Tani jednolity bilet na wszystkie rodzaje transportu. „Nie jesteśmy na to gotowi”

Niemcy wprowadzili - pilotażowo - bilet za 9 euro, uprawniający do przejazdów komunikacją miejską, aglomeracyjną i regionalną w całym kraju przez miesiąc kalendarzowy. Ta atrakcyjna oferta okazała się sukcesem, więc pojawiły się pytania, dlaczego by nie spróbować z podobnym rozwiązaniem w Polsce... Eksperci nie mają jednak wątpliwości: nasi przewoźnicy, przede wszystkim kolejowi, nie mają wystarczającego zaplecza taborowego, by obsłużyć znacząco zwiększony ruch pasażerski. Ale to nie jedyna przeszkoda.
  • Posłowie Polska 2050 skierowali do ministra infrastruktury interpelację, w której przytoczyli pozytywne efekty wdrożenia jednolitego biletu u naszych zachodnich sąsiadów i zapytali, czy są plany wprowadzenia takiej opcji w Polsce - np. za 50 zł.
  • Z punktu widzenia pasażera byłaby to na pewno atrakcyjna oferta, gorzej w przypadku przewoźników. - Obecnie pociągi na wielu trasach jeżdżą przepełnione i bez inwestycji w tabor oraz przepustowość sieci możemy zmierzyć się z olbrzymimi problemami natury logistycznej - uważa Jacek Szmagliński z Politechniki Gdańskiej.
  • Prezes Stowarzyszenia Ekonomiki Transportu Paweł Rydzyński wskazuje ponadto, że trudno byłoby to zrobić na gruncie polskim, np. z uwagi na odmienne uprawnienia do ulg obowiązujące na kolei, w autobusowej komunikacji regionalnej i komunikacji miejskiej. - Posłowie mogliby raczej zająć się właśnie kwestią uporządkowania ulg - podkreśla.

Oferta „9 Euro Ticket” została w Niemczech wprowadzona ustawą (wraz z innymi rozwiązaniami o charakterze socjalnym dla obywateli) na okres od czerwca do końca sierpnia br. Obowiązuje we wszystkich rodzajach niemieckiego transportu publicznego organizowanego przez samorządy, a więc dotyczy pojazdów komunikacji regionalnej i lokalnej, ale już nie obejmuje transportu dalekobieżnego.

Każdy obywatel może skorzystać z tej opcji przez miesiąc kalendarzowy. I wielu korzysta, dlatego Niemcy mówią o sukcesie.

Dostrzegli to również m.in. polscy politycy. Posłowie Polska 2050 - Hanna Gill-Piątek, Tomasz Zimoch i Paweł Zalewski - skierowali w lipcu do ministra infrastruktury Andrzeja Adamczyka interpelację w tej sprawie, proponując przeniesienie rozwiązań niemieckich na polski grunt.

Sprawdź też: Austriacy i Niemcy „przeceniają” bilety. Polska komunikacja na rozdrożu

21 mln biletów, obniżka cen benzyny, redukcja inflacji

Parlamentarzyści podkreślili, że - jak podał Związek Niemieckich Przedsiębiorstw Transportowych - już w pierwszym miesiącu obowiązywania oferty sprzedano 21 milionów biletów, a branża liczy się ze nawet z pulą 30 milionów biletów miesięcznie.

"Według danych dotyczących natężenia ruchu w różnych środkach transportu, ruch na kolei wzrósł o 40 proc. w porównaniu do analogicznego okresu w 2019 r., zmniejszył się też - choć nie aż tak, jak się spodziewano - ruch kołowy. Pojawiły się też głosy eksperckie, że bilet za 9 euro, obok czasowego obniżenia cen benzyny, przyczynił się do spowolnienia tempa inflacji w ostatnich tygodniach. Mniejsze zużycie ropy przełożyło się na obniżenie wskaźników inflacji, a w efekcie nasi zachodni sąsiedzi odnotowali w ubiegłym miesiącu mniejszy wzrost cen, podczas gdy w Polsce inflacja wciąż narasta" - zwrócili uwagę posłowie.

