatelskie muszą zostać udowodnione, udokumentowane i uzależnione od przynależności do dużej organizacji, a nie przynależą nam się po prostu jako wolności, prawo do protestu i strajkowania. Nie wszędzie tak jest. We Francji np. prawo do strajku uregulowane jest w logice wolności do strajku. Związek wysuwa żądania, a jeśli nie są one spełnione, to organizuje strajk. Do związku zawodowego należy przekonanie pracowników, że warto strajkować, a nie udowodnienie kolejnym instytucjom, że w ogóle można.

Skrócony tydzień pracy? Super, będzie można znaleźć dodatkową robotę

Czy wszyscy powinniśmy się tymi zmianami przejmować, czy to jakaś niszowa sprawa?

Próba ograniczenia sprawstwa mocy związków zawodowych pozbawia nas, pracowników, bardzo wielu uprawnień z szerokiego zakresu. Zbiorowe prawo pracy i uprawnienia związków zawodowych to uprawnienia do zbiorowego protestu, zbiorowej kontroli warunków pracy, do kontroli bezpieczeństwa pracy, ustalania regulaminów płacy. Takich uprawnień indywidualny pracownik nigdy nie będzie miał. Im mniej jest związków zawodowych, im mniejsze ich uprawnienia, tym warunki pracy będą gorsze.

**
Katarzyna Rakowska − działaczka Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Inicjatywa Pracownicza, doktorantka na Wydziale Socjologii UW.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Katarzyna Przyborska
Katarzyna Przyborska
Redaktorka strony KrytykaPolityczna.pl
Redaktorka strony KrytykaPolityczna.pl, antropolożka kultury, absolwentka The Graduate School for Social Research IFiS PAN; mama. Była redaktorką w Ośrodku KARTA i w „Newsweeku Historia”. Współredaktorka książki „Salon. Niezależni w »świetlicy« Anny Erdman i Tadeusza Walendowskiego 1976-79”. Autorka książki „Żaba”, wydanej przez Krytykę Polityczną.
Zamknij