Spis treści:

Jak dzieci spędzały wakacje w czasach PRL-u?

Wakacje dzieci w PRL-u różniły się od tych, które spędzają dzisiaj najmłodsi. Nie było wówczas komputerów i smartfonów, świetnie wyposażonych placów zabaw, dużej ilości zabawek i zorganizowanych atrakcji. Najczęściej nie wyjeżdżało się też za granicę, a rodzice nie organizowali dzieciom wolnego czasu i nie strzegli ich jak w oka w głowie.  

Nie znaczy to jednak, że wakacje w PRL-u były gorsze czy mniej ciekawe od dzisiejszych – w tamtych latach, ze względu na panujące wówczas warunki, dzieci spędzały dużo więcej czasu na zewnątrz i częściej obcowały z przyrodą, bardziej integrowały się ze środowiskiem rówieśniczym i mogły rozwijać swoją kreatywność, samodzielnie wymyślając dla siebie atrakcje i zabawy.

Przeczytaj również: QUIZ: Slang młodzieżowy w PRL-u. Już przy 2. pytaniu może być kłopot

Jeden wielki plac zabaw

Obecnie dzieci bawią się na doskonale wyposażonych i wieloelementowych placach zabaw, które najczęściej są ogrodzone, wyłożone miękką nawierzchnią i... nie pozostawiają wiele dla wyobraźni i kreatywności.

W PRL-u place zabaw, jeśli w ogóle były, to najczęściej składały się jedynie z kilku metalowych elementów – drabinek, huśtawek i piaskownicy – ustawionych na trawie lub... betonie! Nikt wówczas nie przejmował się skaleczeniami czy rozbitymi kolanami. Wieczorem, co najwyżej, mamy smarowały je gencjaną (tj. środkiem leczniczym o antyseptycznych właściwościach), przez co pół osiedla chodziło później z fioletowymi plamami na różnych częściach ciała.

Projekt bez nazwy
Place zabaw w PRL-u nie przypominały tych dzisiejszych /fot. NAC


Samochodów było wówczas dużo mniej, więc dzieci nie były tak bardzo pilnowane i wolno było im oddalać się na duże odległości. Nawet kilkulatki wychodziły same z domów, a jednym wielkim placem zabaw stawało się osiedle albo nawet cała okolica.

Można wówczas było wspinać się po drzewach, budować bazy czy fortyfikacje z tego, co było pod ręką, uprawiać sporty, grać w różnego rodzaju osiedlowe gry, jeździć składakami o nazwie „Wigry” i kąpać się lub moczyć nogi w sadzawkach i kałużach. Część osiedli miała nawet własne niewielkie fontanny czy brodziki, w których można było się ochłodzić w upalny dzień.

Projekt bez nazwy
Brodzik dla dzieci na Osiedlu Szmulowizna w Warszawie /fot. NAC


Dzieci bawiły się tam, gdzie tylko się dało, włącznie z miejscami niebezpiecznymi, jak place budowy, które często okazywały się dla nich najbardziej interesujące. Nie ograniczało ich nic prócz wyobraźni, a wszystko, co napotkali na swojej drodze, mogło posłużyć do zabawy.  

Centrum spotkań dla młodszych i starszych dzieci był oczywiście znajdujący się na każdym osiedlu trzepak, który służył również do wykonywania różnorakich ewolucji akrobatycznych lub jako siatka do gry w siatkówkę.

Projekt bez nazwy
Jedną z rozrywek były również gry zespołowe /fot. NAC

 

Wspólne gry i zabawy w PRL-u

W PRL-u rzadko kto siedział w domu, spędzając czas z samym sobą. Niemal wszyscy wychodzili na podwórko i bawili się razem lub spędzali ze sobą czas. Po osiedlu chodziło się całymi zgrajami, dzięki czemu zawsze było wesoło. Wspólnie wymyślało się też gry i zabawy, w których można było brać udział grupowo lub w drużynach.   