Posłowie Polska 2050 Hanna Gill-Piątek (na zdjęciu), Tomasz Zimoch i Paweł Zalewski zaproponowali wprowadzenie w naszym kraju uniwersalnego biletu za 50 zł w okresie wrzesień-grudzień. (Fot. Hanna Gill-Piątek Facebook)
Posłowie Polska 2050 Hanna Gill-Piątek (na zdjęciu), Tomasz Zimoch i Paweł Zalewski zaproponowali wprowadzenie w naszym kraju uniwersalnego biletu za 50 zł w okresie wrzesień-grudzień. (Fot. Hanna Gill-Piątek Facebook)

Posłowie zauważyli, że realizacja tego programu nie byłaby możliwa dla spółek kolejowych, gdyby nie fakt, że niemieckie ministerstwo właściwe ds. transportu zapewniło rekompensaty finansowe. W sumie zabezpieczono na ten cel dla publicznych przewoźników ok. 2,5 mld euro.

Efekty pilotażowego programu są obecnie analizowane przez zespół z Politechniki Drezdeńskiej (grupa badawcza "Flexible Transport Systems and Complex Urban Dynamic") - pod kątem stworzenia uniwersalnego biletu za trochę wyższą cenę, który można byłoby wprowadzić po końcu edycji letniej.

Uniwersalny bilet w Polsce za 50 zł? To koszt rzędu 15 mld zł!

Zdaniem autorów interpelacji tani uniwersalny bilet mógłby być odpowiedzią na polskie problemy w publicznym transporcie zbiorowym.

"Bilet taki mógłby w Polsce kosztować 50 zł. Oprócz oczywistego aspektu promocji podróżowania bardziej zrównoważonym transportem kolejowym, dochodzi również kwestia obniżenia kosztów podróży, które w ostatnich miesiącach bardzo wzrosły: z jednej strony ze względu na podnoszone przez spółki kolejowe ceny biletów, z drugiej - ze względu na rosnące ceny paliwa w przypadku podróży transportem kołowym. Oprócz obniżenia kosztów codziennego funkcjonowania taki bilet wielu osobom mógłby dać szansę na wyjazd na jakikolwiek wypoczynek w tym roku" - uzasadnili parlamentarzyści Polski 2050.

Obliczyli, że takie rozwiązanie w Polsce na okres wrzesień-grudzień kosztowałoby ok. 15 mld zł, włączając w to już rekompensaty dla samorządów. Posłowie wskazali jednak, że to zaledwie 6 proc. ze środków, które Polska ma otrzymać z Europejskiego Funduszu Odbudowy.

"Wprowadzając jednolity bilet, wydamy środki z Funduszu zgodnie z jego przeznaczeniem: nie tylko ułatwimy życie milionom Polek i Polaków, ale przy tym obniżymy inflację i zmniejszymy zużycie paliw kopalnych w Polsce" - podsumowali, pytając, czy resort infrastruktury rozważa wprowadzenie jednolitego biletu na transport publiczny w niskiej cenie oraz jakie są wstępne założenia tego projektu.

Zobacz: Pasażerowie komunikacji miejskiej wracają, ale powoli. Liczby, fakty, pieniądze

Atrakcyjne dla pasażera, problematyczne dla przewoźników

Resort nie udzielił jeszcze wprawdzie odpowiedzi, ale o opinię na temat poselskiej propozycji poprosiliśmy ekspertów w dziedzinie publicznego transportu zbiorowego.

Członek Rady ds. Mobilności i Transportu w Gdańsku oraz adiunkt w Katedrze Inżynierii Drogowej i Transportowej na Politechnice Gdańskiej Jacek Szmagliński przyznał, że dla  pasażera to rozwiązanie bardzo zachęcające do korzystania z usług kolei (co potwierdziły statystyki przewozów).

- Z punktu widzenia przewoźników kolejowych, którzy w miesiącach wakacyjnych przewożą rekordowe liczby pasażerów, należałoby wprowadzić kompleksowy plan zwiększenia podaży miejsc w pociągach, w przypadku pojawienia się dodatkowego popytu. Obecnie pociągi na wielu trasach jeżdżą przepełnione i bez inwestycji w tabor oraz przepustowość sieci możemy zmierzyć się z olbrzymimi problemami natury logistycznej. Sprawa wymaga dogłębnego zbadania i zaplanowania - skomentował.

Zobacz: Szare plamy i połączenia raz na tydzień. Oferta kolei daleka od standardów

Nowych pasażerów nie byłoby czym przewieźć

Według Pawła Rydzyńskiego, prezesa Stowarzyszenia Ekonomiki Transportu każdy pomysł promocji transportu publicznego jest dobry, a bilet za 50 zł na pewno byłby magnesem.

- Ale polska kolej nie jest przygotowana na dalszy wzrost liczby pasażerów. PKP Intercity, aby obsłużyć szczyty przewozowe w wakacje, od kilku lat wypożycza wagony z Czech (wcześniej również ze Słowacji). Teraz i tak jest to już mniejsza liczba niż w poprzednich latach, bo zwiększyła się skala modernizacji i zakupów nowych wagonów. Ale nie zmienia to faktu, że skala inwestycji w nowy tabor jest mała, a przede wszystkim w ostatnich kilkunastu latach „w krzaki” odstawiono kilkaset wagonów. Gdyby pojawili się nowi pasażerowie, skuszeni tanimi biletami, kolej nie miałaby jak ich przewieźć - zwrócił uwagę.

Zdaniem prezesa SET ten sam problem dotyczy przewoźników regionalnych i aglomeracyjnych, bo chociaż powstające w ostatnich latach spółki wojewódzkie czynią znaczące inwestycje w tabor, to tworzyły swoją bazę od podstaw, więc taboru na pewno nie mają w nadmiarze. A problemów taborowych nie brakuje także w spółce Polregio.

Wzmożony popyt na przejazdy koleją za niewielką cenę dla przewoźników kolejowych oznacza problem z zapewnieniem odpowiedniej liczby taboru... (Fot. PKP PLK Facebook)
Wzmożony popyt na przejazdy koleją za niewielką cenę dla przewoźników kolejowych oznacza problem z zapewnieniem odpowiedniej liczby taboru... (Fot. PKP PLK Facebook)

Uporządkować ulgi i nadal walczyć z wykluczeniem komunikacyjnym

Ponadto przy realizacji pomysłu stworzenia wspólnego biletu dla kolei i komunikacji miejskiej trzeba byłoby się zmierzyć m.in. z problemem uprawnień do przejazdów ulgowych.

- Odmienne uprawnienia obowiązują na kolei, odmienne w autobusowej komunikacji regionalnej, a w komunikacji miejskiej wiele ulg jest wprowadzanych samodzielnie przez samorządy. Dodatkowym problemem pozostaje jfakt, że w kolei i komunikacji regionalnej ulgi ustawowe są refundowane przez państwo, a w komunikacji miejskiej nie. W efekcie tzw. „wspólne bilety” na kolej i komunikację miejską w aglomeracjach funkcjonują np. kosztem wielkich wyrzeczeń finansowych, bo kolejarze, przystępując do „wspólnego biletu”, rezygnują z refundacji ulg - wyjaśnił prezes SET.

Paweł Rydzyński wskazał też, że często nie jest to już „wspólny bilet”, tylko „wspólny blankiet”, ponieważ osobno kupuje się promocyjny bilet miejski, a osobno kolejowy - żeby zachować możliwość refundacji ulg. A nie wiadomo, czy koszt podany w interpelacji uwzględnia tę kwestię.