Projekt bez nazwy
Osiedlowy trzepak miał w czasach PRL-u wiele funkcji /fot. autor: Ignacy Płażewski, licencja: CC BY-SA 3.0 pl 


Często uprawiano sporty, a nikomu nie przeszkadzał fakt, że zazwyczaj trzeba było samodzielnie stworzyć sobie boiska do gry w piłkę. Inne zabawy również były grupowe i wiązały się z aktywnością fizyczną na świeżym powietrzu. Grano w klasy i w gumę, skakano na skakance i toczono „fajerki”, popularna była też gra w kapsle. Czasami wszystkie dzieciaki z osiedla wspólnie bawiły się w chowanego lub podchody, co wiązało się z wielką frajdą i sprawiało, że więzi międzyludzkie się zacieśniały.

Projekt bez nazwy
Każde miejsce było odpowiednie do zabawy /fot. NAC


Przeczytaj również: QUIZ: Byłeś uczniem w PRL? Z łatwością odpowiesz na te pytania, choć przy 9. może być różnie

Zabawki z tego, co jest pod ręką

Jak bawiły się dzieci w czasach PRL-u? W sklepach nie było wówczas podstawowych produktów, a co dopiero takiej ilości zabawek, jaka jest dziś. Nawet jeśli można było kupić jakieś w Pewexie (tj. sklepie z trudno dostępnymi towarami), to dostawało się je tylko na specjalne okazje, jak urodziny czy święta, ponieważ rodzice zwykle nie mieli na nie pieniędzy. W tym przypadku również trzeba było radzić sobie samemu.  

Projekt bez nazwy
Dolina Szwajcarska w Warszawie /fot. NAC


Kapsle mogły więc posłużyć do gry; elementy kuchenki, czyli fajerka i pogrzebacz, do zabawy w toczenie kołem; ze skrawków materiałów można było uszyć sukienkę dla lalki, a z drewna wystrugać figurki. Stare opony i łańcuch często natomiast przeobrażano w huśtawkę.

Oczywiście można też było wykorzystać własną wyobraźnię. Wtedy rower stawał się motocyklem, szałas — domem, plac budowy mógł być torem przeszkód, a gałąź drzewa — masztem statku płynącego na wielkich wodach.

Dzikie dzieci PRL-u

W dzisiejszych czasach młodsze dzieci wychodzą na podwórko pod opieką rodziców, a starsze są bacznie przez nich obserwowane z okien domów czy bloków. Większość zresztą bawi się na ogrodzonych osiedlach i placach zabaw. W PRL-u wyglądało to jednak zupełnie inaczej.

Gdy rodzice wychodzili do pracy, dzieci dostawały od nich klucz do domu, który wieszało się na sznurku u szyi, i wybywały na podwórko, by spędzić tam cały dzień. Czasami dostawało się od mamy kanapkę, ale gdy znów było się głodnym, a rodzice lub dziadkowie byli w domu, można było poprosić o zrzucenie czegoś z balkonu lub okna... Oczywiście jeśli potrafiło się pod nim dostatecznie głośno krzyczeć. Nie było wówczas telefonów komórkowych, więc ten sposób komunikacji działał również w drugą stronę — gdy nadchodziła pora obiadowa, mamy wołały z balkonów i okien swoje pociechy, by przyszły do domu.  

Projekt bez nazwy
Nie tylko piaskownica, a całe osiedle w PRL-u było wielkim placem zabaw /fot. NAC


Każdy wiedział zresztą wówczas, na co kiedy jest czas i dotrzymywał terminów, bo skoro nie było telefonów, trzeba było się umawiać w konkretnym miejscu i czasie, ewentualne pójść po kolegę do jego domu lub zawołać go, wykorzystując „komunikację balkonową”.

Przeczytaj również: Czego nie przewidzieli nauczyciele w czasach PRL?

W czasie deszczu dzieci się... nie nudziły!

Deszcz w wakacje nie był dla dzieci w czasach PRL-u problemem. Można było wówczas wyjść w kaloszach oraz przeciwdeszczowym płaszczu i poskakać w kałużach albo złapać ślimaka, dżdżownicę lub żabę.  

Jeśli jednak wolało się uniknąć przemoczenia, zawsze można było znaleźć miejsce pod jakimś daszkiem lub przenieść się do czyjegoś domu, by pograć w kapsle, cymbergaja, statki, warcaby czy karty.

Kolonie i półkolonie w PRL-u

W czasach PRL-u popularne były kolonie, najczęściej organizowane przez zakład pracy rodziców lub przez harcerstwo, jeśli ktoś do niego należał. Nie przypominały one jednak w niczym dzisiejszych obozów zagranicznych.