- Posłowie, zamiast zajmować się nierealnymi pomysłami wprowadzenia ogólnokrajowych biletów za 50 zł, mogliby raczej zająć się właśnie kwestią uporządkowania ulg. Jeśli wydawać na coś pieniądze z centralnego budżetu, to raczej nie na tanie bilety, tylko na walkę z wykluczeniem komunikacyjnym. W Polsce średnio co 4-5 miejscowość nie ma transportu publicznego, a drugie tyle ma ofertę minimalną (pojedyncze kursy w dni nauki szkolnej). Receptą na to mogłaby być np. „subwencja transportowa”, czyli „znaczone pieniądze” dla samorządów z obowiązkiem wydania ich na organizację transportu, na wzór subwencji oświatowej - podpowiedział ekspert SET.

Statystyki niemieckiej kolei o kilka razy "większe" od polskiej

Bartosz Jakubowski z Klubu Jagiellońskiego, porównując możliwości przewoźników polskich i niemieckich, zaznaczył, że największą różnicą wcale nie jest brak integracji taryfowej między regionami czy organizatorami transportu w Polsce, ale przede wszystkim różnica w postrzeganiu tego, co jest dobrym, a co złym transportem. Nasi zachodni sąsiedzi wprawdzie też nie mają na stałe ujednoliconej taryfy, ale integracja jest tam na pewno pod tym względem większa.

Czytaj też: "Czarne owce" na polskiej kolei trzymają się mocno. Czesi nam odjechali

- Niemcy mają niemal dwukrotnie większą gęstość zaludnienia niż Polska. Kolej niemiecka w 2019 r. przewiozła prawie 9 razy więcej pasażerów niż polska. To 335 mln pasażerów po wschodniej stronie Odry w stosunku do 2 mld 938 mln po zachodniej. Praca przewozowa w Niemczech jest prawie 5 razy większa. Niemcy jeżdżą dużo częściej, na dużo mniejszy dystans, co wydaje się dość oczywiste ze względu na wielką częstotliwość kursowania pociągów. Proponują prawie 4,5 razy więcej miejsc w pociągach - wyliczył w swoim podcaście na kanale „Węzeł przesiadkowy”.

Brak rezerw miejsc w pociągach. „Cięcia składów obniżyły potencjał”

Zauważył, że „9 Euro Ticket” świetnie przyjął się w weekendy. Wiele osób za naszą zachodnią granicą od kilku tygodni korzysta z tych połączeń właśnie wtedy, w odróżnieniu od miesięcy czy lat wcześniejszych. W ten sposób promocyjna oferta wypełniła pewną lukę.

- W Polsce nie ma odpowiednika regionalnych ekspresów, bo trudno tak nazwać pojedyncze przyspieszone pociągi regionalne, które łączyłyby duże miasta ze średnimi. Nie bardzo mamy też rezerwę miejsc w pociągach. Istniejące połączenia międzyregionalne w weekendy po prostu pękają w szwach... Kolej w Polsce już teraz nie jest w stanie obsłużyć zwiększonego popytu, wynikającego z wysokich cen paliw - dodał Bartosz Jakubowski.

- Kolej w Polsce już teraz nie jest w stanie obsłużyć zwiększonego popytu, wynikającego z wysokich cen paliw - uważa Bartosz Jakubowski. (Fot. ITVSejm)
- Kolej w Polsce już teraz nie jest w stanie obsłużyć zwiększonego popytu, wynikającego z wysokich cen paliw - uważa Bartosz Jakubowski. (Fot. ITVSejm)

Według niego „półtorej dekady ostrego cięcia i późniejsza polityka cięcia składów skutecznie obniżyły potencjał przewozowy polskich kolei”.

- Dopóki inwestycje w tabor nie będą miały charakteru odtworzeniowego, względem tego, co było 20 i więcej lat temu, dopóty będziemy zazdrościć Niemcom takich biletów i takiej kolei - skwitował.

Nie przegap najważniejszych wiadomościObserwuj nas w Google NewsObserwuj nas w Google News

Logowanie

Dla subskrybentów naszych usług (Strefa Premium, newslettery) oraz uczestników konferencji ogranizowanych przez Grupę PTWP

Nie pamiętasz hasła?

Nie masz jeszcze konta? Kliknij i zarejestruj się teraz!