Projekt bez nazwy
W PRL-u wiele dzieci należało do harcerstwa /fot. NAC


O wyjeździe za granicę, luksusach czy noclegach w hotelach nikt wówczas nawet nie marzył. Harcerze rozbijali własne obozowiska — spali w namiotach na „kanadyjkach”, mieli kuchnie polowe, kąpali się w zbiornikach wodnych i palili ogniska.

Na obozach zorganizowanych przez zakłady pracy czy inne instytucje często spało się w szkołach, które na czas wakacji pozostawały puste — na łóżkach lub materacach. Na obóz czy kolonię zazwyczaj jeździło się pociągiem. Czasem dla uczestników wyjazdu wynajmowany był nawet cały wagon, co gwarantowało pełną wrażeń podróż.

Projekt bez nazwy
Kolonia w Warszawie /fot. NAC


W domach kultury czy szkołach były organizowane tzw. półkolonie. Nie kosztowały one tyle, ile zwykłe kolonie, bo zazwyczaj trwały tylko w godzinach pracy rodziców, zatem nie wymagały miejsc noclegowych. Dzięki półkoloniom dzieci miały zapewnioną opiekę, jedzenie i zorganizowany czas, bo opieką wychowawców, można było korzystać z wakacyjnych atrakcji oferowanych przez daną miejscowość np. odkrytych basenów, miejskich plaż, kin, teatrów itp.

Przeczytaj również: Dzieci w Powstaniu Warszawskim. Jak walczyli najmłodsi?

Wakacje z rodzicami w PRL-u

Niektóre dzieci wyjeżdżały na wakacje z rodzicami. Często na takie wczasy również były organizowane przez zakłady pracy. Jeździło się wówczas w ramach Funduszu Wczasów Pracowniczych do państwowych ośrodków wypoczynkowych. Większość z nich znajdowała się nad morzem, w górach lub uzdrowiskach, inne... jedynie kilkanaście czy kilkadziesiąt kilometrów od miejscowości, w której się mieszkało, ale to niczemu nie przeszkadzało, bo wszyscy zawsze chętnie jeździli na wakacje, jeśli była taka możliwość.

Projekt bez nazwy
Wakacje pod namiotami nad wodą /fot. NAC


Często sama podróż samochodem już była wielkim przeżyciem — trzeba było zabrać prowiant, bo po drodze nie było restauracji czy barów. Dzięki temu można było jednak cieszyć się rodzinnym posiłkiem na łonie natury podczas postoju. Na miejscu wypoczynku korzystanie z restauracji, szczególnie częste, również nie było popularne — jadło się domowe obiady głównie w znajdującej się w ośrodku wczasowym stołówce.

Projekt bez nazwy
Wakacje nad morzem /fot. NAC


Niektóre rodziny wybierały biwak i spanie w namiocie. Specjalny camping czy pole namiotowe nie były wtedy koniecznością — większość osób rozbijała się na dziko przy rzece, jeziorze lub lesie, a zarówno rodzice, jak i dzieci integrowały się przy wieczornych ogniskach z rozbitymi w pobliżu wczasowiczami.

Choć czas PRL-u był burzliwym i trudnym okresem, to sporo osób wspomina swoje przypadające na tamte lata dzieciństwo z rozrzewnieniem. Mimo tego, że wiele rzeczy było niedostępnych, a możliwości były mniejsze niż dziś, to doceniało się wówczas to, co najważniejsze, a czego we współczesnym świecie coraz mniej, czyli bezpośrednie kontakty rodziną, rówieśnikami i przyrodą oraz nieskrępowaną możliwość poznawania świata na własnych zasadach i rozwijania własnej wyobraźni oraz kreatywności. 

Oprac.: Joanna Cwynar


Rozwiąż nasze quizy:

QUIZ ortograficzny. Czy wiesz, jak zapisać te rzadko używane wyrazy?

Bardzo trudny QUIZ z wiedzy ogólnej. Nieliczni zdobywają 100 proc.

QUIZ: Byłeś uczniem w PRL? Z łatwością odpowiesz na te pytania, choć przy 9. może być różnie